Zbliżają się wybory samorządowe. Emocje polityczne zaczynają przybierać na sile (szczególnie teraz po ostatnich przesileniach politycznych w PiS-ie). Ja dzisiaj jednak trochę inaczej. Co prawda też o polityce, ale z trochę innego punktu widzenia. Powiedzmy obywatelskiego punktu widzenia. Otóż wśród ludzi coraz częściej daje się słyszeć takie deklaracje (tutaj na salonie też). Nie idę na wybory, bo już mam dość polityki! Wszędzie tylko polityka! Wszędzie PiS i Platforma i polityczne kłótnie! A przecież wybory samorządowe nie polegają na uprawianiu polityki. Samorządy to sprawy lokalne, rozwiązywanie problemów zwykłych ludzi, z którymi oni borykają się, na co dzień.
Przedstawiony wyżej sposób myślenia, prezentuje wiele osób. Ludzie, którzy tak myślą, deklarują, że na wybory nie idą, bo polityką się nie interesują, bo polityka jest brudna. A nawet gdyby na wybory chcieli pójść to i tak nie ma, na kogo głosować. W deklaracjach tych (o tym, że na wybory nie idą) można wyczuć pewną nutę rozczarowania, zawodu. Że politycy są interesowni, że politykom chodzi tylko o własne ambicje. A przecież polityka powinna być służbą publiczną, powinna być realizowaniem szlachetnych ideałów a nie własnych interesów i ambicji.
Politykiem nie jestem, ale powiem słowo na obronę polityków. Tak, zgadza się, polityka to służba społeczna. Polityka to praca dla dobra wspólnego, polityka to realizowanie ideałów. I ludzie, którzy idą do polityki ideałami powinni się kierować, ideały powinni realizować. Tak powinno być! Ale …, tak nie jest! Przynajmniej nie zawsze tak jest. Dlaczego? Ano, dlatego, że politycy to są tacy sami ludzie jak my! Z takimi samymi wadami i słabościami, jakie i my mamy. A czy my, zwykli ludzie zawsze postępujemy zgodnie z zasadami i zawsze realizujemy nasze ideały?
Nie będę dalej drążył tego tematu. Niech każdy odpowie na to pytanie w swoim sumieniu (przy okazji politycy również). I w żaden sposób to, co powiedziałem nie jest obroną niegodnego postępowania niektórych polityków.
Drugą nutę, obok rozczarowania i zawodu (niedoskonałością polityków), którą słychać w deklaracjach o nie pójściu na wybory jest chęć wyrażenia protestu i powiedziałbym zamanifestowania poczucia własnej wyższości. Politycy są marni, nie dorastają naszym oczekiwaniom. Więc ja protestuję i w ramach tego protestu nie będę uczestniczył w tej farsie. Ja wiem lepiej i jestem ponad to i nie będę brał udziału w głosowaniu na tych oszołomów albo cwaniaków i złodziei. Czy ci, co tak deklarują na pewno wiedzą lepiej? Czy ten protest jest uzasadniony i racjonalny?
Moim zdaniem takie deklaracje (o bojkotowaniu wyborów) to zniekształcone echo dawnych czasów. Czasów szczęśliwie minionej epoki PRL-u. To właśnie wtedy, nie pójście na wybory było protestem. Bo przecież komuniści chcieli, aby jak najwięcej ludzi szło na głosowanie (sławne 99.9 procent). I wcale komunistom nie chodziło, aby mogli zgodnie z prawdą owe procenty ogłosić. Bo oni i tak ogłaszali to, co chcieli. Im chodziło o to, aby ludzi zmusić do pójścia na ‘głosowanie’. A właściwie inaczej, aby przez to wymuszone pójście na głosowanie, ludzie nabrali przekonania, że wybierają, że decydują.
W rzeczywistości wyborcy nikogo nie wybierali i o niczym nie decydowali. Komunistyczna władza zadbała już odpowiednio, aby nikt inny niż potrzeba nie został wybrany (jedna lista). I niezależnie od tego jak się głosowało i tak najwięcej głosów otrzymywali ci, co potrzeba.
I dlatego wtedy nie-pójście na wybory było protestem racjonalnym. Protestem racjonalnym i autentycznym przeciwko zakłamaniu władzy, zakłamaniu polityki. Bo głosowanie na innych ludzi niż ci, którzy sprawowali władzę nie było możliwe. I protest w postaci nie pójścia na wybory był sensowny. A co więcej stanowił jeszcze o odwadze cywilnej. Bo przecież, premia, awans, paszport itd. …. I często nie były to ‘strachy na lachy’.
A dzisiaj? Czy ktoś kogoś zmusza do pójścia na wybory? Czy ktoś poniesie jakiekolwiek konsekwencje, że na wybory nie poszedł? No nie, wolne żarty!
Natomiast, jakie będą dzisiaj konsekwencje nie pójścia na wybory? Ano takie, że ‘sitwa’, (jeżeli w danym mieście albo gminie faktycznie rządzi sitwa) będzie rządziła dalej. Bo głosowanie dzisiaj to nie jest farsa ani fasada. Zwykły obywatel idąc głosować, idzie kogoś wybierać. Wybierać autentycznie a nie na niby. I dzień wyborów to jest taki dzień, kiedy władzy nie sprawują politycy czy samorządowcy. W tym dniu, to zwykły obywatel ma władzę w ręku. W postaci kartki wyborczej. W wyborach samorządowych również.
I za pomocą kartki wyborczej ten zwykły obywatel, może jednych polityków (samorządowców również) wynieść na piedestał a innych strącić w niebyt. Jeżeli z tego prawa skorzysta i wybierze dobrze to chwała mu. Jeżeli się pomyli to za cztery lata będzie mógł swoją pomyłkę skorygować.
Jeżeli natomiast z tego prawa nie skorzysta, (czyli na wybory nie pójdzie), to sam pozbawia się wpływu na bieg spraw. Bo dzisiaj nie ma innej metody zmiany władzy niż wybory. I potem jak będzie się źle działo w mieście, w gminie w powiecie to może mieć pretensje o to jedynie do siebie.
Bo nie zrobił nic, aby przyczynić się do tego, żeby wybrani zostali właściwi ludzie.
Tadeusz Hatalski
Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka