Ryszard Terlecki Ryszard Terlecki
2262
BLOG

Mydlana bańka prezydencji

Ryszard Terlecki Ryszard Terlecki Rozmaitości Obserwuj notkę 30

 

 

Fanfary grzmiały krótko. Parę spotkań, o których w Europie nikt już nie pamięta, mdły koncert, którego w Europie nie zauważono. Za to samozwańczy lider Europy, Donald Tusk, zapowiedział ożywczy powiew polskiego euroentuzjazmu w nieco zgnuśniałych brukselskich strukturach. Przez jedną noc nad Warszawą powiewały gwieździste flagi.

Zanim wszyscy rozjechali się na wakacje znowu zaiskrzyło na giełdach. Kryzys przypomniał o sobie w samym środku lata, a zdenerwowani politycy na konferencjach prasowych zapewniali, że sytuacja pozostaje pod ich kontrolą. Trzeba wspomóc słabych – słychać było na europejskich naradach, znacznie dyskretniej wyrażano jednak drugą część tego hasła – tak aby wzmocnić silnych. Niemcy i Francja tworzą duet, któremu powinni podporządkować się pozostali. Ale to Niemcy narzucają koncepcję dalszego jednoczenia. Równocześnie, mając świadomość swojej siły, rozglądają się za nowymi partnerami. Najważniejszym z nich staje się Rosja.

W czasie letniej odsłony kryzysu, Polska nie miała nic do powiedzenia. Mówi się, że polscy politycy nie są wpuszczani na najważniejsze konsultacje eurolandu, a w trudnych chwilach nikt nie ma głowy do ratowania Tuska przed wyborczą porażką. Także reakcja na agonię reżimu Kadafiego rozstrzygana jest poza polską prezydencją. Zresztą nic dziwnego, skoro jeszcze nie tak dawno Sikorski z dumą zapewniał, że stanowiska Polski w sprawie Libii nikt w Europie nie oczekuje. Za to do europejskich mediów Polska przebiła się z wiadomością o kompromitującym wydaniu przez polską prokuraturę białoruskiego opozycjonisty, skwapliwie aresztowanego przez Łukaszenkę. Czy można się dziwić, że gdyby tego lata prezydencja należała na przykład do Malty czy Cypru, ciężar gatunkowy „liderowania Europie” byłby podobny, oczywiście o ile nie większy?

We wrześniu oglądniemy jeszcze parę europejskich wizyt bez znaczenia, jeszcze ktoś przyjedzie poklepać po ramieniu Tuska czy Sikorskiego, ale nie zmieni to faktu, że od dwudziestu lat międzynarodowa pozycja Polski nie była tak słaba. A nad Europą zbierają się chmury i kto nie będzie dość mocny, żeby upominać się o swoje, na wiele lat może znaleźć się na politycznym i ekonomicznym marginesie. W społeczeństwach Europy zaczyna umacniać się przekonanie, że dotychczasowa koncepcja integracji nie zdała egzaminu, że przyczyną kryzysu stała się łapczywość wielkich banków, że zalew Europy przez Afrykanów i Azjatów, doprowadził do zachwiania politycznej i społecznej równowagi. Bruksela na razie może lekceważyć te opinie, bo zręcznie omija demokratyczne procedury, ale kiedyś obywatele europejskich państw zażądają policzenia ich głosów.

Tymczasem polski rząd nie odpowiada na żadne ze stawianych dziś pytań, usiłując nie narazić się zwolennikom żadnego z rozwiązań. Czy nadal zmierzamy do strefy euro, czy też nauczeni przykrym doświadczeniem tych, którzy się pospieszyli, odkładamy naszą decyzję na później? Czy popieramy ideę wspólnego rządu albo wspólnej armii, czy też bardziej niż obecnie zamierzamy troszczyć się o naszą suwerenność? Czy opowiadamy się za dalszym rozszerzaniem Unii Europejskiej, czy też chcemy głębszej integracji w gronie obecnych uczestników? A przede wszystkim, czy akceptujemy pomysł dwóch prędkości jednoczenia i czy jesteśmy w stanie przeciwstawić się pomysłom, zmierzającym do dyskryminacji nas i wielu naszych dotychczasowych przyjaciół?

Niestety, aż do wyborów będziemy świadkami dryfowania polskiej polityki zagranicznej i unikania wszelkich deklaracji, wykraczających poza dyplomatyczne pustosłowie. Dlatego nie wolno nam zmarnować szansy, aby po wyborach wysłać do Europy przedstawicieli takiego polskiego rządu, który będzie miał odwagę powiedzieć, że Polska zasługuje na więcej.

Ryszard Terlecki

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości