Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
24
BLOG

Sto godzin z życia europarlamentu

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Polityka Obserwuj notkę 1

Tytuł jest pewną metaforą, bo choć europosłowie przyjeżdżają na sesje Parlamentu Europejskiego do Strasburga w poniedziałki ,a wielu zostaje do piątku, a wiec są to cztery dni, co daje prawie sto godzin - to jednak w praktyce zaczynają prace od otwarcia sesji w poniedziałek o 17:00, a kończą głosowaniami, które oznaczają kres europarlamentarnej „harówy” w czwartek wczesnym popołudniem.

          Czym zajmuje się 720 (do tej kadencji, czyli do lipca 2024 roku było ich 705) europarlamentarzystów? Przedstawiam subiektywny przegląd aktywności PE, wspieranej przez dosłownie tysiące europarlamentarnych urzędników oraz asystentów grup politycznych, jak również asystentów osobistych (nie mówiąc o lobbystach, choć akurat większość z nich operuje w Brukseli raczej,a nie w Strasburgu).


PE w tym tygodniu debatował, jak niemal na każdej sesji o sytuacji w Strefie Gazy. Tytuł debaty wiele mówi „Gaza na skraju wytrzymałości: działania UE w zwalczaniu głodu oraz pilna potrzeba uwolnienia zakładników i wdrożenia rozwiązania dwupaństwowego”.

Ponad wiek temu, a nawet jeszcze dawniej w Polsce używano terminu „austriackie gadanie”. Było to określenie mówienia na jakiś temat bez żadnej konkluzji – ot, taka czcza paplanina. Termin ten przypomniałem sobie w kontekście n - tej już debaty o Strefie Gazy. Z tych godzin przemów na temat Palestyny kompletnie nic nie wynika: europarlament ,a szerzej UE pokazuje, że także w tej sprawie jest bezzębna i bezsilna.

W tym samym dniu, co charakterystyczne, miała miejsce również debata na temat Ukrainy. W tym miejscu, w zasadzie, mógłbym przepisać, słowo w słowo, a może lepiej powiedzieć „toczka w toczkę” to, co napisałem o Gazie. Z hektolitrów europarlamentarnego wodolejstwa, z różnych „aktów strzelistych”, płomiennych apeli, wspólnych zdjęć, gdzie tuż przed sutym obiadem uśmiechnięci ,ale spieszący się do jedzenia deputowani pozują do zdjęć w szalikach, a to Palestyny, a to Ukrainy (przeważnie nie są to ci sami europosłowie) kompletnie nic nie wynika, poza tym, że państwo ci mają poczucie spełnienia swojego moralnego obowiązku, a raczej „odfajkowania” sprawy.

W Strasburgu przemawiała też prezydent Mołdawii – kraju, który kandyduje do Unii i zapewne może do niej przystąpić na początku przyszłej dekady. Tyle, że rządząca partia pani prezydent tłumi w swojej ojczyźnie wolność słowa, swobody demokratyczne, zamyka telewizje krytykujące władze i wyrzuca z list wyborczych polityków opozycji -zresztą nawet 48 godzin przed elekcją i to bez prawa odwołania się. Czy zatem Mołdawia pasuje do mającej pełne usta takich pojęć jak „wolność” i „pluralizm” Unii Europejskiej? Oczywiście, że pasuje, bo stopień zakłamania w Kiszyniowie i Brukseli/Strasburgu jest bardzo zbliżony, jeśli nie identyczny....

*Artykuł ukazał się na portalu "InnaPolityka.pl"

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka