echo24 echo24
1936
BLOG

"Profesor Jan Blajda"

echo24 echo24 Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

                        Motto muzyczne:https://www.youtube.com/watch?v=aoriFtRVGQs

Przed kilkoma dniami
pożegnałem mojego najlepszego licealnego kumpla.
 
Jan Blajda
jedna z najbarwniejszych postaci Krakowa drugiej połowy ubiegłego wieku
niepoprawny pasjonat
żyjący dla innych tak wartko,
że nie zdążył, a może nie chciał spostrzec,
że słońce zaczyna powoli zachodzić.
 
Z natury krnąbrnie wolny mężczyzna
mający charakter zbyt hardy
by się dać wcisnąć
w za ciasne dla niego ramy
tworzonych przez ludzi kornych konwenansów,
którymi buńczucznie gardził
i nie bacząc na żadne kanony
czerpał z życia wyłącznie
miłość, piękno i radość.

Urokliwie zakręcony, bez reszty oddany mąż, ojciec i dziadek.

Żył tak euforycznie i gorączkowo,
że zmarnował talent muzyczny, jakim Bóg obdarza tylko wybranych,
a
o jego czucie fortepianu mogłaby być zazdrosna sama Czerny-Stefańska,
jednakże kariery pianistycznej nie zrobił,
gdyż się bez reszty oddał miłości do Elvisa Presleya,
którego uwielbiał i wiedział o nim jeśli nie wszystko, to prawie,
a na rajcach Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa wymógł,
by w grodzie podwawelskim powstała
aleja nosząca imię Króla rock and Rolla
 
Patologicznie opętany sentymentem do brydża sportowego
arcymistrz, niezapomniany trener i wychowawca młodzieżowych kadr
tego koncepcyjnego sportu.
 
Niemający równych błyskotliwy orator,
któremu nikt nie umiał się oprzeć,
koryfeusz kąśliwego dowcipu
tak inteligentny,
iż nauczyciele nie mogli za nim nadążyć.
 
I choć profesorem nie został
dla wielu będzie nim zawsze
bo
miał nadprzyrodzony talent dydaktyczny, niezwyczajną charyzmę,
przyjazny ludziom sposób bycia i magnetyczną osobowość
poprawiającą im samopoczucie i poszerzającą wyobraźnię
a, co najważniejsze
budzącą u Jego uczniów ochotę do życia i działania.
 
A jeszcze do tego miał
polot, wrodzony instynkt aktorski, malarską fantazję
i cały ocean dobroduszności.
 
Ale to jeszcze nie wszystko,
bowiem profesor Jan Blajda
umiał się także bawić tym, co robił.
 
Wiele się od Niego nauczyłem.
Śpij Jasiu! I niech Ci się Anioły przyśnią.

Krzysiek Pasierbiewicz
 
Post Scriptum
W tajemnicy Państwu zdradzę, że profesor Jan Blajda miał oprócz brydża sportowego jeszcze jedną wielką pasję, o czym tak pisałem w mojej książce wspomnieniowej pt. „Podaj hasło!”, cytuję:
 
Cymbergaj
Oprócz brydża sportowego, drugą moją pasją naszego czasu studenckiego była gra w cymbergaja. Jeśli ktoś teraz pomyślał: - niepoważny facet, - to jest w grubym błędzie. Założyliśmy, bowiem z moim przyjacielem Jasiem Blajdą pierwszą w historii Krakowa ligę cymbergaja na wzór kanadyjskiej Ligi Hokejowej CHL.  Zamiast lodowiska zrobiliśmy sobie wymiarowe boisko z fornirowaną nawierzchnią, którą się polerowało pastą do podłogi. Tafla naszego ukochanego „dziecka” była obwiedziona metalową bandą, której sprężystość była tak dobrana, żeby uzyskać efekt podobny odbiciu kuli bilardowej. Kochaliśmy to boisko i nie było siły, jaka by nas mogła od niego oderwać. A gdy wyjeżdżałem na letnie praktyki, graliśmy z przyjacielem korespondencyjnie, rysując na kartkach, wraz z wyliczeniami, pod jakim kątem zawodnik powinien uderzyć w metalowy krążek, by ten odbiwszy się wielokrotnie od sprężystej bandy, ominął obrońców wpadając do bramki. Jeśli oglądaliście kiedyś w telewizji wyczyny zawodowych mistrzów bilardowych to proszę mi wierzyć, że w grze w cymbergaja zdołaliśmy osiągnąć nie mniejszą perfekcję. A wszystko dzięki setkom godzin trenowania oraz analizie tysięcy wariantów przeróżnych kombinacji siły uderzenia i kąta natarcia.
 
Grało się trzech na trzech. Za zawodników służyły opisane nazwiskiem pięciogroszowe, mosiężne monety, a krążek robiło się ze starej groszówki, odpowiednio sklepanej żeby zmniejszyć tarcie. Najcięższe boje staczałem oczywiście z moim przyjacielem Jankiem Blajdą, kumplem z architektury, który co istotne dla dalszego ciągu opowieści, mieszkał przy mojej ulicy, kilka domów dalej. On miał drużynę Kanady, w której jak żywo pamiętam grali Bourbonais, Huck oraz Tambelini, a ja Czechosłowacji, z takimi gwiazdorami hokeja zawodowego jak Iżi Holik, Jaroslaw Holik i słynny Golonka.
 
Na nasze rozgrywki przypadało w semestrze kilkadziesiąt meczy po godzinie każdy, co jak łatwo obliczyć, kolidowało drastycznie z czasem na naukę. Zwłaszcza, że na te mecze ściągały każdorazowo do mojego mieszkania tabuny kibiców z krakowskich uczelni, którzy po każdej bramce wybuchali wrzaskiem, a po skończonym spotkaniu świętowali wynik, częstokroć do wczesnych godzin porannych. Do dziś nie mogę pojąć jak moja biedna Mama to znosiła.
 
W końcu przebrała się miarka i nasze dzielne mamusie ruszyły do akcji. Jasiu otrzymał zakaz przychodzenia do mnie, co było jednoznaczne z przerwaniem rozgrywek. Pamiętam, jak pani Blajdowa zawarła z moją Mamą, jak im się zdawało bardzo sprytne przymierze polegające na tym, że jak byłem w domu, moja Mama stawiała na oknie doniczkę, którą widziała od siebie mamusia kolegi. Jeśli I jak Jasiu wychodził „zajęcia”, jego czujna Mama baczyła przez okno żeby skręcił w lewo, bo jak się nie trudno domyśleć mój dom był po prawej. Nie przewidziała jednak, że jej sprytny synek jest w stanie nadłożyć parę kilometrów, by klucząc przecznicami, po szerokim łuku, zamiast na wykłady dojść do mnie do domu od przeciwnej strony.
 
W efekcie naszych rozgrywek Jasiu po pierwszym roku wyleciał z Architektury, a ja rzutem na taśmę zaliczyłem poprawkową sesję.
Ale musicie przyznać, że mieliśmy pasję…”, koniec cytatu.

Czytaj także:

Umarła klasa

http://salonowcy.salon24.pl/423142,umarla-klasa :


Zobacz galerię zdjęć:

Krakowski pomnik Elvisa Presleya
Krakowski pomnik Elvisa Presleya Krakowska Aleja Elvisa Presleya Nasza klasa lata 50/60 Umarła klasa Tadeusza Kantora
echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości