Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
158
BLOG

„Czarna dziura” rządu mniejszościowego czyli czego uniknęła prawica…

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Rząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Najgorsze mamy chyba za sobą. Byliśmy świadkami – i uczestnikami – politycznego trzęsienia ziemi połączonego z burzą z piorunami. Po tej burzy wychodzi jednak słońce. Obóz Zjednoczonej Prawicy jest jak małżeństwo po przejściach, które jednak zdecydowało, że ze względu na przyszłość dzieci i pragmatycznie podejście do unikania wojny o podział majątku, lepiej jest dalej być razem niż rozwodzić się na oczach rodziny, przyjaciół i niechętnych sąsiadów.

Uniknęliśmy najgorszego… 

Może też jednak temu politycznemu małżeństwu wróciły sentymentalne wspomnienia. Bądź co bądź Obóz Zjednoczonej Prawicy wygrał siedem razy pod rząd, co jest rekordem w historii nowożytnej Polski, czy też III i IV RP razem wziętych. 

Czy nastąpił proces „zmęczenia” tym nieustannym pasmem wiktorii? Być może. Brytyjscy konserwatyści za czasów Margaret Thatcher i Johna Majora czy niemieccy chadecy za ery Helmuta Kohla też w pewnym momencie wydawało się, że chorują na „zmęczenie materiału”. A jeśli nawet tak nie było, to odpowiednio Brytyjczycy i Niemcy byli na pewno zmęczeni formacjami, które były u władzy. Tyle, że na Wyspach Brytyjskich i w RFN chodziło o rządzenie przez lat odpowiednio: 18 i 16, a nie pięć, jak w przypadku Prawa i Sprawiedliwości. Stad też trudno to do końca porównywać, nawet jeśli polskie społeczeństwo historycznie znane jest z pewnej niecierpliwości względem własnych rządów i bardzo krytycznego do nich stosunku. 

Uniknęliśmy najgorszego. Oczywiście gdyby rząd wykreowany przez Jarosława Kaczyńskiego stracił większość w Sejmie RP to funkcjonowałby dalej jako rząd mniejszościowy – tyle, że nie leży to w polskiej tradycji politycznej. Nie było tak w II Rzeczypospolitej, o okresie PRL-u nie wspomnę, natomiast w III, a nawet IV RP gabinety mniejszościowe miały miejsce zaledwie pięć razy i trwały najdłużej rok. 

Rządy mniejszościowe: prawicowe, lewicowe, ale zawsze krótkie 

Zaczęło się do rządu Jana Olszewskiego, który w wyniku „lewego czerwcowego” upadł po zaledwie półroczu. Próby wcześniejszego – przed ogłoszeniem wyników lustracji-poszerzenia jego zaplecza politycznego o Unię Demokratyczną spełzły na niczym, a obłaskawianie utrzymaniem przedstawicieli PSL na stanowiskach wicewojewodów i w różnych urzędach centralnych nie przełożyło się na trwałe poparcie prawicowego rządu przez formacje bardzo młodego Waldemara Pawlaka. Rząd Hanny Suchockiej upadł natychmiast jak tracił większość w parlamencie, gdy mieli go dosyć nawet posłowie PC i NSZZ „Solidarność”, niespodziewający się pewnie jednak decyzji o błyskawicznym rozwiązaniu parlamentu, którą prezydent Lech Wałęsa utorował drogę powrotu do władzy przez postkomunistów. 

Trzecim, a drugim centroprawicowym, rządem mniejszościowym, który objawił się na polskiej scenie politycznej – i potrwał rok – był rząd Jerzego Buzka. Stało się to od momentu, gdy z koalicji Akcji Wyborczej „Solidarność” – Unia Wolności odeszła UW z dwukrotnym wicepremierem i ministrem finansów Leszkiem Balcerowiczem na czele. Samodzielny gabinet AWS-u potrwał raptem paręnaście miesięcy, a na jego pokładzie, co mało kto już pamięta, był … minister obrony narodowej Bronisław Komorowski! Zakończyło się to dla AWS prawdziwą nawet nie tyle polityczną katastrofą, co zgonem. A ściślej, samobójstwem, bo z irracjonalnych powodów koalicja Ruchu Społecznego „Solidarność” (RS”S”), Zjednoczenia Chrześcijańsko -Narodowego (ZChN), Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego(SKL) oraz Polskiej Partii Chrześcijańskich Demokratów (PPChD) i wybrała formułę startu w wyborach A.D. jako koalicji ,a nie komitetu wyborczego czy jednej partii, sama z siebie podnosząc próg wyborczy z pięciu do ośmiu procent. To nawet nie był strzał we własne kolano, to był strzał we własna głowę. Właściwie identyczny, jak ten który osiem lat wcześniej uczyniła inna centroprawicowa koalicja czyli Katolicki Komitet Wyborczy „Ojczyzna”. Obie te polityczne „twory na wybory” – w 1993 i 2001 – oba będące sierotami po mniejszościowych rządach przez wybór błędnej struktury wyborczej sprezentowały władze postkomunistom z SLD.

Następnym rządem mniejszościowym – już nr 4 – był tym razem stricte lewicowy gabinet, który rozpoczął prace jako koalicja SLD-PSL, a kończył kadencje już po wejściu Polski do Unii Europejskiej w roku 2005 bez „ludowego” członu. Tyle, że owa mieszanka partyjnych bonzów Sojuszu, technokratów i lewoskrętnych liberałów przepadła w kolejnych wyborach do Sejmu RP. Paradoksalnie SLD uzyskał lepszy wynik procentowy i pod względem bezwzględnej liczby głosów niż cztery lata wcześniej, ale władzę stracił. Czy to nie charakterystyczne, że formacja tworząca w Polsce mniejszościowy gabinet po raz czwarty poddała się weryfikacji wyborczej i po raz czwarty poniosła klęskę? Znamienne, że dotyczyło to zarówno formacji prawicowych (PC, ZChN, Porozumienie Ludowe tworzące rząd Jana Olszewskiego oraz „Ojczyzna” współtworząca rząd Hanny Suchockiej), lewicowych (SLD w 2005) czy liberalnych, jak UD w 1993.  

Prawica odrobiła lekcję 

Wreszcie przejdźmy do tego ostatniego, ale najbardziej pamiętanego rządu mniejszościowego czyli gabinetu Jarosława Kaczyńskiego i PiS w roku 2005. Skądinąd na te pięć mniejszościowych rządów, aż trzy były, nomen-omen, prawicowe. Warto z tego tytułu wyciągnąć zasadnicze wnioski. 

Rząd Jarosław a Kaczyńskiego mógł trwać dłużej, ale premier, a jednocześnie prezes PiS wyciągnął wnioski z tego, co działo się z Akcja Wyborcza „Solidarność” raptem sześć lat wcześniej. Nie chciał, aby Prawo i Sprawiedliwość stało się „drugim AWS-em” i urządziło sobie wyborczą równię pochyłą, co mogłoby może nie tyle wyrzucić PiS na polityczny aut, ale na pewno zmarginalizować. Pójście więc na wybory było oddaniem władzy, ale jednocześnie znaczacym, bo o ponad dwa miliony głosów (!) , poszerzeniem elektoratu, zagwarantowaniem sobie roli opozycyjnej „partii nr1”, ale też początkiem (długiej jak się okazało) drogi z powrotem do władzy. 

 Tym razem udało się uniknąć perspektywy rządu mniejszościowego, który zawsze w Polsce ostatnich 30 lat oznaczał w perspektywie najpóźniej parunastu miesięcy przyspieszone wybory i porażkę partii rządzącej, obojętnie czy była ona z prawa czy z lewa. Przesilenie wywołane przez Jarosława Kaczyńskiego uratowało nas od równi pochyłej i „politycznej czarnej dziury”, w którą wpadały wszystkie partie, które uczestniczyły w mniejszościowych gabinetach. 

Dobrze, że jako formacja odrobiliśmy lekcję z przeszłości. To zwiększa szanse na przyszłe wyborcze wiktorie, choć wcale ich automatycznie nie gwarantuje. 

*tekst ukazał się w tygodniku „Gazeta Polska Codziennie”” (28.09.2020) pod redakcyjnym tytułem „Odrobiliśmy lekcję z przeszłości”. 


historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka