Kochane PiSiaki, w tej ciężkiej dla Was chwili śpieszę do Was ze słowami pokrzepienia. Choć wiem, że gdyby wyniki były inne, niektórzy z Was pośpieszyliby do mnie z wyzwiskami i pytaniami w stylu: "już się boisz"? Ale ja zrobię inaczej, bom został po chrześcijańsku wychowany. Kochane PiSiaki, chciałbym Was teraz wspomóc dobrym słowem. Otrząśnijcie się ze smutku i goryczy. Może nie będzie aż tak źle. Przecież to tylko exit polls*. Może różnica między PO a PIS nie będzie aż tak duża....
No i przecież warto pamiętać, że zawsze mogło być gorzej. Te 30 %, to też coś, zważywszy, że rok temu wróżono PiSowi postępujący uwiąd, do trwałego zejścia poniżej 20 % poparcia. Te 30 % to może być pociecha, ale też wskazówka, że rację mieli ci, którzy twierdzili, że circa 30 % to dla PiSu "szklany sufit", górna granica możliwego do uzyskania wyniku, której ta partia przeskoczyć nie potrafi. A że inni niezbyt się palą do zawierania z PiS koalicji, ma on przed sobą długi czas oczekiwania na podjęcie dzieła ratowania i odbudowy Ojczyzny ze zgliszczy, tudzież przywrócenia jej niepodległości.
Mi zresztą wyniki wyborów też nie przysparzają nadmiernej radości. 10 % poparcia, i trzeci co do wielkości klub poselski, dla partii politycznego szarlatana, zdolnego, w zależności od potrzeby i interesu (a może i kaprysu) wydawać tygodnik publikujący homofobiczne teksty, a potem wołać o prawną rejestrację związków osób tej samej płci; finansowego potentata wspieranego przez ubogich studentów i emerytów, który miał zamiar wynagradzać datki na partię wyższymi miejscami na listach (z tego pomysłu ostatecznie ponoć wycofano się); wodza dyrygującego posłusznymi zastępami, który do działaczy mających wątpliwości mówi "wykonać!". Tak właśnie wygląda "przełamywanie zabetonowanego kartelu polskiej polityki" i jej "odświeżanie" w wykonaniu Ruchu Poparcia Palikota: do Sejmu wejdzie nowy członek kartelu, który powiela najgorsze wzory pozostałych, i to w zwielokrotnionym natężeniu. Wreszcie, co dla mnie najważniejsze: Janusz Palikot przywraca centrum polskiej polityki język neoliberalizmu w jego najdzikszej wersji, która już zdawała się być stamtąd skutecznie i nieodwołalnie wygnana. Tusk i Rostowski to, w zestawieniu z Palikotem, socjaldemokraci.
I dlatego, skoro już jest jak jest, oby PO i PSL uzyskały dość mandatów, by utworzyć większościowy rząd. Oby rząd nie był zawisły od poparcia Palikota.
SLD zbytnio nie żałuję: choć jeszcze rok temu wydawało się, że Grzegorz Napieralski usiłuje skierować swą partię na nieco bardziej realnie lewicowe tory, to ostatecznie owo usiłowanie rozmyło się i rozeszło po kościach: w przeroście PR nad treścią, w faworytowaniu starej SLDowskiej gwardii, w komitywie z BCC, w zaklinaniu się, że SLD na pewno nie podniesie podatków. Jak się chce być lewicą, to trzeba mieć odwagę powiedzenia, że - być może - trzeba będzie powrócić do poprzednich stawek PIT. Zdeklarowani gospodarczy liberałowie i tak na SLD nie głosowali, a ileś lewicowych głosów stracił tym ściganiem się w przedwyborczych debatach, kto bardziej obniżył bogatym podatki. Jedynie mógłbym żałować osobiście Marka Balickiego (na którego głosowałem), jeśli nie uzyska mandatu poselskiego. Inna sprawa, że Napieralski był faktycznie w wyjątkowo brudny sposób traktowany przez medialny mainstream. Ale on szukał na to tylko takiego remedium, że musi się starać, by mainstream go jednak polubił.
Donaldowi Tuskowi trzeba przyznać, że jest najbardziej fartownym i skutecznym politykiem III RP - może na równi z Aleksandrem Kwaśniewskim. Nie tylko przetrwał pełną kadencję Sejmu jako premier (to się udało i Jerzemu Buzkowi), ale jako pierwszy rządzący premier wygrał wybory, i jako pierwszy stanie (wszystko na to wskazuje) na czele rządu po wyborach.
* Na których się opieram, oczywiście zdając sobie sprawę, że realne wyniki mogą się dość poważnie różnić. Nie na tyle jednak - sądzę - by przekreślało to generalny obraz, tj. sukces PO i Palikota, porażkę SLD.
Inne tematy w dziale Polityka