Lata 60. Łabędzia chatka w Parku Krakowskim
Lata 60. Łabędzia chatka w Parku Krakowskim
echo24 echo24
516
BLOG

Żywe świadectwo, jak bardzo „lud pisowski” wyobcował się z polskiego społeczeństwa

echo24 echo24 Społeczeństwo Obserwuj notkę 27
Literatura wspomnieniowa

Zacznę od tego, że według Słownika Języka Polskiego PWN słowo „wyobcowanie się”, - jest definiowane jako odizolowanie się od jakiejś społeczności, stając się innym niż wszyscy, - vide: https://sjp.pwn.pl/slowniki/wyobcowany.html  

A teraz do rzeczy.

Zapewne spytacie mnie Państwo jakie to świadectwo upoważnia mnie do postawienia tezy, że „lud pisowski” kompletnie się wyobcował z polskiego społeczeństwa.

Już wyjaśniam.

Jak starzy czytelnicy mojego blogu wiedzą, piszący na Salonie24 sympatycy PiS, chcąc się na mnie zemścić za moją konsekwentną krytykę partii Jarosława Kaczyńskiego, przez ostatnie siedem lat  odżegnywali mnie od czci i wiary, a jak im brakowało merytorycznych argumentów, - setki, jeśli nie tysiące razy przywoływali moją notkę o „łabędzim domku”, określając ją jako przykład mojego upadku moralnego, - a także jako dowód grafomaństwa i antytalentu literackiego.

Tym, którzy nie wiedzą o jaką notkę chodzi, przypomnę teraz w całości jej tekst, cytuję:

Najpiękniejszą studencką przygodę przeżyłem w roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym czwartym, kiedy byłem na drugim roku studiów w mojej Almae Matris Akademii Górniczo-Hutniczej. Wówczas w Stołecznym Królewskim Mieście Krakowie, z okazji sześćsetlecia Uniwersytetu Jagiellońskiego odbyły się, stosownie do rangi rocznicy, chyba najdłuższe w świecie żakowskie Juwenalia, które choć trudno w to uwierzyć, trwały nieprzerwanie dziesięć dni i nocy.

Po uroczystej Mszy odprawionej w studenckiej kolegiacie Świętej Anny, kiedy nie tylko w kościele, ale i na Plantach brakowało miejsca, pochód akademicki przeszedł majestatycznie spod Collegium Maius pod Bazylikę Mariacką, gdzie krakowski prezydent uroczyście ogłosił otwarcie Juwenaliów wręczając braci żakowskiej pęk kluczy od miasta. Od tej uroczystej chwili, we wszystkich możliwych miejscach pod Wawelem tętniła spontaniczna, ani na chwilę nieustająca, gigantyczna zabawa nieznająca jutra.

W trakcie tej maskarady poznałem prześliczną studentkę, pachnącą letnim wiatrem blondyneczkę, zdało się nieznającą jeszcze mocy swej urody, nie mówiąc o seksapilu, jaki, bez przesady, oprócz niej miała wtenczas tylko Marilyn Monroe.

Po którejś z kolei nocy żakowskiego szaleństwa wracałem z nią z jakiejś całonocnej bibki w krakowskim studenckim miasteczku. W budzącym się brzasku letniego poranka, wiedzeni zapachem pieczonego chleba trafiliśmy do małej prywatnej piekarni, gdzie obnażeni piekarze miesili rosnące ciasto. Ta rubensowska scena wzbudziła na naszych karkach znany wszystkim kochankom magiczny „przeskok iskry”, wzniecając w nas wilczy apetyt na jeszcze ciepły kęs chleba z chrupiącą skórką, lecz również, - rozpalone wiosną pragnienie porannej miłości.

Dobroduszni piekarze dali nam w prezencie pachnący razowiec, a my poczęliśmy szukać kąta, gdzie moglibyśmy się do siebie przytulić.

Niestety, nie było gdzie się zaszyć. Idąc bez celu przed siebie zaszliśmy do uśpionego Parku Krakowskiego, gdzie był parkowy staw z przycupniętym u brzegu zielonym domkiem dla łabędzi, które tą wczesną porą jeszcze smacznie spały.
Wtenczas mi wpadło do głowy, by nie bacząc na skromny metraż dokonać skoku na łabędzią chatę.

Zacząłem tedy kombinować, jak wywabić te ptaki z ich przytulnego domku. I choć głód mi skręcał trzewia, pragnienie miłości okazało się silniejsze i bez chwili namysłu poświęciłem razowiec na karmę. Wszystko szło jak po maśle, gdyż wygłodniałe po nocy łabędzie, jak tylko zwietrzyły poranne śniadanie, z dziecinną łatwością dały się wywabić, a moja blondyneczka, pojąwszy migiem, co zaplanowałem, - wślizgnęła się jak piskorz do ptasiej alkowy.

Gdy wygłodniałe ptaki pochłaniały łakomie swe pierwsze śniadanie, my, wreszcie szczęśliwi, wiliśmy sobie gniazdko w zdobycznej sypialni. Boże jak było cudownie! Do śmierci będę czuł narkotyczny zapach świeżo skoszonego siana zmieszany z wonnym aromatem spalonej słońcem skóry mojej blondyneczki. A było tak dziko i płomiennie, iż omdleli z rozkoszy zapadliśmy w głęboki jak studnia, - szczęsny sen wiosennego przedświtu.

Niestety, gdy jeszcze senny wyglądnąłem przez szparkę łabędziego dormitorium zoczyłem ze zgrozą, że dzień już dawno się zbudził, a park jest pełen ludzi leniwie się przechadzających w majowym słoneczku. Co gorsze, że nasza sypialnia otoczona jest wieńcem młodych matek z dziećmi.

Wówczas zdałem sobie sprawę, że przytulne gniazdko stało się śmiertelną pułapką, z której nie ma wyjścia do wieczora, kiedy te wszystkie bachory wreszcie się wyniosą na swoją dobranockę. Nie było tedy innego sposobu, jak cierpliwie czekać. lecz upał się wzmagał, a gdy w samo południe bezlitosne słonko wsparło się o dach naszej rezydencji, w środku zapanował żar tak nieznośny, iż nie bacząc na skutki musiałem zarządzić bezzwłoczną ewakuację.

W pośpiechu założyliśmy juwenaliowe stroje. Moja partnerka miała wytworną suknię damy kameliowej, ja zaś byłem przebrany za Zorro, ówczesnego idola wszystkich dzieci w kraju. Gdyśmy się wreszcie wydostali z pułapki, otoczyła nas chmara ucieszonych brzdąców wrzeszczących z zachwytem: - Mamo! Popatrz! Zorro!!! Z jakąś śliczną panią!

A my, korzystając z aplauzu dziecięcej widowni skłoniliśmy się szarmancko, jak czynią aktorzy w finałowych scenach i nie czekając na bisy daliśmy nogę z parku, by dołączyć do tętniącej w mieście żakinady…”, - koniec cytatu.

Ponieważ uważam, że ludzie mają już dość polityki, wczoraj opublikowałem powyższy tekst na facebooku, vide:

https://www.facebook.com/photo/?fbid=6072618686090352&set=gm.602849558303438&idorvanity=161511145770617  ,

gdzie ten tekst spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem czytelników udokumentowanym setkami polubień, idącymi w setki komentarzami oraz grubo ponad dwudziestoma udostępnieniami.

Oto kilka tych przykładów komentarzy:

@Maria Sosnowska
Tak się cieszę, że Pan pisze! Jak zwykle pięknie, lekko i nieziemsko ciekawie! Moje Juwenalia nie były już tak ciekawe ale miasteczko AGH pamietam z mojej młodości. I takie opowiadania tą młodość mi przypominają. Czytało mi się jak zawsze cudownie. Jestem już 100% fanką Pana opowiadań. Ale czytając komentarze zdałam sobie sprawę jeszcze z jednej wartości Pana opowiadań. Zatrzymuje Pan w swych opowiadaniach świat, którego już nie ma. Dlatego proszę niech Pan pisze! Niech ten piękny czas będzie zapisany- by nie został całkowicie zapomniany!
@Ania Polańska
Pan po prostu "musi" dalej pisać,   , bo my, Pana fani, "musimy" mieć co dalej czytać.  
@Marta Jenner
Piękne wspomnienie opowiedziane z wirtuozerią  Niewykluczone, że i ja byłam wśród tej dziecięcej widowni
@Barbara Sykutowska
Super opisane, Panie Krzysiu pisz książkę, super wspomnienia, gratuluję  
@Elżbieta Potaczek
To nie mieści się w głowie jak pan to świetnie opisał.
@Dominika Długosz
Co za piękna historia  Bardzo proszę o więcej !!!
@Joana Sk
Świetnie napisany tekst. Pozdrawiam
@Marek Abramowicz
Powinien Pan wydać te wszystkie opowieści. Nawet przy pomocy Gościa Niedzielnego
@Ewa Siermontowska - Kryszczak
Świetny opis. Z przyjemnością przeczytałam i ubawiłam się setnie. Dzięki.

Ale co najważniejsze, w gąszczu dodanych komentarzy nie było ani jednego negatywnego, - co każdy może z łatwością sprawdzić.

Na Salonie24 przeważają sympatycy PiS, - ale na facebooku czyta i komentuje cała Polska.

Wniosek: „lud pisowski” podobnie jak Jarosław Kaczyński, kompletnie się ze społeczeństwa polskiego wyobcowali.

I jeszcze jedno. Mściwi miłośnicy PiS zarzucali mi, że to są moje konfabulacje, bo ja sobie tę opowieść zmyśliłem, gdyż w krakowskim Parku Krakowskim nigdy domku dla łabędzi nie było. Lecz ci nienawistnicy nie znali siły Internetu. Bowiem, gdy mój tekst na facebooku umieściłem, pewna internautka przysłała mi zdjęcie wykonane w latach 60. przez słynnego artystę fotografika Henryk Hermanowicza. Po lewej stronie tego zdjęcia przedstawiającego staw w Parku Krakowskim, w głębi planu widoczna jest łabędzia chatka.

A teraz zapewne miłośnicy PiS napiszą, że te entuzjastyczne komentarze o moim opowiadaniu o łabędzim domku napisały zdegenerowane alkoholiczki, które nie chcą rodzić dzieci, bo cały czas wódę chleją.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)

Post scriptum

Notkę tę napisałem, żeby pokazać, iż twardy elektorat PiS to chamowata i bezrozumna tłuszcza, która jak dworcowa dziwka, odda się każdemu, - byle się opłacało dla utrzymania władzy.

Zaś poselski dwór Jarosława Kaczyńskiego to współczesny Front Jedności Narodu. Wszystko w jednym. Takie zalatujące zgnilizną, skisłe wysypisko politycznych śmieci, albo jak ktoś woli zdegenerowany twór bez rodowodu, od sasa do lasa, od prawa do lewa, bez pomysłu na Polskę, bez ideowej wizji, byle tylko podnieść  słupki sondażowe.

A potem już tylko rządzić! Rządzić!! Rządzić!!! Zlizywać konfitury. Trzymać władzę!!! Kraść ile wlezie na zasadzie: "po nas choćby potop ". I mamić ludzi słowami Wisławy Szymborskiej:

„Partia (tym razem Jarosława Kaczyńskiego), należeć do niej, z nią działać, z nią marzyć, z nią w planach nieulękłych, z nią w trosce bezsennej, wierz mi, to najpiękniejsze, co może się zdarzyć...”

Zbliżają się wybory.  Więc jako emerytowany nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa zwracam się do Polaków:

Jeśli oddacie swój głos na PiS, to jak w Polsce dojdzie do ekonomicznej katastrofy i upadku moralnego narodu pamiętajcie, - że przestrzegałem.

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo