echo24 echo24
4253
BLOG

„Jesteśmy żadnym społeczeństwem”

echo24 echo24 Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 249

Motto: W podupadającym burdelu, mam na myśli dzisiejszą opozycję, należy wymienić  panienki, a nie łózka.

Ilustracja muzyczna - vide: https://www.youtube.com/watch?v=wTjLZwpmufw a także - vide: https://www.youtube.com/watch?v=I-NRriHlLUk (all we are saying is give PIS a chance)

Właśnie ogłoszono sondażowe wyniki wyborów do PE.

Zacznę od złożenia gratulacji zwycięskiego wyniku Prawu i Sprawiedliwości.

A teraz do rzeczy.

I co?

Patrzę na ten, nie bójmy się tego powiedzieć otwarcie żałosny krajobraz po bitwie, bo zwycięzcy jakoś mało radośni, a zdobywcy drugiego miejsca udają, że odnieśli sukces.

Pragnę tedy jeszcze raz przypomnieć Państwu słowa Cypriana Kamila Norwida, które cytowałem na kilka dni przed dzisiejszymi wyborami w notce pt. „Pod rozwagę, - zanim wrzucisz kartkę wyborczą do urny” – vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/958298,pod-rozwage-zanim-wrzucisz-kartke-do-urny-wyborczej .

Dlaczego jeszcze raz?

Bo lektura dodanych do rzeczonej notki komentarzy pokazała jednoznacznie, iż komentujący bądź nie rozumieli zacytowanych słów Norwida, bądź, co jeszcze gorsze, - nie chcieli ich zrozumieć.  

Mam tedy ogromną prośbę byście Państwo powtórnie przeczytali fragment listu, jak mało, kto kochającego Polskę wielkiego osiemnastowiecznego patrioty pisanego do Michaliny Dziekońskiej 14 listopada 1862 roku:

Jesteśmy żadnym społeczeństwem. Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym. Może powieszą mię kiedyś ludzie serdeczni za te prawdy, których istotę powtarzam lat około dwanaście, ale gdybym miał dziś na szyi powróz, to jeszcze gardłem przywartym hrypiałbym, że Polska jest ostatnie na ziemi społeczeństwo, a pierwszy na planecie naród. Kto zaś jedną nogę ma długą jak oś globowa, a drugiej wcale nie ma, ten - o! jakże ułomny kaleka jest.

Gdyby Ojczyzna nasza była tak dzielnym społeczeństwem we wszystkich człowieka obowiązkach, jak znakomitym jest narodem we wszystkich Polaka poczuciach, tedy bylibyśmy na nogach dwóch, osoby całe i poważne - monumentalnie znakomite. Ale tak, jak dziś jest, to Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł - i jesteśmy karykatury, i jesteśmy tragiczna nicość i śmiech olbrzymi ... Słońce nad Polakiem wstawa, ale zasłania swe oczy nad człowiekiem...

I co?

Od czasu, kiedy Norwid pisał powyższe słowa upłynęło 157 lat. Dwa plemiona zwaśnionych Polaków znów pałają do siebie nienawiścią, a zabójczy dla Polski klincz wojny polsko polskiej między PiS i PO-KO ma się świetnie i zanosi się na to, że będzie trwał. Po raz nie wiem już, który w historii Rzeczpospolitej daliśmy się podzielić.

A przecież na dłuższą metę żadna władza nie ma szans sprawnie i efektywnie rządzić mając za sobą jedynie połowę obywateli.

I co?

No właśnie! Co???

Tym razem, kiedy już znamy wynik wyborów i napięcie opadło, - oczekuję od Państwa komentarzy merytorycznych i wolnych od hejtu generowanego złymi emocjami.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki i niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Post Scriptum

W maju 2015 w notce pt. „Czemu wszystko, co robi Jarosław Kaczyński jest dobre dla Polski?” – vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/651241,czemu-to-co-robi-jaroslaw-kaczynski-jest-dobre-dla-polski pisałem między innymi, cytuję: 

„W sierpniu 2007 Jarosław Rymkiewicz udzielił w Rzeczpospolitej Joannie Lichockiej wywiadu, w którym powiedział między innymi, cytuję:

Teraz wytłumaczę, dlaczego wszystko, co zrobił i jeszcze zrobi Jarosław Kaczyński,
jest dobre dla Polski. Przypomnijmy sobie, jak to było w stanie wojennym i po stanie wojennym - Polska zapadła wtedy w głęboki sen. To było nawet coś więcej niż sen - rodzaj jakiegoś półomdlenia, półśmierci. Napisałem wtedy, w duchu trochę romantycznym, wiersz o Polsce ukrzyżowanej przez komunistów i złożonej przez nich do grobu. Był drukowany w jakichś podziemnych gazetkach. Było w takim ujęciu może trochę przesady, ale było i coś na rzeczy - bo to było umieranie. Historia Polski stanęła wtedy w miejscu, co oczywiście było na rękę i tutejszym kolaborantom, i ich rosyjskim mocodawcom. To trwało do roku 1989 i wtedy Polska trochę się poruszyła, ale tylko na chwilę. Jeszcze nie całkiem obudziła się z tego swojego strasznego wojennego snu i półśpiąca, półżywa, dotrwała do pierwszych lat becnego wieku. Historia Polski w latach dziewięćdziesiątych dałaby się porównać do rzeki, która, owszem, gdzieś płynie, ale powoli, niechętnie, a jej meandryczny nurt wciąż tworzy jakieś za toki, rozlewiska, martwe wody - i nie może popłynąć do przodu, nie może, wśród rozlewisk, znaleźć swojej drogi, doliny, którą popłynie w przyszłość. Jarosław Kaczyński obudził Polskę i pchnął ją do przodu. Zrobił coś takiego, że Polska wstała na nogi i poszła naprzód. Przychodzi mi do głowy jeszcze takie porównanie. Polska to był taki wielki ospały żubr śpiący pod drzewem w Puszczy Białowieskiej. Zresztą Polska drzemiąca lub zabawiająca się pod drzewem, najlepiej pod lipą, to jest stary archetyp polskiej poezji - wymyślił go Kochanowski, pojawia się w "Epilogu", którym miał kończyć się "Pan Tadeusz", mamy go też w ostatnim przedwrześniowym wierszu Władysława Sebyły, w którym Polska zwraca w cztery strony świata swoje cztery posępne twarze Światowida i oczekuje nadejścia swoich dwóch wielkich wrogów. Słychać już "tupot nóg sołdackich", a Polsce marzy się "pod gałęziami lip biesiada". Piękny wiersz. Ale do rzeczy. Otóż ten wielki białowieski żubr spał sobie słodko (lub spał dręczony okropnymi snami) gdzieś na polanie w głębi puszczy i sen jego, podobny śmierci, mógłby trwać jeszcze wiele lat - gdyby Jarosław Kaczyński nagle nie ugryzł go w dupę. Żubr, ugryziony przez pana premiera, podniósł głowę, potrząsnął rogami, ryknął i popędził. Dokąd, tego nikt nie wie. Ale galopuje, pędzi ku swoim nieznanym, dzikim przeznaczeniom. Polska poruszyła się, została poruszona - jest coraz inna i będzie jeszcze inna. To już nie jest sen pod lipą, to już nie jest podobny śmierci sen stanu wojennego, to już nie jest omdlenie lat dziewięćdziesiątych. Właśnie dlatego wszystko, co zrobił i co robi Jarosław Kaczyński, jest dobre. Ugryzł żubra w dupę i to czyni go postacią historyczną
…”, koniec cytatu z Rymkiewicza.

Uważałem wtedy i nadal podtrzymuję swoje zdanie, iż wtenczas krzywdząco i niesprawiedliwie oskarżano prof. Andrzeja Nowaka o to, że powodem napisania jego pamiętnego listu na konwencję Andrzeja Dudy była urażona duma. Ja osobiście taką możliwość wykluczam, gdyż znam profesora Nowaka i wiem, że od początku popierał kandydaturę Andrzeja Dudy. Powiem więcej. Jestem prawie pewien, że powodem napisania tego listu przez prof. Nowaka była rzucająca się w poprzednich latach w oczy ospałość stetryczałego i jajogłowego betonu Prawa i Sprawiedliwości, a dokładniej mówiąc zajmujących stanowiska na zasadzie zasiedzenia prominentnych posłów PIS, którym przez całe lata nie zależało na wygraniu wyborów, bo im było bardzo dobrze w opozycji. I udało się panu profesorowi, bo między innymi po tym liście PIS, jak nigdy przedtem, zmobilizował się wreszcie do działania, zwarł szyki, w końcu dał zielone światło uzdolnionym ludziom młodym i solidnie przypilnował wyborów. Ten konstruktywnie krytyczny list wstrząsnął PIS-em, ale moim zdaniem taki szok był konieczny by uśpiony PIS wybudzić z letargu.

I chyba nikt z tych, którzy znają całą treść owego listu, a nie tylko cytowane w mediach
fragmenty nie wątpi, że profesor Nowak dobrze zrobił, bo w czasie kampanii wyborczej wcześniej senna posłanka Beata Szydło okazała się niespodzianie rześko energicznym politykiem i zadziwiająco sprawnym szefem sztabu. Cudowna metamorfoza? Moim zdaniem to właśnie list prof. Nowaka sprawił, że panią Szydło oddano w ręce fachowców od PR i sprawnego robienia kampanii wyborczych, którzy z niej zrobili wizerunkowo zupełnie inną osobę niż była w przeszłości. I ze wstydem przyznaję, że nie wierzyłem w Beatę Szydło, jako szefa Sztabu Andrzeja Dudy. Nie ja jeden zresztą. Uwierzył w nią natomiast Jarosław Kaczyński i jeszcze raz powtórzę, że na tym między innymi polega Jego geniusz polityczny…”.

Tak pisałem w maju 2015.

Czy napisałbym to samo dzisiaj? Odpowiem, że nie. Dlaczego? Bo prawie cztery lata rządów Prawa i Sprawiedliwości pokazały, że PiS okazał się zamkniętą na inteligencję partią intelektualnie antyestetyczną, a ja nie na taki PiS głosowałem jesienią 2015. Przypominam także, że PiS wystrzelał już całą socjalną amunicję. No i jeszcze jedno. PiS odniósł tak wielki sukces dzięki kompromitującej jakości opozycji.

Czy i kiedy poprę PiS? Odpowiadam. Tylko wtedy, gdy Jarosław Kaczyński otworzy się na inteligencję.

Post Post Scriptum

Przed chwilą dostałem na komórkę esemesa następującej treści:

"PiS ma poparcie niekoniecznie, dlatego, że przekupił ludzi za pomocą 500+, czy dlatego, że ludziom podoba się „dobra zmiana”. PiS ma poparcie, bo atakując bezpardonowo inteligencję sprawił, że polski cham czuje się dumny ze swego chamstwa, polski nieuk – ze swego nieuctwa, a polski nieudacznik czuje, że winni jego porażek są ci, którzy odnieśli sukces..."

Autor tego mejla prosił o odpowiedź. I jak mam być szczery, zbrakło mi argumentów, żeby ten mejl zanegować w całej rozciągłości. Bo moim zdaniem Jarosław Kaczyński wie, że na dłuższą metę nie da się sprawnie rządzić bez wsparcia inteligencji, co powiedział między wierszami w swym drugim wystąpieniu w czasie wieczoru wyborczego ostrzegając swoich popleczników, że jesienią PiS naprawdę wygra wtedy, kiedy zdobędzie przewagę sejmową. A to nie będzie łatwe, bo trener Kaczyński musi zrekonstruować rządową drużynę, a ławka rezerwowych zawodników jest bardzo krótka, o ile PiS w ogóle ma taką ławkę.




echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka