seafarer seafarer
2979
BLOG

Ojczyzna

seafarer seafarer Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 227

To był rok 1991. W Auli Politechniki Warszawskiej odbywał się I-szy Kongres Porozumienia Centrum. Do udziału w nim zaproszony był inny kongres, Kongres Liberalno-Demokratyczny. Jednak w ostatniej chwili delegaci na kongres Porozumienia Centrum otrzymali informację, że delegaci KL-D nie przyjadą. Było trochę rozczarowania, ale nikt tym specjalnie się nie przejął. I nikt wtedy specjalnie nie zgłębiał przyczyn tej odmowy. Świat polityczny dopiero był przed nami. Wtedy wszystko było jeszcze proste i jasne. A my wszyscy byliśmy pełni entuzjazmu i dobrej wiary. Że zbudujemy Polskę naszych marzeń …. Zarówno ci, którzy popierali Porozumienie Centrum jak i ci wspierający Kongres Liberalno-Demokratyczny.

Od czasu transformacji ustrojowej wiele było u nas ugrupowań politycznych wywodzących z ruchu, którym była pierwsza Solidarność. Prawie wszystkie przeminęły. Ich nazwy też uległy zapomnieniu. Kto dzisiaj pamięta Zjednoczenie Chrześcijańsko Narodowe, albo Unię Demokratyczną? No UD to może i ktoś pamięta, ale nic z tego nie wynika. Tej partii, tak samo jak i Zjednoczenia Chrześcijańsko Narodowego, też dawno już nie ma. Gwałtowne wstrząsy i przemiany nie ominęły również Porozumienia Centrum i Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Obydwa te ugrupowania w swojej pierwotnej formule, także przestały istnieć. Ale pomiędzy tymi dwoma, a wszystkimi innymi, które powstawały i znikały w międzyczasie, jest istotna różnica. Zarówno PC jak i KL-D, jako projekt polityczny przetrwały. Bo w miejsce PC powstało Prawo i Sprawiedliwość a w miejsce KL-D - Platforma Obywatelska. I dzisiaj te dwie siły polityczne stanowią o sytuacji w Polsce. Dlaczego te dwa ugrupowania (choć pod innym nazwami) przetrwały? I mają dzisiaj, mniej więcej po połowie, rząd dusz w Polsce? Odpowiedź na to pytanie jest prosta. Przetrwały, ponieważ te partie odzwierciedlają podział polityczny wśród Polaków. Ten podział, zanim jeszcze ktokolwiek na świecie słyszał o Platformie i PiS-ie, Witold Gombrowicz oddał w swoim Transatlantyku. I pokazał w formie groteski konfliktu pomiędzy synczyzną i ojczyzną.

Po wielu latach ten literacki konflikt ujawnił się w realnym świecie. Co więcej w politycznym świecie. Ale różnice w poglądach politycznych wśród ludzi to rzecz normalna. O to, w końcu szedł bój z komuną. Abyśmy mogli mieć różne poglądy. I abyśmy mogli je publicznie wyrażać. A ponieważ mamy wolność to i mamy różne poglądy. I publicznie je wyrażamy. I te różnice poglądów ujawniają się dzisiaj w postaci poparcia dla dwóch głównych sił politycznych - PiS i PO. I tak już zostanie w przewidywalnej przyszłości. Co więcej ten podział jest trwały i zdrowy. Trwały i zdrowy, ponieważ wynika z realnych różnic poglądów istniejących w społeczeństwie. Co więcej taki podział na dwa duże i silne ugrupowania polityczne jest politycznie efektywny i sprawdza się w demokratycznym świecie. W Stanach, w Wielkiej Brytanii, w Niemczech i wielu innych krajach system dwupartyjny funkcjonuje dobrze.  Nie ma, więc żadnej obiektywnej przeszkody, aby u nas też nie funkcjonował dobrze.

A wracając do historii. Najnowszej, co prawda, ale historii. Otóż mijały kolejne lata politycznych zmagań po odzyskaniu wolności. I przyszedł w końcu rok 2005. A w nim podwójne wybory. Wybory parlamentarne i prezydenckie. I wielu z nas, znowu miało nadzieję. Podobną do tej na początku lat 90-tych. Że, w końcu zbudujemy sprawiedliwe państwo. Że, tak jak kiedyś miał być wspólny Kongres, tak teraz powstanie POPiS. I po rządach postkomunistów, których to rządów widomym znakiem pozostała afera Rywina, te dwa ugrupowania, wywodzące się z ideałów ruchu Solidarność, stworzą koalicję. I doprowadzą do realnej odnowy państwa. Odnowy, której potrzeba odzwierciedlała się w przedstawionym, przez Pawła Śpiewaka z Platformy, haśle budowy IV Rzeczpospolitej.
POPiS jednak nie powstał. Dlaczego nie powstał? Zaważyły niewątpliwie ambicje osobiste. W 2005 roku Platforma przegrała podwójnie. Zarówno wybory parlamentarne jak i prezydenckie. Ale tak sobie myślę, że od ambicji osobistych, ważniejsze były rzeczywiste różnice polityczne. Otóż po przegranych wyborach prezydenckich Donald Tusk zdał sobie sprawę, że poparcie dla Platformy pochodzi od ludzi o zupełnie innych poglądach niż mają ci, którzy popierają PiS. I odmawiając udziału w realizacji projektu, który nazywał się POPiS, rozpoczął grę o wszystko. O pełny rząd dusz w Polsce.

I po dwóch latach szarpaniny, jaką były wtedy rządy PiS-u w koalicji z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin Romana Giertycha (tak tego Romana Giertycha), przejął pełnię władzy. I to nie na jedną, ale na pełne dwie kadencje. Wiele w tym czasie się wydarzyło. Ale IV Rzeczpospolita nie powstała. Natomiast to, co powstało różnie nazywano. Nie będę przytaczał drastycznych określeń, które padały z jednej i drugiej strony. I nie będę też mówił o tym gdzie mieli skończyć ci, co inaczej myślą, niż myślał w tamtym czasie rząd i premier tego rządu. W każdym razie, najoględniej mówiąc, sprowadzało się to do braku akceptacji. Braku akceptacji, dla prawa drugiej strony do posiadania swoich poglądów. Co więcej, braku akceptacji dla prawa drugiej strony, do budowy naszego, wspólnego przecież państwa, według swoich przekonań i swoich wyobrażeń o tym jak powinno funkcjonować państwo. Za komuny, tylko ludzie o poglądach głoszonych i akceptowanych przez komunę, byli uprawnieni do sprawowania władzy. Wszyscy inni byli ludźmi drugiej kategorii. Byli nieuprawnieni. I tak też było przez osiem lat rządów Platformy.

W końcu Platforma przegrała. I podobnie jak w 2005 roku, tym razem też podwójnie. Przegrała wybory zarówno prezydenckie jak i parlamentarne. Jednak przekonanie, o braku uprawnienia drugiej strony politycznego sporu, do sprawowania władzy, pozostało. To przekonanie ujawniało się w koncepcji opozycji totalnej, którą ogłosiła Platforma po przegranych wyborach. To przekonanie ujawnia się również dzisiaj. Kiedy to w obliczu tragicznej śmierci prezydenta Gdańska, Donald Tusk dawny przewodniczący Platformy ogłasza – obronimy dla ciebie Pawle naszą Polskę. Czyli co? Polska nadal ma być tylko ich. I tylko oni są do Polski uprawnieni. My, ludzie o innych przekonaniach, znowu mamy być pariasami. Tak jak to było za komuny. Oczywiście druga strona (czyli ta, którą popieram), też nie była święta. Ze strony PiS-u również padały mocne słowa pod adresem politycznych przeciwników. Zarówno w czasie rządów Platformy jak i potem. Gdy PiS już rządził. I tak ten konflikt narastał. I różnice polityczne, co jest naturalne, zaczęły się zamieniać w nienawiść. Co już nie jest naturalne.

Mimo niemądrych (i przykrych) słów Donalda Tuska, pozostaje nadzieja. Że tragiczna śmierć prezydenta Gdańska jednak nie pójdzie na marne. I przyniesie opamiętanie po obydwu stronach tego politycznego sporu. I mam tu na myśli nie tyle polityków, co zwykłych ludzi. Tych, którzy tutaj na Salonie piszą i dyskutują. I, że to opamiętanie doprowadzi do zrozumienia podstawowej sprawy.
Otóż każdy z nas ma prawo do swoich poglądów politycznych. I jest sprawą naturalną, że mamy prawo się różnić w poglądach politycznych. Natomiast nie jest sprawą naturalną, jak te różnice przeradzają się w nienawiść.

I druga sprawa. Ojczyzna jest wspólna. Polska jest wszystkich Polaków. O wszystkich przekonaniach. A nie tylko tych, które mają zwolennicy Platformy czy też PiS-u. Lub jakiejkolwiek innej opcji politycznej.

seafarer
O mnie seafarer

Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka