Były kłótnie o książkę, o mit i o instrumentalne tego mitu przez obie strony traktowanie. Sądząc po tekstach w Salonie przyszedł właśnie czas na deklaracje osobistego stosunku do Lecha. No to się przyłączam.
Za Wałęsą nie przepadałem. Być może na początku byłem czuły na propagandę wyśmiewającą jego brak wykształcenia i prostackie maniery. Śmieszył mnie wielki długopis w sierpniu, raziła plastikowa Matka Boska w klapie.
A jednak z biegiem lat zacząłem dostrzegać, że jeszcze bardziej razi mnie łatwość z jaką ludzie, pomijając istotę tego czym zajmował się Wałęsa, lubili skupiać się na szydzeniu z jego braku ogłady. Co ciekawe szydzący nie koniecznie musieli być bardziej od Lecha wyksztalceni ani elokwentni.
Tak doczekałem Okrągłego Stołu i "wojny na górze". Wokół mnie prawie nie było ludzi, ktorzy zamierzali głosować na kogo innego niż na Mazowieckiego. Ja również wtedy na niego głosowałem. Ale z coraz większą niecierpliwością słuchałem pretensji "jak Wałęsa w ogóle śmiał kandydować?"
Wałęsa wybory wygrał, wbrew moim sympatiom, więc nie miałem w stosunku do niego specjalnych oczekiwań. Tymczasem z mojej perspektywy jego prezydentura okazała się o wiele lepsza, niż mogłem się spodziewać. Miał parę przebłysków, przy czym nie sprawdziły się, ani proroctwa dyktatury, ani nowej republiki ludowej rządzonej przez robotnika.
W roku 1993 szok. Komuniści wracają do władzy. Pojąć nie mogłem jak można było głosować na komunistów zaledwie 3 lata po odsunięciu ich od władz i tak szybko im wybaczyć 40 lat biedy i upokorzeń. Tak więc wyjścia nie było - w trudnym współistnieniu postkomunistycznego rządu i postsolidarnoiściowego moja sympatia była przy Wałęsie.
Rok 1995. Z bólem zębów głosuję na Wałęsę. Wygrywa Kwaśniewski. Odtąd Wałęsa praktycznie przestaje być politykiem i staje się częścią historii Polski, a w wyborach w roku 2000 dostaje upokarzający 1 procent poparcia. Wałęsa przestaje więc być powodem jakichkolwiek - prawdziwych czy urojonych - obaw, a mój stosunek do niego zaczyna definiować stosunek Polaka do swojego dziedzictwa. A przecież głupio czyni ten, kto się swego dziedzictwa wstydzi. Więc odtąd traktuję Wałęsę trochę jak ojca - czuję, że muszę go szanować choćby i rozum postradał. Dlatego cierpliwie będę czytał ksiązki Centkiewiczów i słuchał perrorowania przeróżnych Wyszkowskich, ale przecież ojca się nie wyrzeknę...
Inne tematy w dziale Polityka