Poseł Janusz Palikot zachowuje się w sprawie afery hazardowej trochę tak, jak „głębokie gardło”(„Deep Throat”). Gdy tylko zasiądzie przed telewizyjnymi kamerami, to od razu dowiadujemy się czegoś interesującego. Z tą tylko różnicą, iż „głębokie gardło”, czyli informator Woodwarda i Bernsteina, dziennikarzy „Washington Post” podczas afery „Watergate”, dostarczał informacji w sposób anonimowy, świadomie, a przede wszystkim w imię interesu publicznego. Palikot zaś mówi o wszystkim oficjalnie, zdradza różne fakty nieświadomie i po to tylko żeby „zamieszać”. A może świadomie…
Parlamentarzysta Platformy Obywatelskiej jest ostatnimi czasy niesamowicie „wylewny”, bardzo dużo mówi i opisuje poszczególne sytuacje. Nigdy zresztą nie był w sferze komunikatywności zbyt powściągliwy, zazwyczaj jednak wprowadzał do debaty publicznej tematy śmieszne, mało poważne i kuriozalne; teraz zaś formułuje konkretne oczekiwania oraz operuje całkiem ciekawymi faktami. Żąda dymisji ministra Kapicy i w ciągu zaledwie 24 godzin się z tego żądania wycofuje, domaga się aresztowania Gosiewskiego oraz Wassermana, a przede wszystkim pogrąża swoich partyjnych kolegów, ujawniając, iż przewodniczący sejmowej komisji śledczej, pokazywał mu materiały Centralnego Biura Antykorupcyjnego podczas posiedzenia prezydium klubu parlamentarnego PO. Jeszcze kilka takich wystąpień posła Palikota w telewizji i o kulisach afery hazardowej, opinia publiczna może się dowiedzieć o wiele więcej… Nie ma się zatem, co dziwić, iż przewodniczący Grzegorz Schetyna, każe Palikotowi liczyć się ze słowami.
Są tylko trzy racjonalne wyjaśnienia publicznych poczynań Palikota. Albo jest tak głupi, że „plecie, co mu tylko ślina na język przyniesie”, nie zważając na konsekwencje, a dla swoich „pięciu minut” przed kamerami gotów byłby się nawet rozebrać lub zdradzić najbardziej pikantne szczegóły intymnej sfery jego partyjnych kolegów; albo realizuje lojalnie i w sposób przemyślany skrzętny plan taktyczny Platformy, odwracając swoimi wypowiedziami uwagę opinii publicznej od istoty problemów i kierując poszczególne tropy na poboczne, lub co najwyżej drugorzędne tory; albo też w PO toczy się jakaś polityczna gra, Palikot jest jednym z jej głównych aktorów i świadomie zdradza poszczególne (niewygodne dla konkretnych osób) fakty, aby ostatecznie pogrążyć swoich wewnętrznych politycznych konkurentów i "zatopić" ich w "morzu podejrzeń".
Osobiście stawiam na mieszankę wszystkich tych trzech scenariuszy… Jeden przecież, wcale nie musi wykluczać drugiego. Palikot, to bowiem lojalny „żołnierz” premiera Donalda Tuska. W praktyce jedynie jemu jest w stanie się podporządkować. Schetynę zaś, Gowina, czy Komorowskiego nie cierpi prawie tak samo mocno, jak braci Kaczyńskich. Gdyby mógł, to by ich wszystkich razem wziętych „utopił” w przysłowiowej „łyżce wody”. Każdy „błazen” ma przecież swój rozum i wie, kto mu chce zrobić „koło pióra”. „Polskie głębokie gardło” na pewno więc jeszcze w przyszłości, nam wiele ciekawych rzeczy powie…
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka