Niewiele jest w polskiej przestrzeni publicznej osób, które budzą tak skrajne emocje, jak Lech Wałęsa. Pomijając toksyczne związki Wałęsy z polityką i skupiając się wyłącznie na jego życiu prywatnym, trudno nie dostrzec, że jest to postać, jakby żywcem wyjęta z tragedii greckiej.
Wiele spraw z życia prywatnego Wałęsów ujawniła w swojej książce żona byłego prezydenta, która najwyraźniej winą za klęski życiowe swoich dzieci obarcza ich ojca, który zbyt mało interesował się problemami rodziny.
Prawdziwość tej opinii Wałęsa zdaje się potwierdzać całym swoim życiem. Dla niego uczucia rodzinne chyba nie istnieją. Ostatnio dał temu wyraz przed ochoczo podstawionym mikrofonem Moniki Olejnik. Z okazji zbliżającej się rocznicy katastrofy smoleńskiej, tak skomentował telefoniczną rozmowę Lecha i Jarosława Kaczyńskich w trakcie lotu polskiej delegacji do Smoleńska:
„Rozmowa była krótka i na temat. To spowodowało wszystko, co się później stało. Absolutnie nie wierzę, że rozmawiano przez telefon o mamie.”
I ja mu wierzę, że on nie wierzy. Jemu sie w głowie nie mieści, że synowie mogą rozmawiać o matce, która nieprzytomna leży w szpitalu. - No bo kto by się aż tak przejmował chorą matką? - zapewne taki jest jego pogląd.
Jarosław Wałęsa udzielił kiedyś wywiadu, w którym wspominał swój wypadek na motorze. Syn prezydenta tak mówił o reakcji amerykańskiej rodziny, która kilka lat wcześniej opiekowała się nim w trakcie nauki w Stanach:
„ to mój amerykański ojciec był pierwszą osobą, która przyjechała do szpitala na Szaserów w Warszawie po moim wypadku. Był jeszcze przed rodzicami, którzy jechali z Gdańska. Dowiedział się, wsiadł w pierwszy samolot i był. Zabrał jeszcze z sobą mojego młodszego brata. Ja z nimi czuję więź.”
http://www.wprost.pl/ar/412695/Wasa-mam-trzech-ojclw-i-dwie-matki/