echo24 echo24
422
BLOG

Szatański chichot historii!

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 31
Intelektualna historia zapaści Rzeczpospolitej

Notkę tę dedykuję moim Przyjaciołom z krakowskiego Wydawnictwa ARCANA

A teraz dorzeczy.

Dwudziestego pierwszego grudnia 2010, kiedy jako niezależny bloger, na Salonie24 konsekwentnie i bezlitośnie krytykowałem rządzącą wówczas Platformę Obywatelską, - w Klubie Dziennikarza „Pod Gruszką” w Krakowie, miałem zaszczyt uczestniczyć w nad wyraz interesującym spotkaniu z profesorem Wydziału Historycznego Uniwersytetu Jagiellońskiego panem Andrzejem Nowakiem.

Jednym z tematów spotkania był problem wyjaśnienia genezy postępującej zapaści standardów polskiego dziennikarstwa, a pośrednio próba wytłumaczenia zjawiska irracjonalnie wysokich notowań Platformy Obywatelskiej w świetle nieudacznych poczynań Rządu Donalda Tuska. Dyskutowano także o bezkrytycznie zachowawczych postawach „dziennikarzy generacji posierpniowej” wobec tych niepożądanych zjawisk, łącznie z przyzwoleniem na degradację i brutalizację życia publicznego. Profesor Andrzej Nowak zarysował szereg niezwykle interesujących z naukowego punktu widzenia tez związanych z wyjaśnieniem przyczyn tego stanu rzeczy.

Zafascynowany znakomitym wystąpieniem pana profesora Andrzeja Nowaka, w styczniu 2011, opublikowałem na Salonie24 esej zatytułowany „Nabrani przez redaktora ”, - vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/271686,nabrani-przez-redaktora , gdzie podałem w zarysie historycznym przyczyny dziejącego się w Polsce zła, kończąc ów esej tymi oto słowy, cytuję:

Ma rację pan profesor Andrzej Nowak pisząc we wstępie do książki „Od Polski do post-polityki. Intelektualna historia zapaści Rzeczpospolitej ”, że, cytuję:

„martwi się o to, co się stało z demokracją, z Rzeczypospolitą, z Europą Wschodnią, z Europą. Co dzieje się z rzeczywistością w magmie płynącego z posłusznych (komu?) mediów przekazu „pi-ar”..., że następuje narastające poczucie rozpadu wspólnoty, którą stworzyły poprzednie pokolenia Polaków..., że należy rozważyć możliwość końca naszej historii...”

Panie Profesorze! Ma pan po stokroć rację! Trzeba bić w dzwony i trąbić na alarm! Ale nie wolno nam się ani na moment załamać czy zwątpić. Wręcz przeciwnie, po tym, co się stało z Polską w ciągu ostatnich pięciu lat pod rządami Platformy Obywatelskiej, każdy przyzwoity obywatel, w miarę swoich możliwości, powinien teraz coś dać od siebie celem ratowania naszego wielowiekowego kulturowego dziedzictwa.

Za długo byliśmy biednym, zniewolonym krajem. Po upadku komuny ludziom trochę zaszumiało w głowach. Muszą się nacieszyć tymi wszystkimi galeriami, salonami samochodowymi, plazmowymi telewizorami, Plusami, Erami, Internetem, tańcami na lodzie...

Ale jak już się znudzą tym wszystkim, co można mieć tylko za pieniądze, przypomną sobie o prawdziwych wartościach i rzeczywistym dziedzictwie Rzeczypospolitej…”, koniec cytatu z roku 2011.

Ten mój esej cieszył się dużym zainteresowaniem na Salonie24, czego dowodem było kilkanaście tysięcy odsłon, co w tamtym czasie było wynikiem rekordowym, - a esej ten przeczytał również prezes PiS Jarosław Kaczyński, o czym mnie poinformował skierowanym do mnie liście urzędowym, - vide: https://m.salon24.pl/6e872d95c8c4df3c453b372f21d29e40,860,0,0,0.jpg .

Od tamtego czasu upłynęło 12 lat, - zaś w międzyczasie, jesienią roku 2015, PiS przejął w Polsce władzę.

I co?

Ano to, iż życie właśnie pokazuje, jak na dłoni, że partia Jarosława Kaczyńskiego idąca w roku 2015 do wyborów pod hasłem, że w czasie swoich rządów Prawo i Sprawiedliwość nie będzie powielać błędów Platformy Obywatelskiej, nie tylko przekalkowała błędy i afery partii Donalda Tuska, - lecz kompletnie zdemolowała nasze państwo niszcząc z pogwałceniem Konstytucji kluczowo ważne państwowe instytucje i urzędy, depcząc wielowiekowe tradycje polskiego parlamentaryzmu, a co najgorsze, partia Kaczyńskiego zdemoralizowała "lud pisowski" po stokroć bardziej niż to miało miejsce za rządów partii Donalda Tuska.

Tak. Tak. Stan państwa pod koniec rządów Platformy, który minister Bartłomiej Sienkiewicz nazwał: „państwem teoretycznym, z którego zostały jeszcze tylko ch*j, dupa i kamieni kupato pikuś w porównaniu z tym, - do jakiego stanu PiS doprowadził nasze państwo na dzień dzisiejszy.

Bo prawda jest taka, że skłócona wewnętrznie partia Jarosława Kaczyńskiego już praktycznie nad niczym nie panuje, państwa już właściwie nie ma, w kraju szerzy się totalny chaos, gospodarka się jeszcze toczy tylko dzięki sile rozpędu, a jedynym, co potrafi pisowski rząd, to przekupywanie suwerena dodrukowywanymi pieniędzmi bez pokrycia i karygodnie nieodpowiedzialne zadłużanie kraju, który jest, jak za komuny, - niezdarnie zarządzany ręcznie z tylnego siedzenia przez Pierwszego Sekretarza Komitetu Centralnego PiS Jarosława Kaczyńskiego, który cierpi na pogłębiającą się depresję, której przyczyną jest mania prześladowcza polegająca na urojeniu, iż Unia Europejska ukrywa przed nim istotę praprzyczyny sprawczej panoszącego się w Polsce zła, - która tylko jemu jedynemu nie jest znana.

Słowem PiS przywiódł Polskę do krawędzi katastrofy politycznej, gospodarczej, moralnej i etycznej doprowadziwszy do takiego stanu, że zdemoralizowani rozdawnictwem niezapracowanych pieniędzy obywatele przestali już reagować na dziejące się pisowskie afery, korupcję, nepotyzm  złodziejstwo i tak dalej.

I co?

Ano to, że za sprawą Jarosława Kaczyńskiego historia sobie z wielce przeze mnie szanowanego profesora Andrzeja Nowaka zakpiła.

Dlaczego?

Otóż z tej przyczyny, że adresowane przed dwunastu laty między innymi do partii Donalda Tuska słowa napisane przez profesora Andrzeja Nowaka we wstępie do książki „Od Polski do post-polityki. Intelektualna historia zapaści Rzeczpospolitej ”, - jeszcze raz zacytuję:

martwię się o to, co się stało z demokracją, z Rzeczpospolitą, z Europą Wschodnią, z Europą. Co dzieje się z rzeczywistością w magmie płynącego z posłusznych (komu?) mediów przekazu „pi-ar”..., że następuje narastające poczucie rozpadu wspólnoty, którą stworzyły poprzednie pokolenia Polaków..., że należy rozważyć możliwość końca naszej historii…”,

- pod rządami partii Jarosława Kaczyńskiego stały się po stokroć aktualniejsze, niż za rządów partii Donalda Tuska.

Ktoś zaprzeczy?

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)

Post Scriptum

Podobnie, jak wszyscy Polacy wstrząśnięty tragedią smoleńską, zwyczajnie i po ludzku przejąłem się osobistym dramatem Jarosława Kaczyńskiego, który w tej koszmarnej katastrofie stracił bliźniaczego brata, a na domiar złego musiał potem znieść szereg paskudnych upokorzeń ze strony ówcześnie rządzącej partii.


Zniesmaczony bezdusznością zauszników  Donalda Tuska, w krytycznej wobec Platformy Obywatelskiej notce pt. „Niezniszczalny” – vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/444762,niezniszczalny , w najlepszej wierze tak wtedy pisałem o Jarosławie Kaczyńskim, cytuję:


„Co by nie mówić o Jarosławie Kaczyńskim, to od dawna na polskiej scenie politycznej nie było tak wytrwałego i odpornego na ciosy fightera walczącego o los Polski. Bo ileż to razy cynicy z Gazety Wyborczej bili Jarosława Kaczyńskiego niżej pasa, a sędziowie udawali, że tego nie widzą. Zaś sprzedajni fotoreporterzy zrobili mu tysiące szpetnych fotek.
Ileż nieczystych ciosów musiał przyjąć Prezes. Na korpus - od brutalnie faulujących dziennikarskich hien: Olejnik, Kolendy-Zaleskiej, Lisa, Żakowskiego, Wołka, Szostkiewicza, Kuczyńskiego i nieustannie go punktujących satyryków Szkła Kontaktowego. Ileż bolesnych ciosów dostał na wątrobę - od sprzedajnych lizusów z tytułami profesora: Kuźniara, Markowskiego, Krzemińskiego, Czapińskiego, Śpiewaka, Nałęcza et consortes, którzy go przedstawiali ludziom, jako ludojada pożerającego na śniadanie niemowlęta. Ileż trafień na szczękę zaliczył - od politycznych rzezimieszków: Palikota, Nowaka, Sikorskiego, Grupińskiego, Olszewskiego. No i ta straszliwa seria brudnych ciosów, jaką dostał w splot słoneczny od tandemu do mokrej roboty Miller – Anodina. Bili bezlitośnie. A gdy się tylko zachwiał, z loży różowego salonu rozlegało się zdziczałe wycie: Złam mu szczenę!!! Wal go w potylicę!!! Wybij zęby!!! No bij!!! Zabij!!! Dorżnij!!! A że ludzi nietrudno podpuścić, rozpalona widownia wyła razem z nimi. A, gdy prezes schodził po walce do szatni, pluli na niego w przejściu obłąkany z nienawiści Niesiołowski i toksyczna Paradowska. Nazajutrz Gazeta Wyborcza wybijała tłustą czcionką nagłówki: „Już nigdy nie wróci na deski”. „Kaczyński na zawsze skończony”.  A ten znienawidzony przez post-komunistów „kurdupel z wiecznie rozwiązaną sznurówką” odradzał się za każdym razem jak Feniks z popiołów. Odnowiony, rześki, gotowy do walki o Polskę. Jak to możliwe??? Głowią się ci, co go zdawało się mieli na widelcu, którzy już tyle razy witali się z gąską, a gdy na Polskę spadła tragedia smoleńska zacierali ręce, że tym razem już się nie podniesie. Otóż odpowiedź jest prosta. Choć rozumiem, że można Kaczyńskiego nie lubić, to nie sposób zaprzeczyć, że pan Prezes, przy wszystkich jego wadach, posiada nadprzyrodzony polityczny instynkt, który go czyni niezniszczalnym mężem stanu urodzonym do roli przywódczej…”, koniec cytatu.


A co było dalej?


Kiedy Jarosław Kaczyński otrząsnął się z żałoby, rozpoczął zajadłą walkę o odbicie władzy z rąk partii Donalda Tuska, a jedną z form tej walki stały się miesięcznice smoleńskie. Zrazu myślałem, że intencją tych żałobnych marszów jest rzeczywiście czarna rozpacz Jarosława Kaczyńskiego po śmierci brata i pozostałych ofiar katastrofy smoleńskiej. Ale z każdą kolejną miesięcznicą przekonywałem się, iż rzeczywistym powodem odbywania tych kirowych uroczystości jest cynicznie perfidna gra Jarosława Kaczyńskiego na uczuciach jego elektoratu nazywanego potocznie „ludem pisowskim”. Wtedy po raz pierwszy przejrzałem Jarosława Kaczyńskiego, gdyż zrozumiałem, że ten człowiek pod pozorem walki o sprawiedliwą i praworządną Polskę z premedytacją podszczuwa swych orędowników przeciwko Polakom sympatyzującym z partią Donalda Tuska. Zrozumiałem, że Jarosławowi Kaczyńskiemu nie o Polskę idzie, lecz o osobiste rozrachunki z Donaldem Tuskiem, który jego zdaniem zabił mu brata, co jak wszyscy pamiętamy wykrzyczał w Sejmie, gdy bez żadnego trybu wskoczył na mównicę.


To w czasie smoleńskich miesięcznic powstała „religia pisowska” oparta na wymyślonej przez Jarosława Kaczyńskiego dialektyce bólu i rozkoszy. I trzeba przyznać, że bezsprzecznie utalentowany reżyser miesięcznic smoleńskich „szaman” Jarosław Kaczyński, grając na instrumencie wspomnianej wyżej dialektyki potrafił tak kuglować emocjami „ludu pisowskiego”, by jego kilkuletnie biczowanie z czasem przestało być dla niego narzędziem tortury przechodząc stopniowo w stan swoiście masochistycznej ekstazy. I udało mu się, bo to wtedy zrodziła się trwająca do dnia dzisiejszego irracjonalnie ślepa wiara „ludu pisowskiego” w mit, że wszystko, co robi Jarosław Kaczyński jest dobre dla Polski, - wyartykułowany pamiętnym hasłem: „Ja-ro-sław! Pol-skę zbaw!”


Moje zwątpienie w mit o zbawcy narodu Jarosławie Kaczyńskim umocniło się w kilka miesięcy po tym jak jesienne wybory roku 2015 wygrała PiS-owi Platforma Obywatelska, która pod koniec swych rządów tak się rozbrykała, że część z natury przekornych Polaków zagłosowała na PiS, - do czego przyznaję ze wstydem też się przyczyniłem jednym głosem. Na szczęście, jesienne wybory 2015 Prawo i Sprawiedliwość wygrało z przewagą sejmową. Dlaczego na szczęście? Bo ta przewaga sejmowa sprawiła, że Jarosław Kaczyński odsłonił swe kolejne oblicze przeradzając się ze smoleńskiego cierpiętnika w łamiącego prawa konstytucyjne butnego i nieliczącego się z tradycją polskiego parlamentaryzmu i opinią społeczną bezwzględnego despotę dążącego wzorem Erdoğana do osiągnięcia władzy absolutnej. I znowu zaryzykuję tezę, że przyczyną tych autorytarnych zapędów Jarosława Kaczyńskiego nie była bynajmniej chęć budowania „lepszej Polski”, lecz wynikająca z kompleksów i osobistych animozji chęć pokazania królowi Europy Tuskowi, który z nich jest lepszy.


Ale najgorsze cechy charakteru Jarosława Kaczyńskiego wyszły na jaw dopiero w czasie, kiedy Polskę ogarnęła śmiercionośna pandemia kororawirusa, a Polacy musieli się zmierzyć z narodową tragedią o skali porównywalnej, ba! – stokrotnie przewyższającej skutki katastrofy smoleńskiej, - bo pod Smoleńskiem zginęło kilkadziesiąt ważnych w państwie osób, zaś koronawirus może zabić setki, a może nawet tysiące Polaków. A jednak, czego mu nigdy nie wybaczę, mimo śmiertelnego zagrożenia zdrowia i życia rodaków Jarosław Kaczyński celem utrzymania władzy swojej partii zaczął forsować majowy termin wyborów prezydenckich, - choć wiedział, że minister zdrowia przestrzega, iż właśnie na ten okres przypadnie w Polsce apogeum morowej zarazy koronawirusa.
Więc  chyba wszyscy rozsądnie myślący Polacy przyznają mi rację, że tylko szaleniec bez sumienia i serca może myśleć o wyborach w czasie, kiedy umierają jego rodacy, a szalejąca z coraz większą siłą współczesna dżuma może mieć dla Polski i Polaków apokaliptycznie tragiczne skutki.


W tym roku odbędą się wybory parlamentarne. I czym zajmuje się Jarosław Kaczyński? Nie Polską, proszę Państwa, lecz wyłącznie tym jak wygrać wybory. Stąd ustawa o zwiększeniu ilości lokali wyborczych na wsi, oraz ustawa mająca na dziesięć lat wyłączyć z polskiej Polityki Donalda Tuska. A to już jest polityczne gangsterstwo, proszę Państwa, któremu na szczęście sprzeciwia się prezydent Duda. Sorry, ale jak żyję, nie widziałem czegoś tak zawstydzającego w polskiej polityce, choć pamiętam wszystkie rządy poczynając od Bolesława Bieruta.



Zobacz galerię zdjęć:

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka