Chevalier Chevalier
789
BLOG

Bajka o terroryście

Chevalier Chevalier Polityka Obserwuj notkę 17

Na łamach Gazety Wyborczej uprawiany jest często gatunek bajki dydaktycznej, od Ezopa się wywodzącej, zwykle w formie komentarza lub felietonu. W bajkach dydaktycznych mamy krótką fabułę, opisującą jednostkową sytuację, uznaną za modelową (zwykle dzięki odpowiedniemu użyciu przenośni), służącą za ilustrację nauk moralnych - w wypadku Wyborczej jest to tożsame z pouczeniami w sferze polityki, a nawet ekonomii. Inaczej jednak niż u Ezopa, komentatorzy i felietoniści Wyborczej konkluzję i dydaktyczny morał swych bajek umieszczają często już w zagajeniu - widać mniej ufają inteligencji swych czytelników niż Ezop, Fedrus i La Fontaine. Tak też jest i w bajce Grzegorza Sroczyńskiego, którą otwiera konkluzja: mężczyzna, który próbowal dokonać samospalenia pod kancelarią premiera, przy pomocy aktu terroru (skierowanego wobec samego siebie) próbował na nas coś wymusić. Zaraz potem idzie dydaktyczny morał: nie ma takich spraw, które w demokratycznym kraju dawałyby prawo do samospaleń. Bo w demokratycznym kraju wszyscy się umówiliśmy, że problemy rozwiązujemy inaczej. Poprzez wolne media, partie polityczne, organizacje pozarządowe.

Na łamach Wyborczej demokratyczne państwo prawa to jedno z pojęć - fetyszy; ale o tym, że w demokratycznym państwie prawa człowiek nie może, ot tak sobie, gdy mu się zechce, się podpalić, tegośmy dotąd jeszcze nie czytali. Zakonotujcie to sobie, obywatelki i obywatele: w demokratycznym państwie prawa nie wolno się podpalać! Nikt nie ma do tego prawa.
 
Na łamach Wyborczej terroryzm jest jednym z szerzej i częściej omawianych problemów. Ale o tym, że człowiek popełniający (lub próbujący popełnić) samobójstwo jest terrorystą, tegośmy dotąd jeszcze nie czytali. Czy zatem każdy samobójca to nie terrorysta (wobec samego siebie)? Nie wiedzieliśmy, że w kraju naszym tylu terrorystów. Prawda, bajkopisarz Sroczyński dookreślił, na czym by w tym przypadku akt terroru miał polegać: człowiek próbujący samopodpalenia próbował coś na nas wymusić? Cóż takiego chciał na nas wymusić ów gwałtownik? Rzecz straszną, w demokratycznym państwie prawa niewybaczalną: przyznanie mu racji. Przyznanie mu racji  na przekór urzędom i urzędnikom.

 

I, co najgorsze - oczami wyobraźni widzimy pełne zgrozy, zatroskane o jakość demokratycznego państwa prawa oblicze Grzegorza Sroczyńskiego - cel terrorysty został osiągnięty. Andrzeja Ż. odwiedza w szpitalu premier. I ogłasza, że stosowne służby po raz kolejny sprawdzą jego doniesienia.

Cel terrorysty został osiągnięty. Jak to rozumieć? Czy tak, że jego celem była próba samopodpalenia, tak by wstrząsnąć opinią publiczną, i samego premiera zmusić do zainteresowania się swoim przypadkiem? Zmyślny a przewrotny ten niedoszły samobójca: podpalił się, a wiedział, że zostanie uratowany. Czy to nam chce Grzegorz Sroczyński powiedzieć?

 

Przyjmijmy, że Grzegorz Sroczyński nie jest aż taki, by podsuwał nam posądzanie Andrzeja Ż. o pozorowaną próbę samobójczą. Jak wtedy należałoby rozumieć te słowa o akcie terroru, by wymusić przyznanie sobie racji? Zapewne przyznanie jej po śmierci, uznanie win państwa, urzędów, konkretnych osob, ewentualnie zadośćuczynienie rodzinie. Ale wtedy bardzo wiele przypadków samobójstw (lub prób samobójczych) dałoby się zaliczyć do aktów terroru, by wymusić przyznanie sobie (pośmiertnie) racji - racji ze strony rodziny, znajomych, szefa, urzędnika, windykatora, kochanki która porzuciła.

Gdyby uznać za akt terroru różne formy publicznego działania, by swój cel osiągnąć, kiedy formy i procedury demokratycznego państwa prawa sprawiają komuś zawód, to spora część obywateli RP byłaby terrorystami. Terrorystą byłby każdy, kto chce coś załatwić, osiagnąć, zwrócić na siebie uwagę ("wymusić przyznanie sobie racji"), omijając drogi proceduralne, lub chcąc odpowiednie władze skłonić do zmiany decyzji. Ta kobieta, która ze łzami w oczach chciała zwrócić uwagę premiera na swą sytuację materialną, też dałaby się zakwalifikować jako terrorystka, która chce coś wymusić, gdy demokratyczne państwo prawa nie chce przyznać jej racji.
 
Również Gazeta Wyborcza, w tych swoich jakże licznych akcjach nagłaśniających różne sprawy, gdy demokratyczne państwo prawa kogoś zawiodło, nie chciało komuś przyznać racji (lub po prostu podjęło decyzję nie podobającą się redakcji) ima się terroru, by uznanie tych racji wymusić. Ach, Grzegorz Sroczyński zabezpieczył się, włączył działanie poprzez media do dozwolonych form dochodzenia swych racji w demokratycznym państwie prawa. Ale to zupełnie arbitralna kwalifikacja. Nagłaśnianie jakichś spraw w mediach nie jest działaniem proceduralnym, i - co do istoty - nie różni się od wymuszania uznania swych racji poprzez protest uliczny, happening, ustne skargi do premiera, hasła na stadionach. Idąc za rozumowaniem Sroczyńskiego, wszystko to można by zaliczyć do aktów terroru, próbujących coś na nas wymusić, z ominięciem procedur demokratycznego państwa prawa.
 
Obrońcy doliny Rospudy przywiązywali się do drzew, by uniemożliwić działanie zgodne z decyzjami podjętymi przez państwo polskie, według konstytucji: demokratyczne państwo prawa. Zakwestionowanie słuszności tej decyzji państwa polskiego nie ma tu znaczenia: bardzo wiele osób, omijających drogi proceduralne, słuszność i prawomocność decyzji organów państwa kwestionuje. Czy obrońców doliny Rospudy można przeto nazwać terrorystami, panie redaktorze Sroczyński?
Chevalier
O mnie Chevalier

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (17)

Inne tematy w dziale Polityka