Na kwiecień przypadają rocznice śmierci dwóch wybitnych polskich przedsiębiorców, którzy działając w XIX wieku pod zaborem rosyjskim właśnie na niwie gospodarczej poszerzali wolność Polaków. Mowa o dwóch ludziach ze spolonizowanych już rodzin: Leopoldzie Kronenbergu i Karolu Wilhelmie Scheiblerze.
Kronenberg, Kraszewski i ... „Gazeta Polska”
Pierwszy z nich urodził się w – budzącym w Polsce resentymenty i nadzieje – roku wyprawy Napoleona na Moskwę przy udziale naszych wojsk czyli 1812. Zmarł zaś 5 kwietnia 1878 roku. Do historii Rzeczypospolitej przeszedł jako „bankier-patriota”. Samuel Kronenberg, jego ojciec był żydowskim bankierem z rodu, z którego pochodziło wielu rabinów. Leopold był jednym z siedmiorga jego dzieci. Jego brat Henryk, lekarz, został uszlachcony w 1875. Drugi brat, Władysław, był urzędnikiem skarbowym.
I tu glosa do historii polskiej tolerancji. Oficjalnie podając wyznanie: „mojżeszowe” Kronenberg skończył katolickie gimnazjum prowadzone przez ojców Pijarów. Maturę zrobił w stolicy, w Liceum Warszawskim. Studiował w Niemczech – w Berlinie i Hamburgu. Ominął go udział w Powstaniu Listopadowym. Gdy miał 21 lat oficjalnie wpisano go na listę „kupców warszawskich”. Był finansistą, ale majątek zbił na dzierżawie monopolu tytoniowego. W tym charakterze rezydował – tak jak jego dwóch poprzedników – w Warszawie w pałacu na ulicy Długiej. Mając 39 lat stworzył bank, który finansował głównie rolników i inicjatywy przemysłowe. To otwarcie linii kredytowych dla rolnictwa nie było przypadkowe. Była to pasja Kronenberga, a za swoją misję uznał unowocześnienie polskiego rolnictwa na przekór rosyjskim urzędnikom. Nasz bohater uważał, że trzeba wspólnie z ziemiaństwem wypracować plan niezbędnych reform społecznych. Reforma ta zakładała oczynszowanie chłopów. Charakterystyczne, że w wieku nieco ponad trzydziestu lat przeszedł na chrześcijaństwo. Wybrał protestantyzm. Był człowiekiem bardzo rzutkim i aktywnym. Zasiadał we władzach giełdy z jednej strony, a w Zgromadzeniu Kupców – z drugiej. Należał też do prestiżowej Rady Przemysłowej Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych.
Zwolennik pracy organicznej, klasyczny pozytywista, wspierał idee stopniowych reform margrabiego Aleksandra Wielopolskiego, które miały poszerzyć polską wolność. Uważał, że zanim Polska obwieści niepodległość, trzeba zadbać o silną gospodarkę, zreformować i w jakiejś mierze spolonizować struktury administracyjne pod carskim zaborem.
I tu rzecz niesłychanie ciekawa dla czytelników „Gazety Polskiej Codziennie”: Kronenberg w 1855 kupił „Gazetę Codzienną” – tytuł mało wówczas popularny, mianował nowego redaktora naczelnego: wybitnego pisarza historycznego Józefa Ignacego Kraszewskiego oraz zmienił tytuł na… „Gazeta Polska” i spowodował, że poprzedniczka naszej dzisiejszej „GP” stała się pismem wpływowym, które kształtowało patriotyczną opinię publiczną i jednocześnie było jej głosem.
Antysemityzm służy Rosji
Wywodzący się z żydowskiej rodziny Kronenberg był entuzjastą asymilacji Żydów z polskim społeczeństwem, a antysemityzm uważał za pożyteczny dla … carskiej Rosji. Kreml bowiem już wtedy postępował zgodnie z łacińską maksymą „divide et impera” („dziel i rządź”). Ówczesna „Gazeta Polska” Kraszewskiego i Kronenberga toczyła polemiki z innym dziennikiem, który przeciwstawiał się asymilowaniu się Żydów i ich wtapianiu się w polskie społeczeństwo. Nosił on tytuł… „Gazeta Warszawska”. Cóż, upłynęło przeszło 160 lat, a dziś mamy znowu gazety pod tymi tytułami (w drugim przypadku zmieniony na „Warszawska Gazeta”) i znów ze sobą polemizują…
Kronenberg był przeciwnikiem Powstania Styczniowego. Wchodził w skład Delegacji Miejskiej, która faktycznie była kierownictwem obozu „Białych” – patriotycznych elit, które powstania nie chciały. Po Powstaniu Styczniowym bankier wycofał się z działalności publicznej, która w praktyce stała się prawie nierealna w warunkach rosyjskich represji. Ciekawe, że pięć lat po Powstaniu, mimo jednoznacznych patriotycznych afiliacji Kronenberga, bankier przyjął od cara order Świętego Włodzimierza oraz dziedziczne szlachectwo... To rzuciło na niego cień i wzbudziło kontrowersje.
Dwa lata później swój „dom bankowy” przekształcił na Bank Handlowy, a także współtworzył Warszawskie Towarzystwo Fabryk Cukru. W 1875 roku dzięki jego pomocy powstała w Warszawie Szkoła Handlowa.
Choć zmarł na Lazurowym Wybrzeżu we Francji ,w Nicei w 1878, to pochowano go w Warszawie na cmentarzu ewangelicko-reformowanym.
Jedyny Polak w pierwszej „20” najbogatszych przedsiębiorców Europy
Karol Wilhelm Scheibler pochodził z Belgii, z rodziny zajmującej się tkaniem sukna. A jednak życie związał z Polską. Jeszcze jako nastolatek był na praktyce w przędzalni swojego wuja w Verviers, a następnie zaczął podróżować po Europie, aby w wieku 28 lat osiąść w naszym kraju. Został dyrektorem przędzalni u swojego kolejnego wuja Schloessera, ożenił się z jego siostrzenicą, po czym przeniósł się do Łodzi i założył fabrykę – pierwszy i ostatni raz ze wspólnikiem. Po kłótni z nim przyjął zasadę, że od tej pory prowadzi interes samodzielnie. W wieku 35 lat otworzył całkowicie zmechanizowana przędzalnię bawełny, a następnie tkalnię. Już po pięciu latach wartość produkcji jego fabryk oceniano na ponad 300 tysięcy rubli, co w Łodzi dawało Scheiblerowi drugie miejsce po fabryce Geyera. Choć miał otwarty kredyt w najważniejszych bankach, miał zasadę: pożyczał tylko na krótko, unikał pożyczek hipotecznych i kredytów długoterminowych, które wykończyły setki przedsiębiorców przed nim i po nim. Wyśrubował wydajność pracy, a jednocześnie… płacił najmniej w całej Łodzi. To doprowadziło do buntu robotników, którzy dwa lata przed Powstaniem Styczniowym zdemolowali jego fabrykę. Paradoksalnie to właśnie jednak Scheibler zbudował pierwszą w Łodzi kolonię domów robotniczych.
Podczas kryzysu w okresie wojny secesyjnej bankrutowało wiele firm, ale dla dawno spolonizowanego Belga był to okres największej prosperity. Olbrzymie zapasy bawełny sprzedawał po znacznie zawyżonych cenach. Kupił przędzalnię czesankową, a potem otworzył drugą tkalnię mechaniczną.
Doprowadził do tego, że na przełomie lat 1860/70 jego fabryki stanowiły dwie trzecie(!) przemysłu włókienniczego w Łodzi, a ponad połowa robotników pracowała dla niego. Wreszcie, w 1873 roku otworzył czteropiętrową przędzalnię połączoną z tkalnią z najnowocześniejszymi maszynami w Europie. Dwa razy strawiły ja pożary, ale za każdym razem była ona odbudowywana. Miał własną linię kolejową i pierwszą w mieście własną gazownię w fabryce. Wybudował też kolejną, tym razem pięciopiętrową przędzalnię.
Jego fabryki osiągnęły łączną kubaturę … miliona metrów sześciennych. Pod koniec lat 1860-tych imperium Scheiblera odpowiadało za trzy piąte produkcji włókienniczej Królestwa Polskiego!
Określany jako „król łódzkiego przemysłu na europejską skalę” swój kapitał początkowy pomnożył o prawie 700 (sic!) razy. W ciągu ćwierćwiecza swojej działalności w Łodzi wypracował majątek szacowany na ponad 14 milionów rubli i jako jedyny Polak wszedł do pierwszej dwudziestki najbogatszych przedsiębiorców Europy.
Przed śmiercią swoje zakłady przekształcił w rodzinną spółkę akcyjną. Dorobek jego życia przetrwał 65 lat po jego śmierci i został zagrabiony przez komunistów w 1946 roku. 12 kwietnia będziemy obchodzić 140 rocznicę jego śmierci.
Warto przypomnieć sylwetki ludzi, którzy budowali polską potęgę gospodarczą w najbardziej niesprzyjających warunkach – pod rosyjską okupacją.
*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (12.04.2021)
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura