Jedną z najpopularniejszych postaci w Oxfordzie na przełomie XVIII i XIX w. był dziekan kolegium Magdalen Martin Routh. Przez sześćdziesiąt lat mieszkańcy Oxfordu oglądali staromodną perukę człowieka, który znał zarówno dr. Johnsona jak kardynała Newmana, a który w wieku lat 94 odbywał sześciomilowe spacery i czytał do późna w noc. Umarł mając lat 99. Ten to Martin Routh spytany przez młodego adepta nauki o radę życiową odpowiedział słynnym: "Zawsze sprawdzaj to, na co się powołujesz (Always verify your references)".
O istnieniu dziekana kolegium Magdalen dowiedziałem się zrządzeniem losu u mojej dentystki (wspominałem o niej w poprzednią środę, przeurocza osoba, o poglądach takich jak moje, ma jedną maleńką wadę – zawsze boruje bez znieczulenia). Czekając kilka minut na swoją kolej czytałem „Silva rerum” Mieczysława Grydzewskiego – i poczynił tę uwagę o dziekanie kolegium Magdalen w roku 1949.
Zadziwiającym zrządzeniem losu, Norman Davies historię studiował również w Oxfordzie i również w Magdalen College. W dobie błyskawicznego docierania do informacji i jej bezzwłocznej weryfikacji, natychmiast odszukuję Martina Routha w brytyjskiej wikipedii (LINK).
Czy Davies słyszał o słynnej radzie Martina Routha? Jaki był tekst ślubowania studenta Daviesa w Magdalen College? Jeszcze nIe dotarłem - myślę jednak, ze od kilkuset lat ten tekst się nie zmienił. Davies studiował w Magdalen College, natomiast doktoryzował się na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wczoraj przez dobrą godzinę próbowałem dotrzeć do tekstu ślubowania doktoranckiego na Uniwersytecie Jagiellońskim w 1973 roku (nie odnalazłem tego tekstu, może ktoś z Salon24 pomoże ?) . Dotarłem natomiast do tekstu ślubowania doktorantów UJ ze statutu uchwalonego przez senat w 2006 roku
– Świadom wielkich tradycji i zasług Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz obowiązków członka społeczności akademickiej ślubuję uroczyście …. i doktorant ślubuje dążyć do prawdy, z najwyższą starannością realizować pracę naukową oraz spełniać obowiązki dydaktyczne, dbać o dobre imię Uniwersytetu i godność doktoranta.
Doktoranci z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu ślubują również: „badania naukowe w swoich dyscyplinach ochoczo i gorliwie będziecie uprawiać i rozwijać nie z chęci marnego zysku czy dla osiągnięcia próżnej sławy, lecz po to, by tym bardziej krzewiła się prawda i jaśniej błyszczało jej światło, od którego zależy dobro rodzaju ludzkiego, a doktoranci z Uniwersytetu Gdańskiego ślubują ….
Wczoraj zastanawiałem się jak zatytułować swój wpis. Zdawałem sobie sprawę, że gdy tytuł będzie brzmiał „Zbrodnia Normana Daviesa” małe będą szanse, by ukazał się na stronie głównej. Bardzo łatwo i przekonywująco mógłbym dowieść, że „zbrodnia” w tytule jest jak najbardziej na miejscu, że jest stosowna, ale czy salonowemu cenzorowi chciałoby się wnikać w sens zbrodni Daviesa? A przecież zbrodnia to też tyle, co czyn zasługujący pod względem moralnym na najwyższe potępienie, czyż nie ?
Czy tekst ślubowania i wystąpienia Normana Daviesa w określonym kontekście politycznym, i treść tego wystąpienia, w czasie gdy trwa nagonka na historyków IPN, gdy znaczna część zebranych na Zamku Królewskim rechoczących z głębi dowcipów Daviesa postuluje likwidację Instytutu Pamięci Narodowej nie jest samobójstwem niezależnego historyka Daviesa i narodzeniem się historyka „politycznego”?
Gdybym zatytułował „zbzikowana historia Polski Normana Daviesa” - tytuł nawiązujący do tytułu w Gazecie Wyborczej (Norman Davies: Wałęsa i bzikowata interpretacja historii) i do mojej lektury recenzji (dotarłem do druzgocącej recenzji „God's Playground. A History of Poland in two volumes” z 1983 roku ) tekst pojawiłby się jako dziesiąty w kolejce i po dwóch godzinach zniknąłby w czeluściach archiwum.
A gdybym zatytułował „Harakiri Normana Daviesa” . Tytuł byłby nawiązaniem do bezprecedensowego ataku Normana Daviesa na profesora historii z Japonii, byłby nawiązaniem do próby ośmieszenia japońskiego historyka zajmującego się historią Polski (o tym we wpisie właściwym) i jednocześnie –jeżeli uznamy, że przyłączenie się Daviesa do nagonki na historyków Instytutu Pamięci Narodowej jest jego samobójstwem jako niezależnego badacza historii - to czy tytuł „Harakiri Normana Daviesa” byłby zasadny?
Wczoraj zamierzałem napisać o historyku Normanie Daviesie, byłaby to kontynuacja mojego tekstu , "Żywoty równoległe Davies - Cenckiewicz", ale … dotarłem do nowych informacji, które w całkowicie innym świetle stawiają Daviesa. Zorientowałem się, że spoglądałem na niego przez różowe okulary. Zamierzałem pisać o Daviesie – w kontekście obrony przed pałkarzami z Gazety Wyborczej Cenckiewicza i Gontarczyka, w kontekście jak mi się wydawało przypadkowego uwikłania Daviesa w politykę i użycia jako bezmyślnego narzędzia- ale hołdując zasadzie „Zawsze sprawdzaj to, na co się powołujesz”, wczoraj cały swój wolny czas spędziłem w Berezie Kartuskiej i na San Domingo, a także maszerując z pułkami Księstwa Warszawskiego, a także w archiwum Gazety Wyborczej.
Tekst który zamierzam napisać, wkleję jutro, może pojutrze – to co teraz czytelnik ma przed oczami jest relacją z próby pisania, jest opisem docierania do prawdy. Po prostu, gdy zasiadałem do pisania dysponowałem taką wiedzą, że z łatwością mógłbym przedstawić warsztat historyka Normana Daviesa z roku 1982 – i zderzyć go z warsztatem Gontarczyka i Cenckiewicza. Skutek? Na pewno Davies sam by się ośmieszył swoimi tekstami historycznymi, tak jak zawahał się przed wyśmianiem znajomości historii Polski przez nobliwego profesora z Japonii. Ale dygresja i dygresja, z każdą książką i z każdym źródłem do którego docieralem dygresji przybtywało. Sorki. Przypominam - Davies wydając Boże Igrzysko miał 42 lata, był o jedno uniwersyteckie pokolenie starszy od Gontarczyka i Cenckiewicza.
Kończę, gdyż zaraz jadę do mojej dentystki, na pewno usłyszę o chińskim cudzie Tuska. Ale teraz zajawka kolejnego wpisu, by niezależnie od „tytułu” ktoś zajrzał.
"Zawsze sprawdzaj to, na co się powołujesz”
W 1982 roku Norman Davies pisał, że legioniści polscy na San Domingo „wyginęli co do nogi". W 2002 roku czytam u niego, że „prawie wszyscy zginęli”, a wiemy, że kilkuset wróciło do kraju, pozostała na Santo Domingo, inni wyjechali so Ameryki, na Kubę lub Jamajkę. Jaki wniosek? Niestaranność? Lekkomyślność ?
W 1982 roku Norman Davies pisał – podaję za Wojciechem Wasiutyńskim: W Berezie Kartuskiej „zmarło 17 osób". Wasiutyński słowo „zmarł” którego użył Davies tłumaczył z angielskiego, ale jest oburzony jako bezpośredni świadek historii - pisze, bito i poniżano, ale nikogo nie zabito. Przewertowałem tom drugi „Najnowszej Historii Polski” Władysława Pobóg -Malinowskiego, o żadnej ofierze nie pisze – ale wiadomo, piłsudczyk, może przemilcza niewygodne fakty. Sięgam do pierwszego tomu „najnowszej historii Polski” Roszkowskiego (2003) – cicho sza. Zaglądam do polskiej wikipedii, bez wątpienia, jakiś lewicowy historyk poinformował (dopisał info) o zabitych w Berezie Kartuskiej - ani słowa. Biorę w koncu do ręki artykuł zatytułowany "Bereza, polski obóz koncentracyjny" Andrzeja Garlickiego z kwietnia 2008 roku –a więc, jeszcze ciepły. Już sam tytuł wskazuje, że gdyby w Berezie komukolwiek z głowy spadł włos ze skutkiem śmiertelnym, Garlicki na pewno swoje odkrycie by nagłośnił na łamach Gazety Wyborczej. Ofiar nie odkrył.
Od pierwszego wydania Bożego Igrzyska minęło dwadzieścia lat i oto w roku 2002 ukazuje się kolejne wydanie, z adnotacją „Książka zalecana przez Ministerstwo Edukacji Narodowej do użytku szkolnego. „. Jednym z recenzentów jest profesor Karol Modzelewski. I oto na stronie 891 czytam o Berezie Kartuskiej, „liczbę ofiar śmiertelnych szacuje się na siedemnaście osób”.
I na koniec, gdyż pędzę za chwilę do mojej uroczej dentystki. Pędzę z Bocheńskim w kieszeni (nie stalinistą Jackiem Bocheńskim z GW, nie Adolfem specjalistą od głupoty – chociaż profesorowi Sadurskiemu obiecałem napisać o głupocie, i bez wątpienia czeka, a z Józefem – specjalistą od zabobonów).
Więc na koniec, i niech to będzie wytłumaczeniem, dlaczego tekst właściwy o warsztacie historycznym Daviesa i obrona Cenckiewicza i Gontarczyka, mowa obronna zapewne jutro.
Otóż pisząc, sięgam do źródeł i rośnie stos książek i rośnie ilość otwartych stron na monitorze i przybywa dygresji i wątków jeszcze ważniejszych i czas mija i temat odkładam … . więc czytam w wywiadzie Wrońskiego z Normanem Daviesem upiorno brzmiące słowa. Kto zaprzeczy, że nie brzmią upiornie słowa profesora historii Normana Daviesa :
„Upadek komunizmu nastąpił bez jednej kropli krwi.”
gdy w tych dniach mija kolejna rocznica męczeńskiej śmierci księdza Jerzego Popiełuszki. Nadal nie wiemy, którego dnia został ksiądz Popiełuszko zamordowany i w jakich okolicznościach. Wiemy natomiast, że prokurator śledczy z IPN Andrzej Witkowski został nagle i bez podania przyczyn odsunięty przez Witolda Kuleszę od śledztwa, gdy zamierzał postawić w stan oskarżenia generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka.
Czyli mamy następującą sytuację – z jednej postuluje się likwidację Instytutu Pamięci Narodowej i w tym samym czasie, Ministerstwo Edukacji Narodowej zaleca do szkół książką, z której można się dowiedzieć, że było 17 ofiar śmiertelnych Berezy Kartuskiej, a zabójstwo Narutowicza było pierwszym z serii głośnych morderstw politycznych, a w Gazecie Wyborczej czytamy: „Upadek komunizmu nastąpił bez jednej kropli krwi.”
Oczywiście ten ostatni akapit jest trochę demagogiczny, ale gdy sięgniemy do przemówienia Daviesa na zamku Królewskim, to życzę wszystkim, aby z tylko tak demagogicznymi argumentami się spotykali..
Właściwy wpis – prawdopodobnie jutro, gdyż „Zawsze sprawdzaj to, na co się powołujesz”. I taki nadaję tytuł – Normanie Davies: „Zawsze sprawdzaj to, na co się powołujesz”.I przepraszam, za niejasności, literówki i takie tam, ale życzliwie oczekując na poprawki. Liczę na dwie informacje – jaką serię mordów politycznych mógł mieć Davies na myśli i ile było ofiar śmiertelnych Berezy. I przepraszam za powtórzenia i moją dentystkę, ale przecież to jest blog, a nie praca naukowa. Blog w którym piszę na kolanie, albo odkładam i odkładam ...
Inne tematy w dziale Polityka