Kreślę te słowa w Bukareszcie ,gdzie spędziłem sześć dni w związku z pierwszą turą rumuńskich wyborów prezydenckich. Wygrał je George Simion- kandydat konserwatywnej, narodowej prawicy i to z taką przewagą (41% do 21% jego rywala,burmistrza stolicy ,liberała Nikushora Dana), że wydaje się być na autostradzie przy której jest tabliczka z napisem „Głowa Państwa”. Jednak długie lata w polityce przekonały mnie, żeby zawsze dmuchać na zimne ,a więc i w tym przypadku sukces człowieka którego znam od wielu lat odtrąbić 19 maja czyli dzień po drugiej turze wyborów w Rumunii(i jednocześnie I turze wyborów w Polsce), a nie paręnaście dni przed nią.
Rumuni być może bardziej szanują władzę niż Polacy. Czymś trzeba wytłumaczyć fakt,że podczas ostatnich 35 lat w Polsce było aż sześciu prezydentów: Jaruzelski- formalnie,ale był,Wałęsa, Kwaśniewski,sp. Kaczyński,Komorowski,Duda i tylko dwóch z nich sprawowało ten urząd dwie kadencje(Kwaśniewski i Duda) to w tym samym czasie Rumunia miała tylko trzech prezydentów (Iliescu,Basescu, Iohannis). Jeżeli nowowybrany prezydent nie popełni żadnych poważniejszych błędów ,a zdrowie mu dopisze to i on będzie sprawował urząd "Pierwszego Obywatela" dziesięć lat. Dziesięć,bo kadencja prezydenta wynosi w Rumunii tyle,ile w Polsce czyli pięć lat ,w odróżnieniu od no.USA,gdzie jest tylko czteroletnia.
Realna władza prezydenta jest w największym państwie Bałkanów większa niż w Polsce,choć niewiele większa. Na pewno Głowa Państwa nieformalnie znaczy w Bukareszcie sporo więcej niż w Warszawie.
Rumuni mają dość swojego establishmentu. Taki jest wniosek z wyborów prezydenckich w tym kraju,które przecież odbywają się tam po raz drugi w ciągu ledwie pięciu miesięcy,co jest rekordem w skali świata. Te pierwsze- w listopadzie i grudniu 2024 roku zostały odwołane dosłownie kilka dni przed II turą w absolutnie skandalicznych okolicznościach, praktycznie bez żadnych podstaw prawnych i uzasadnionych zarzutów. Władza zlekceważyła zwykłych obywateli- no i wtedy obywatele zlekceważyli władzę , a w zasadzie dali jej dwukrotnie czerwoną kartkę : dwukrotnie kandydat koalicji rządowej startował w wyborach prezydenckich i dwukrotnie nawet nie wchodził do drugiej tury. Spotkało to najpierw urzędującego premiera- Ion-Marcel Ciolacu,a potem Crina Antonescu. Nic dziwnego ,że wówczas premier podał sie do dymisji- choć oczywiscie później te dymisje cofnął. Teraz pan Ciolacu podał się do dymisji po raz drugi. Ciekawe czy i tym razem to odwoła. To kurczowe trzymanie się stołka przez szefa rządu widzą jego rodacy-i to jest jeden z powodów dla którego potem głosują na antyestablishmentowego George Simiona. Czy ich glosy wystarczą ,aby został czwartym- po zamordowanym Nicolae Ceausescu - prezydentem Rumunii od 1976 roku ? To bardzo prawdopodobne.
*Artykuł ukazał sie w tygodniku "Gazeta Olsztyńska"
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka