Ryszard S Ryszard S
72
BLOG

Piąta rocznica śmierci prof. Anny Pawełczyńskiej

Ryszard S Ryszard S Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Kto czytał Sienkiewicza i Pawełczyńską powinien zauważyć pokrewieństwo dusz. Różnią ich czasy i język, który je stworzył, natomiast poczucie odpowiedzialności za losy kultury i narodu pozostają te same. Sienkiewicz pisał ku pokrzepieniu serc, Pawełczyńska dla zachowania polskiego kodu kulturowego. Czasy Sienkiewicza były wypełnione kulturową treścią, czasy Pawełczyńskiej unicestwianiem tej treści, i rodzeniem się pustki. I właśnie, w tej pustej przestrzeni, pomiędzy przerwaną ciągłością myśli i brakiem tradycyjnych elit a upadkiem komunizmu; w dobie królowania disco polo i skrajnie liberalnej demokracji nie ma już czego krzepić. Tu potrzebna jest formacja. Sienkiewicz w swoim okresie napisał Trylogię, Pawełczyńska po II wojnie tryptyk, który dziś możemy nazwać niezbędnikiem inteligenckim na poziomie: „kto ty jesteś? – Polak mały”. Na tryptyk składają się następujące tytuły: Wartości a przemoc, Głowy hydry, O narodowej tożsamości oraz niewielki aneks noszącym tytuł: Ścieżkami nadziei. Kolejne pozycje książkowe, takie jak: Koniec kresowego świata, Dary losu, Koni żal oraz książka życia – Czas człowieka, są intelektualnym dopełnieniem całej twórczości prof. Anny Pawełczyńskiej.

Dlaczego Pawełczyńska jest tak ważna w intelektualnym i codziennym życiu? Dlatego, że Autorka przeżyła to, o czym bezkarnie zapomnieliśmy; dlatego, że w swoich książkach, w swojej postawie życiowej i poczuciu odpowiedzialności za polską kulturę, za naród i państwo pokazuje tę postawę społeczną, ten patriotyzm który wypracowany został w okresie trwania pełnej niepodległości oraz dlatego, że pokazuje prawdziwie polską twarz i prawdziwie polskie wartości. Obraz Pawełczyńskiej, choć opisuje czasy powojenne, nosi w sobie przedwojenną kindersztubę, która została ukształtowana pomiędzy wielkim zwycięstwem w 1920 r. a wielką klęską w II wojnie światowej. Nie ma w nim koniunkturalizmu, „puszczania oka”, sztuczności zdarzeń, jest natomiast ładunek prawdy, który w PRL i III RP niemal umknął naszej uwadze i naszej narracji kulturowej. Znika więc z pola widzenia ten niepodległy i typowo inteligencki świat, bez zbędnych kompromisów i z tradycyjnym sposobem myślenia. Pawełczyńska zatrzymuje go dla potomnych, nie w oparciu o literacką fikcję, lecz poprzez narrację uczestniczącą. I ta narracja uczestnicząca jest tu najważniejsza, bo to język prawdy, język który przemawia polskim doświadczeniem i tą po ludzku rozumiana mądrością. Jej Książki są prawdziwe, jak chleb.

Możemy się zastanawiać, co zadecydowało o takiej bezkompromisowej postawie Autorki? Odpowiedź wydaje się banalnie prosta – jej przeszłość. Na pozór typowa, bo wychowana przez rodzinny dom i przedwojenny świat. Nietypowość zaczęła się we wrześniu 1939 r., kiedy świat II RP zostaje poddany najbardziej brutalnej weryfikacji. Zaczęły sprawdzać się wartości wyniesione z domu, z harcerstwa; najpierw w szpitalu polowym, gdzie jako sanitariuszka młodziutka Anna przechodzi chrzest, nie wodą, lecz – krwią. Potem rozwój sytuacji zaczyna kompensować swoją moc: przychodzi świat konspiracji, podziemia i niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Kończy się wojna i zaczyna trudna powojenna „wolność”, w której każdy kto przeżył wojnę pragnął zgubić to, co było nie do zniesienia i złapać to, co dawało nadzieję. Nadzieja przychodziła, ale miała już inną twarz, stawiała nowe warunki. Kiedyś Profesor powiedziała: gdy skończyłam „Wartości a przemoc” i książkę odłożyłam na półkę, wszystkie lęki i nocne koszmary odeszły. Dzięki temu mogłam pisać dalej. Ta niby typowa przeszłość Pawełczyńskiej została zapamiętana i zsyntetyzowana, a sama Autorka potrafiła się wznieść tak wysoko, że swoje życie określiła „darem losu”. I to jest ta nieprawdopodobna skromność Żołnierza Niezłomnego, który wytrzymał do końca.

Książki Pawełczyńskiej są powszechnie chwalone, ale też powszechnie nieczytane. Ba, można powiedzieć, że są niezrozumiałe, ale nie ze względu na styl, bo ten jest bardzo przystępny, lecz ze względu na sztuczne doświadczenie powojennych pokoleń. Wraz ze śmiercią naszej tradycyjnej inteligencji rozmowy o Polsce poszły w niepamięć. Owszem, jest nam dobrze, ale staliśmy się bardziej prości, pospolici i oderwani od rzeczywistości. A tymczasem, mimo zmiany granic, w naszym geopolitycznym położeniu niewiele się zmieniło. Rozmów brakuje, brakuje orientacji i tej inteligenckiej czujności, która wytworzyła ten specyficzny nakaz niezłomnej postawy, pomimo braku państwa, wolności, niezbędnej dla obrony własnej własności, i często zaniku nadziei.

Kiedyś nasze położenie zamykało się w kleszczach pomiędzy Niemcami a Rosją, dziś powstał drugi krąg zależności: USA – Chiny. Poszerzyła się perspektywa polityczna, której do dziś dnia jakoś ogólnie nie potrafimy przyjąć do wiadomości i przestawić się na adekwatny sposób myślenia. I właśnie to „zagapienie kulturowe” powoduje, że twórczość Pawełczyńskiej jest dla nas jednocześnie: tak istotna i tak niezrozumiała. I doprecyzujmy – istotna dlatego, że w PRL nasza świadomość kulturowa została zdeformowana, zniszczona i sztucznie zawieszona pomiędzy nieistnieniem II RP a utopijnym marksizmem; to musimy to zmienić. Niezrozumiała dlatego, ponieważ przestaliśmy rozumieć własną kulturę. I w taki sposób staliśmy się w niej nieobecni. Ale to nie koniec, jest gorzej, bo wydaje nam się, że to nasze nowe szczęśliwe życie możemy ułożyć sobie bez przeszłości, bez idei, bez historii oraz bez odwołań do Boga.

Pawełczyńska mówi stop! Ostrzega – nie zapominajcie o moim doświadczeniu, bo ja je przeżyłam, ale ono jest wspólne, tak samo należy do mnie, jak i do Was. Nie zapominajcie o nim, bo spotka Was coś jeszcze gorszego. Kara za niepamięć, za gnuśność i kulturowe lenistwo nie jest karą ludzką, lecz boską, bo nad cywilizacją zachodnią, którą stworzył człowiek, straż pełnią wartości przekazane przez Najwyższego. Tego już zmienić się nie da!

I kolejne pytanie, co my Polacy zrobiliśmy, aby znaleźć właściwe autorytety na czasy współczesne, aby to doświadczenie które chciała przekazać nam Pani Profesor, mogło być w wystarczającym stopniu adoptowane do wspólnej świadomości? Oprócz niedostatecznego jej przyjęcia przez świat naukowy, sporadycznych artykułów w mediach krajowych ( np. Arkana Nr 3/2012; „wSieci’ z 10/14; portal wpolityce.pl i naszeblogi.pl) i krótkich publicystycznych refleksji, w 2015 r. został wydany wywiad-rzeka noszący tytuł Przeszłość dla przyszłości. Rozmowy o Polsce z prof. Anna Pawełczyńską; 17. 11.2017 r. na KUL została zorganizowana konferencja biograficzno-wspomnieniowa pt.: Samotna bitwa z hydrą, w której wzięli udział uczniowie, przyjaciele i sympatycy. Przebieg konferencji jest nagrany i można go wysłuchać pod internetowym adresem: www.annapawelczynska.com.pl. Konferencja zaowocowała książką pokonferencyjną pt.: Z prądem czy pod prąd. Anna Pawełczyńska myśliciel społeczny. Zrobiony został również film biograficzny Anna Pawełczyńska socjolog spraw niepospolitych, który mam nadzieję, że zostanie wyświetlony przez telewizję publiczną.

Ryszard Surmacz

PS. Nie mniej jednak doświadczenie zdobyte przy okazji realizacji różnych programów skłania do smutnej refleksji, którą trzeba głośno wyartykułować – a więc jakość naszej kultury i tego, co z niej wynika nie ma polegać na „pompowaniu” pustych karier, w taki sposób, jak się robi dziś z pieniądzem, lecz na zabudowywaniu jej przestrzeni poprzez pracę i talent. Najważniejsza jest jednak postawa samych twórców. Ich ciężka praca i ich poświecenie nie mogą być duszone, a często nawet mordowane, poprzez bezmyślne techniczne przepisy i podporządkowaną im administrację, bo w ten sposób wyściela się czerwone dywany cwaniakom, a zamyka przed nosem drzwi ludziom wartościowym, którzy, poprzez swoją inwencję, uruchamiają te mechanizmy w naszej kulturze narodowej, które zwykle nazywa się „naczyniami połączonymi”.

Potrzebny jest więc mocny nacisk na politykę kulturalną państwa i właściwy dobór kryteriów jej finansowania. Musi ono zachować właściwe proporcje pomiędzy disco polo a Chopinem, pomiędzy knajackim językiem a modlitwą, pomiędzy sztuką brukową a ambitną, pomiędzy pustką a dojrzałością, zwykłym chamstwem a finezją, głupotą a mądrością. Nie można też poziomu kultury narodowej grzebać tym, co Ziemkiewicz nazywa „polactwem”, a więc blokadą, w której mechanizmem jest strukturalne niezrozumienie potrzeb czasu, wyłącznie materialne kryterium i taki sam model odbioru, czy też stygmatyzowana bojaźń przed podniesieniem poziomu, lub niechęć do kultury inteligenckiej. I to są problemy przed którymi stoi polska odradzająca się kultura.

Jeżeli chcemy wrócić do dobrego poziomu i dostosować się do wymogów nowo tworzącego się świata, musimy najpierw przezwyciężyć peerelowski nawyk niedoceniania kultury, a potem przejść do jej spokojnej i zdecydowanej promocji.

Artykuł ukazał się w „Arkanach” Nr 4/2019


Ryszard S
O mnie Ryszard S

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura