Czterdzieści lat temu ukazał się pierwszy komiks o Thorgalu. Fot. Egmont/materiały prasowe
Czterdzieści lat temu ukazał się pierwszy komiks o Thorgalu. Fot. Egmont/materiały prasowe

Ikona komiksu. Thorgalowi stuknęła czterdziestka

Redakcja Redakcja Fantastyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Wikingowie, bogowie Walhalli, kosmiczne rasy wyprzedzające cywilizacyjnie ludzkość o eony, fantastyczne kraje i światy, starożytne cywilizacje Ziemi - Jean Van Hamme i Grzegorz Rosiński stworzyli niezapomniany komiks i bohatera.   

Wiosną 1977 r. na łamach legandarnego belgijskiego tygodnika komiksowego "Tintin" ukazała się "Zdradzona Czarodziejka", pierwsza opowieść kultowej dziś sagi. Obecnie główna seria liczy ponad trzydzieści tomów, a serie poboczne - niemal dwadzieścia tomów. W czasach Żelaznej Kurtyny "Thorgal" był w Polsce niezwykłym zjawiskiem, a komiksowy magazyn "Relax", który gościł Thorgala Aegirssona, Gwiezdne Dziecko, stanowił coś w rodzaju łącznika między zachodnią a wschodnioeuropejską popkulturą.   


"Czuję się bratem wszystkich zbiegów świata": Thorgal, przybrany syn Wikingów, kosmiczny rozbitek, wędrowiec, mąż i ojciec - kuszony i walczący za swoich bliskich, podróżnik w czasie i przestrzeni, człowiek sprawiedliwy, mężny i doświadczony przez los niczym Odys, miał pełne prawo wypowiedzieć takie słowa. Seria komiksowa, której dał imię, jest opowieścią homerycką. W popkulturze cykle komiksowe pełnią rolę eposu, pełnego zmyśleń, mitów, symboli i znaczeń, którym smak nadaje pięknie przeprowadzona opowieść. 

Współczesne seriale, tworzące miksy najróżniejszych gatunków, są dziełem ludzi wychowanych na najróżniejszych komiksowych sagach. W 2017 r. popkultura ma do dyspozycji potężne pieniądze, które pozwalają przenosić na ekrany najbardziej fantasmagoryczne wizje. Przez dekady kreska rysowników i wyobraźnia autorów scenariuszy karmiły się własnym geniuszem i obywały się bez wysokonakładowych budżetów. Ale to właśnie kilkadziesiąt lat temu, w znacznej mierze na fali New Age, zaczęły się rodzić nowe popkulturowe baśnie, do których dziś często wracamy.  

Na przełomie lat 80. i 90. XX w., w świecie czarno-białych telewizorów i rozmazanych płacht "Świata Młodych", "Thorgal" (i Thorgal) budził dreszcz emocji. Podobnie jak Funky Koval, był inicjacją w świat dorosłych - biegliśmy do dorosłości, nagle zniknął gdzieś za rogiem Kajko i Kokosz, Tytus, Romek i Atomek. Pojawili się za to Thorgal, Aaricia, Kriss z Valnoru. Część z nas powyrastała z komiksów, część należy do wiernych zbieraczy, inni raz po raz kątem oka łapią postać Thorgala i wertują w księgarniach stronice.

"Dziś albumy o naszym czterdziestolatku sprzedają się w nakładach ponad stu tysięcy egzemplarzy. Dla ludzi mojego pokolenia to ciągła podróż sentymentalna, dla naszych dzieci to odkrywanie niezwykle bogatego uniwersum, dzięki ciągle atrakcyjnej wizualnie pracy Rosińskiego" - stwierdza na łamach listopadowej "Nowej Fantastyki" Waldemar Miaśkiewicz. To prawda. Niewykluczone, że gdyby Thorgal urodził się nieco później, gdyby jego jedyną ojczyzną była Polska, to w popkulturze zabrakłoby miejsca dla młodszego odeń o niemal dekadę Wiedźmina. A gdybyśmy mieli  naprawdę duże pieniądze na popkulturę, serialowe spotkanie tych dwóch byłoby czymś nieuniknionym i niesamowitym. No chyba że ich drogi przetną się kiedyś dzięki Netflixowi...

KW

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.


Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura