Jutro czyli w środę rozpocznie się dwudniowe posiedzenie Parlamentu Europejskiego w Brukseli - ostatnia sesja PE w stolicy Belgii podczas prezydencji Polski. Zainauguruje je wystąpienie prezydent Słoweni Natasay Pirc Musar. Następnie europarlament zajmie się po raz „n-ty” sytuacją na Bliskim Wschodzie, a ściślej stosunkami izraelsko -palestyńskimi. Oczywiście jeśli to, co dzieje się w „Gaza Strip” można określić mianem „stosunków”. PE zajmuje się wojną izraelsko- palestyńską praktycznie na każdym posiedzeniu. Co z tego wynika? Nic. Pustosłowie, wodolejstwo, strzeliste apele pozbawione realnego politycznego planu. Tak naprawdę Parlament Europejski systematycznie i spektakularnie pokazuje całkowitą niemoc UE , gdy chodzi o rozwiązanie sytuacji w regionie, który Anglosasi nazywają „Middle East” ,a my „Bliskim Wschodem”. Debata zatytułowana: ”Reakcja UE na planowane przez izraelski rząd zajęcie Strefy Gazy oraz zapewnienie skutecznej pomocy humanitarnej i uwolnienia zakładników” nie przyniesie oczywiście żadnego przełomu, a służyć będzie wyłącznie temu, aby nikt nie zarzucił Brukseli bezczynność. UE po prostu pozoruje politykę odnośnie Izraela i Palestyny. Bezsilność bowiem nie jest realną polityką. Mówię tu nie tylko o europarlamencie, ale też o Radzie Europejskiej i Komisji Europejskiej, której przedstawiciele w środę wystąpią na forum PE w sprawie Bliskiego Wschodu. Oznacza to, że posłuchamy po raz kolejny występującego w imieniu Rady ministra do spraw europejskich rządu w Warszawie. Tak, tego samego rządu, którego wiceministrowie spraw zagranicznych z dwóch różnych partii koalicyjnych oświadczyli, że jak premier Izraela Binjamin Netanyachu przyjedzie do Polski to trzeba go będzie aresztować zgodnie z wyrokiem Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze...
Parlament Europejski zajmie się również „Stopniowym odchodzeniem od rosyjskiej energii, Nord Streamem i suwerennością energetyczną Unii”. Gdy zobaczyłem temat tej debaty, czwartej z kolei w środowej agendzie prac PE - dostałem ataku śmiechu. Oto bowiem twarzą unijnego „stopniowego odchodzenia od rosyjskiej energii” jest przewodnicząca Komisji Europejskiejs Ursula Gertrud von der Leyen, która jako minister w trzech rządach Angeli Merkel entuzjastycznie popierała rosyjsko-niemiecki Nord Stream. Dla niemieckiej szefowej KE nie ma granic ,gdy chodzi o hipokryzje. Na szczęście widzi to w Europie coraz więcej ludzi.
*Artykuly ukazał się na portalu "Do Rzeczy"
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka