Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
36
BLOG

HUZARÓW DWÓCH: SZERMIERZ PARULSKI I PIĘŚCIARZ KASPRZYK

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Sport Obserwuj notkę 0

Najpierw „damy”, potem „huzary”, powtarzam często, bo przecież w naszej ojczyźnie i polskiej tradycji to kobiety mają pierwszeństwo. Tak było, tak jest i tak będzie, choćby nawet niektóre panie w Parlamencie Europejskim – czego doświadczyłem na własnej skórze! – obruszały się na mnie lub gniewnie wzruszały ramionami, gdy przepuszczałem je w windzie lub w drzwiach. Cóż, dla nas, Polaków to naturalna uprzejmość wyniesiona z domu, ale dla niektórych dziwaków forma seksizmu, bo niektóre kobiety uważają za obrazę, jak się je przepuści przodem. Na szczęście raczej nad Sekwaną czy Renem, a nie nad Odrą.

A swoją drogą, gdy napisałem o uprzejmości wyniesionej z domu, to od razu przypomniało mi się staropolskie porzekadło, że „niektórzy z domu wynoszą dobre wychowanie, a niektórzy - meble”…

Skoro tydzień temu w moim felietonie „Dwie damy polskiego sportu” napisałem o Halinie Konopackiej i Bronisławie Staszel-Polankowej, to dziś pora na huzarów właśnie!

Dziś chciałbym wspomnieć dwóch wielkich sportowców, urodzonych pod koniec II Rzeczypospolitej ,w latach 1938-1939. Jeden był wirtuozem pięści, a drugi „białej broni”. Obaj byli dumnymi szermierzami polskiego sportu. Ten starszy to mój imiennik i człowiek, którego miałem szczęście poznać i nie raz długo rozmawiać – Ryszard Parulski. Warszawiak, wicemistrz olimpijski z Tokio (1964) i brązowy medalista IO w Meksyku (1968). Był jednym z najbardziej wszechstronnych szermierzy nie tylko w dziejach tego sportu w naszej ojczyźnie, ale również w światowej szermierce. Oto bowiem był mistrzem świata w trzech broniach! „Mazurka Dąbrowskiego” grano mu za wygraną w mistrzostwach globu w szpadzie, szabli i florecie ! Skądinąd olimpijczykiem był trzy razy. Parulski udowodnił, że po wybitnym życiu sportowym istnieć może również znakomite życie zawodowe: był wziętym prawnikiem. Ten uznany adwokat w stanie wojennym bronił represjonowanych dziennikarzy i sportowców. Z myślą o byłych polskich sportowcach, którym się nie powiodło, inaczej niż jemu, tym , którym przyszło żyć w biedzie, założył fundację im pomagającym o znamiennej nazwie „Gloria Victis” (czyli „Chwała Pokonanym”). Był też wiceprezesem PKOL. Za zasługi sportowe, a potem w upowszechnianiu i promocji sportu dostał Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski.

Szczerze mówiąc: nie był łatwym człowiekiem, miał swoje zdanie i nie tylko go bronił, ale jeszcze twardo narzucał je innym. Miał prawicowe poglądy, ale przyjaźnił się z ludźmi, którzy serce mieli po lewej stronie, bo sport przecież łączy. W osądach innych ludzi był często kategoryczny: nie mógł wybaczyć i zawsze głośno potępiał tych polskich sportowców, którzy wyjechali z kraju i reprezentowali barwy innego państwa (nie powtórzę, co publicznie mówił o skądinąd przecież zasłużonym dla polskiego sportu Władysławie Kozakiewiczu, który występował w reprezentacji Niemiec). Honorem było go znać. Pamiętam kilkugodzinną, wyjątkową z nim i innymi mistrzami rozmowę przy suto zastawionym stole w Warszawie ,w Alejach Ujazdowskich. Non omnis moriar.

Półtora roku od niego młodszy był legendarny polski pięściarz, którego mam zaszczyt znać od lat, dziś 84-letni Marian Kasprzyk. Cóż za paradoks świadczący o sile polskiego boksu: Kasprzyk nigdy nie był mistrzem Polski, ale był mistrzem olimpijskim ! Na tych samych igrzyskach w Japonii w roku 1964, gdzie Parulski zdobył srebro, on zdobył złoto, pokonując w finale zawodnika z ZSRR. To były epickie dla nas finały turnieju pięściarskiego tokijskich IO: oto bowiem podopieczni trenera-legendy Feliksa Stamma wygrali trzy finały pod rząd, w każdym pokonując reprezentanta Związku Sowieckiego! Smakowało to podwójnie, a może nawet potrójnie...

Jednak już wcześniej na Igrzyskach Olimpijskich w Rzymie 1960 zdobył medal – i był to brąz. A potem zdyskwalifikowano go za… pobicie milicjanta. Na szczęście dyskwalifikację cofnięto i przywrócono mu możliwość boksowania przez samymi Igrzyskami w Japonii, co pan Marian wykorzystał genialnie, przywożąc stamtąd złoto. Jego historia stała się kanwą filmu fabularnego „Bokser”. Kasprzyka zagrał Daniel Olbrychski. Również i pan Marian został odznaczony najpierw Krzyżem Kawalerskim, a potem Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Dziś skromny, cichy, bardzo pobożny (przeżył późne nawrócenie i stał się człowiekiem bardzo religijnym). W tym schorowanym, niezbyt wysokim, szczupłym sędziwym panu, młodzi ludzie z Bielska-Białej, gdzie mieszka, nawet nie domyślają się pięściarza, który budził postrach w ringu.

Dwóch wspaniałych sportowców, medalistów dwóch Igrzysk Olimpijskich, ludzi niepokornych, z których jeden często walił słowem w życiu prywatnym, a drugi czasem i z pięści. Ludzie niebanalni , z życiorysami, których nie wymyślili specjaliści od PR-u, ale wykutymi przez samych siebie w ciężkim znoju w trudnych latach powojennych . Możemy tylko być im wdzięczni za wzruszenia i radości dostarczone milionom rodaków w niełatwych czasach. To także dzięki nim mogliśmy się przekonać, że „Polak potrafi” i że Polak jest lepszy od innych, tych z krajów bogatszych czy z łatwiejszą historią niż nasz.
Honorem było znać pana Ryszarda, zaszczytem jest znać pana Mariana.

*tekst ukazał się w „Słowie Sportowym” (16.10.2023)

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Sport