echo24 echo24
323
BLOG

Żal za grzechy i mocne postanowienie poprawy. Pisane w Dniu Kobiet 2024

echo24 echo24 Kultura Obserwuj notkę 28
Zdarzają się miłości, - nieosiągalne dla większości małżeństw

Ogarnięty żalem za grzechy i chęcią mocnego postanowienia poprawy, w Dniu Kobiet 2024, - z najlepszymi życzeniami i bukietem kwiatów dla wszystkich Pań, - chciałbym się wyspowiadać.

O tym, co siła strachu może zrobić z ludźmi winna Was Drogie Panie przekonać, ta oto prawdziwa opowieść.

Otóż, moja pierwsza żona nazywana pieszczotliwie przez krakowian Grażką, przepiękna, długonoga, rasowa blondynka i jedna z topowych modelek łódzkiej „TELIMENY” lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, - patrz zdjęcie pod tekstem, - posiadała niezwykłą cechę charakteru, jaka w świecie mody jest wielką rzadkością. Bowiem ta adorowana i rozpieszczana przez mężczyzn modelka, była niewymownie ciepłą i kochającą dom rodzinny gospodynią, utrzymującą nasze mieszkanko w iście sterylnym porządku.

Pewnego roku, przed Świętami Wielkiej Nocy, Grażka rozpoczęła obrządek świątecznych porządków. Ponieważ z domu wyniosła święte przekonanie, iż najlepsza sprzątaczka jej w tym nie dorówna, sama umyła okna, wyprała firanki, wytrzepała dywany, napastowała i wyfroterowała parkiety, - i zostawiwszy mieszkanie bez jednego pyłku, udała się w Wielką Środę do rodzinnej Łodzi, skąd miała nazajutrz przywieźć od troskliwych teściów świąteczne smakołyki domowej roboty.

Nazajutrz, jak nie trudno zgadnąć nadszedł Wielki Czwartek, dzień, w którym tradycyjnie od lat, chadzałem rokrocznie z Przyjaciółmi w porze obiadowej na świąteczne jajeczko, którym składając sobie życzenia, - dzieliliśmy się w wytwornej secesyjnej sali kolumnowej krakowskiego hotelu Pollera.

Były to uroczyste i przemiłe spotkania odbywane w gronie najbliższych Przyjaciół, w większości ludzi nauki, sztuki i palestry, którą to tradycję zapoczątkowali z końcem lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku znani w Krakowie bliźniacy Wacek i Leszek Janiccy, znani jako aktorzy Teatru Cricot2 Tadeusza Kantora, a także bracia Kiemlicze z Potopu Jerzego Hoffmana.

W radosnej atmosferze czasu Wielkiej Nocy, w wirze żarliwych rozmów, plotek i dowcipów, ktoś nadto rozochocony zamówił z rozpędu o jedną butelkę więcej niż zazwyczaj, co wprawiło wszystkich w tak szampański humor, iż nikt nie myślał o powrocie do domu. Kelner jednak nalegał, że czas kończyć, bo Święta na karku.

Rozochocony serdeczną atmosferą, w myśl starej ułańskiej zasady, że "żyje się raz" obwieściłem zebranym, iż nie ma, co przerywać tak miło rozpoczętej świątecznej biesiady, - więc zapraszam wszystkich do domu na strzemiennego.

Zakupiwszy w po drodze parę flaszek żytniej, liczne grono gości opadło jak szarańcza na świeżo wysprzątane przez Grażkę mieszkanko. Przez szacunek dla pracy małżonki poprosiłem gości, by zdjęli w przedpokoju obuwie, co jak się Państwo przekonacie, miało kluczowe znaczenie dla puenty mojej opowieści.

Panie rozgościły się w kuchni gdzie przygotowały zakąski z tego, co znalazły w lodówce, panowie zaś zasiedli w salonie, częściowo na kremowym dywanie, bo zabrakło krzeseł.

Bankiet rozwijał się z siłą huraganu. Jako, że szpulowy magnetofon przeraźliwie rzęził i zwalniał obroty, obecny na imprezie Andrzej Sikorowski, który wtedy rozkręcał swój kabaret „Pod Budą”, nastroił gitarę i począł gościom przygrywać do tańca.

Spontaniczna Zorba w krakowskim wydaniu i gorące dyskusje z papierosem w ręku, zmieniły w mgnieniu oka wysprzątany salon w rodzaj pobojowiska. Lecz odlot był tak wielki, iż nie było siły ludzkiej, żeby go powstrzymać.

W pewnym momencie, ogarnięty paniką uświadomiłem sobie, że za pół godziny, pociągiem osobowym Łódź Kaliska – Kraków wraca do domu Grażka. Ogarnięty trwogą zbierałem w popłochu myśli, jak przy najmniejszych stratach wprowadzić do domu troskliwą małżonkę. Zakładając możliwość przyjazdu milicji, z którą jako niepokorny dysydent miałem wtedy na pieńku, przed wyjściem na dworzec ustaliłem z gośćmi, że drzwi mają otwierać wyłącznie na hasło, - pamiętam do dzisiaj „zielony ogórek”.

W drodze na dworzec zakupiłem kwiatki i w cudem boskim złapanej taksówce błagałem Wszechmogącego by pociąg się spóźnił. Niestety Bóg nie wysłuchał mojego błagania, a ja, oblałem się zimnym potem, kiedy zoczyłem wytaczającą się z trudem z zatłoczonego pociągu objuczoną jak wielbłąd małżonkę, po której było widać na pierwszy rzut oka, że jedno, o czym marzy, to żeby się jak najprędzej znaleźć w swoim wysprzątanym, przytulnym mieszkanku.

Zdając sobie sprawę, że zbliża się totalna masakra zadecydowałem, że nie ma, co kombinować i wyznałem małżonce, iż mamy w domu kilku miłych gości. Niestety, zmęczona Grażka uznała to desperackie i szczere wyznanie za głupawy przedświąteczny żarcik i mimo wielokrotnych zapewnień, że to prawda, nie słuchając kompletnie, co mówię marzyła, żeby się wreszcie znaleźć w swoim domku.

Swój błąd pojęła dopiero na klatce schodowej, kiedy z czwartego piętra dotarły do niej pierwsze odgłosy bankietu. Wtenczas zagotowała i wiedziona dziką furią dostała jakiegoś nadludzkiego kopa i, - z siatkami pełnymi świątecznych frykasów, im wyżej tym chyżej jak antylopa przeskakiwała po dwa stopnie, by w mgnieniu oka dotrzeć pod drzwi swojego mieszkanka, zza których dobiegały odgłosy szczytującej świątecznej birbantki.

Rozjuszona Grażka szarpnęła nerwowo klamkę. Muzyka raptownie ucichła, a po dłuższej chwili, zza drzwi wejściowych dał się słyszeć, znany z „Umarłej Klasy” Tadeusza Kantora głos niejakiej Puni, oznajmiający bezdusznie: - PODAJ HASŁO!!!

I choć się to wydaje nieprawdopodobne, szał mojej małżonki przemienił się w rodzaj magicznej mocy, jaką mają ludzie potrafiący wzrokiem wyginać łyżeczki i - drzwi się nagle otwarły. Przed oczami Grażki rozpostarł się istny krajobraz po bitwie. Na odświeżonych meblach walały się w nieładzie kieliszki i szklanki, zaś w wyczyszczony dywan ktoś niechcący wdeptał świąteczne zakąski. Zaś na domiar złego wszędzie był popiół, bo w wirze zabawy zapomniałem gościom podać popielniczki.

Grażkę wyprostowało, po czym zastygła w bezruchu z piorunami w oczach.

Widząc, że nie ma żartów, goście w grobowej ciszy rzucili się do ucieczki. Był jednak pewien szkopuł, bowiem chcąc zabrać buty, musieli podejść do tego posągu. W tej dramatycznej sytuacji trzech ówczesnych doktorów, obecnie wielce szanowanych emerytowanych profesorów Jagiellońskiej Wszechnicy, nie bacząc na koszta zwiało w skarpetkach. A pewien znany dzisiaj prawnik, którego oglądacie często w telewizji, uciekł włożywszy buty pewnego artysty, uwaga! - o trzy numery za małe! odkrywając pomyłkę dopiero pod domem, gdy sobie obtarł pięty aż do żywej kości.

Co wydarzyło się, gdy goście zwiali, domyślcie się Państwo sami. Mogę tylko powiedzieć, że do dzisiaj czuję zapach parafiny, gdy następnego ranka, zanim Grażka wstała, walcząc z namolnym pawiem czołgałem się po dywanie z gorącym żelazkiem i Trybuną Ludu w rękach usiłując wywabić z dywanu parafinowe stalaktyty z bankietowych świeczek.

Przez cały Wielki Piątek moja piękna żona zawzięcie milczała, a ja udawałem, że mnie niema. Wszakże w Wielką Sobotę Grażka pękła i zaczęła smażyć przywiezione od teściów pierożki. Po czym warknęła pod nosem: – Kolacja na stole!

Gdyśmy tak siedzieli w milczeniu zapytałem z głupia frant, czy mnie jeszcze kocha, na co się moja Grażka rozbeczała i zanosząc się szlochem, na ściśniętym gardle wydusiła z siebie:

– Wiesz dobrze, że cię kocham, ale jak już musiałeś sprowadzić do domu tę hołotę, to mogłeś, chociaż bęcwale pozwijać dywany.

Wtedy ją przytuliłem i tak już zostało, aż pogasły światła...

Z najlepszymi życzeniami pozdrawiam wszystkie Panie ciepło i serdecznie!

Krzycho

Post Scriptum

Skończył się Dzień Kobiet i nikt, - powtarzam nikt, w komentarzach nie złożył życzeń Kobietom. Nic tylko wzajemnie mściwa polityczna napierdalanka!

Źle to wróży na przyszłość!

Dobranoc!

UWAGA!

Uprzejmie proszę Gości mojego blogu o trzymanie się przekazu notki i niesprowadzanie dyskusji na tematy oboczne.

Zastrzegam sobie także prawo do okresowego blokowania autorów komentarzy hejterskich, a także usuwania komentarzy obelżywych, niedorzecznych oraz zawierających pomówienia i insynuacje, - bez podania przyczyn.

Zobacz galerię zdjęć:

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura