Od jakiegoś czasu ze zdumieniem czytam kolejne wynurzenia kolegów przeróżnych na temat, nazwijmy to pseudonaukowo, precyzji dookreślania pojęć „patriotyzm” , „ojczyzna” i „Polska”. Pozwoliłem sobie także i Polskę napisać w cudzysłowie bo mam wrażenie, że dla tych kolegów słowo to jest istotnie cudze.
Rzecz cała, co można sobie choćby pooglądać na przykładzie tekstu kolegi kosikosi*, co go dziś widziałem na samiuśkiej górce strony głównej Salonu24 sprowadza się, tak mi się zdaje, do poważnego problemu z definiowaniem. W tekście „Dlaczego nie zginę za Polskę” kolega ów wyjaśnia, że ginięcie za Polskę jest… nieprecyzyjne. Jest też oczywiście bezsensowne, jeśli przyjąć, że jednak chodzi o Polskę jako Polskę, ale głównie nieprecyzyjne. Tłumaczy ów kolega, że na pytanie, czy zginałby za Polskę, oczywiście odpowie, że nie. Ja sam od siebie podejrzewam, że mógłby nawet i odpowiedzieć bardziej dosadnie.
No ale gdyby go zapytać czy zginałby za swoich bliskich, to już owszem. Ten aspekt „ginięcia za” jest dla niego do przyjęcia.
Niestety, durny jest ten kolega kosikosi. Z dwóch powodów tak uważam. Pierwszy powód jest taki, że o ile do obrony Polski można by (oczywiście gdyby nie edukatorzy w rodzaju kolegi kosoikosi) zmobilizować tylu, że mogłaby ona mieć jakiś sens, w sprawie obrony swoich bliskich mógłby kolega liczyć tylko na siebie i resztkę rodziny. Mamy tu do czynienia z, nazwijmy go, „paradoksem matki, która siedzi z tyłu”. Kolega kosikosi nie czuje, że zawężając krąg tych, których warto bronić, zawęża się też krąg potencjalnych obrońców.
No ale ten powód to tylko problem kolegi kosikosi. I ewentualnie jego rodziny, która, jakby co, broniona będzie przez kolegę kosikosi za pomocą, jak się domyślam, sztachety. I nikogo więcej.
Poważniejszym problemem, że kolega kosikosi, na pierwszy a nawet i drugi rzut oka sprawiający wrażenie skończonego tworu naszego systemu edukacji nie potrafi chyba na najprostszym choćby poziomie zdefiniować czym jest Polska.
Co to jest Polska?
Spytał Jaś w przedszkolu.
Polska- to wieś
i las,
i zboże w polu,
i szosa, którą pędzi
do miasta autobus,
[…]
Polska to jest także twój rodzinny dom…**
Po tym wyjaśnieniu Jaś w przedszkolu zdecydowanie lepiej od kolegi kosikosi wie czym jest Polska. Bez wątpienia bije go też na głowę absolwent gimnazjum, który w żadnym razie nie będzie zastanawiał się czym jest Polska, sadząc brednie w rodzaju „Jeśli ktoś uważa że warto ginąć za rozłożenie słupków przy granicach, to powodzenia mu życzę.”
Nie wiem kiedy koledze umknęło, że oprócz tych słupków na Polskę składa się jeszcze kilka milionów kolegów kosikosi z ich bliskimi. I większość z nich, poza właściwym kosikosi i kilkoma myślącymi równie nieprecyzyjnie jak on, wie dobrze, że „umieranie za Polskę” i za „moich bliskich” jest w bardzo dużej mierze tożsame. Nikt nie będzie zastanawiał się „czy warto ginąc za Malinowską spod siódemki” i kogoś tam jeszcze a starczy ta Polska w pytaniu.
Nie wiem skąd się bierze tak wielu naiwnie przekonanych, że „jakby co” będą mieli gdzie uciec. Nie chciałbym naprawdę widzieć ich, jak na zatłoczoną szosą popędzą do granicy by przekonać się, że ją zamknięto. Że nikt ich nie wpuści bo ma ich gdzieś.
Nie wiem też skąd się bierze ta pewność, że pod okupacją nie musi zaraz być tak źle. Starczy się nie rzucać i takie tam. Szkoda, że ci, co są tego tak pewni, nie mogą porozmawiać z duchami tych, którzy nic takiego nie zrobili by zasłużyć na kominy Oświęcimia czy Treblinki.
Zdolność do uczenia się na błędach i wyciągania wniosków dana jest przez naturę organizmom znacznie mniej skomplikowanym niż kolega kosikosi. Zanim więc nauczy się on czegoś od Jasia, niech popatrzy na mrówki czy wilki zabijające w obronie swego terenu ( te „rozłożenie słupków przy granicach” kolegi kosikosi) oznaczającego jedzenie, możliwość rozrodu i w ogóle szansę na przeżycie , i coś w ten deseń. To będzie dla niego pouczające.
* http://kosikosi.salon24.pl/573567,dlaczego-nie-zgine-za-polske
** Czesław Janczarski, „Co to jest Polska?”
Inne tematy w dziale Polityka