Drogi Siukumie!
Dziękuję Ci za ciepłe słowa pod moim adresem, zawarte w Twej ostatniej notce. Niestety, jest gorzej niż myślałeś. Globalne ocieplenie nie tylko, że postępuje, ale weszło w fazę geometrycznego postępu. Człowiek już tak bardzo nagrzeszył wobec Natury, że teraz ono samo, niczym perpetuum mobilebędzie się nakręcać, a wszystko za sprawą topienia się wiecznej zmarzliny. Bo pod wieczną zmarzliną znajduje się ogromna ilość torfu, czyli węgla, który po rozmarznięciu, zacznie się spalać, bulgotać, wytwarzając ogromne ilości gazów cieplarnianych: dwutlenku węgla, metanu, tlenków azotu. Jedyny ratunek w tworzeniu warunków do odkładania się pokładów torfu: torfowce jako rośliny zielone w wyniku fotosyntezy wyłapują CO2z atmosfery, a nie pozwalają mu wrócić doń, bo wytworzony węgiel odkłada się jako torf. Jak być może wiesz, na Dalekiej Północy od zachodniej Alaski na zachodzie aż po Czukotkę na wschodzie rozciąga się strefa bezdrzewnej tundry. Ale tundry są dwa rodzaje: wysoka i ta jest szkodliwa, bo rosną na niej małe krzaczki i trawy, które nie powstrzymują emisji CO2do atmosfery i niska, składająca się głównie z torfowców, czyli taka, o jaką nam chodzi. Postępujące globalne ocieplenie sprzyja tundrze wysokiej; mało tego zwiększająca się ilość opadów w tundrze (jako skutek globalnego ocieplenia) też bardziej sprzyja trawom niż torfowcom. No, po prostu d**a zbita. Jedynym sposobem na uratowanie rodzaju ludzkiego jest stworzenie warunków do rozwoju tundry niskiej poprzez tzw. parku plejstoceńskiego. Chodzi o wyhodowanie takiej ilości wielkich roślinożerców na terenie tundry, by zeżarły wszystką trawę, a pozwoliły rozwijać się jedynie torfowcom. Ponadto, kopyta i raciczki tych stworzonek niszczą warstwę śniegu, która sprzyja wzrostowi trawy, a torfowce się jej nie boją. Najlepiej nadawałyby się do tego mamuty, te jednak nie wytrzymały przedostatniego globalnego ocieplenia i wymarły. Z ich braku zadowolić musimy się ogromnymi stadami reniferów, karibu i wołów piżmowych, które mchy zjadają bardzo chętnie. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że misie polarne, wilki i polarne lisy też przyczyniają się do globalnego ocieplenia, bo zjadają tak pożyteczne stworzenia. Nie znamy również bilansu tak gigantycznego przedsięwzięcia hodowlanego: w końcu te sympatyczne stworzonka żyją, pierdzą i oddychają, a jak zdechną, to ich ciała się rozkładają, produkując CO2, a więc produkują metan i dwutlenek węgla. Nie wiemy też, czemu to mielibyśmy chronić polskie torfowiska, przecież nie leżą na wiecznej zmarzlinie, w okresach suszy spalają się, produkując CO2, CH4, a nawet kwaśne deszcze, bo o siarce to już nawet Mickiewicz pisał w Panu Tadeuszu.
Sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana: globalne ocieplenie nie wyklucza lokalnego ochłodzenia (klimatu Europy). Bo topienie się śniegów Syberii oznacza zwiększenie przepływu wody w wielkich rzekach syberyjskich, a to utrudnia Prądowi Zatokowemu opływanie zachodnich wybrzeży Europy. Nie myśl naiwniaku, że niskie temperatury w Europie przeczą globalnemu ociepleniu, wręcz przeciwnie!
Ale i na to jest rada, tyle że tu pionierami byli inżynierowie radzieccy. Gnębieni wyrzutami sumienia za swe zasługi w osuszeniu Jeziora Aralskiego wyszli (podobno) z ofertą wpompowania wody z Obu do zlewni Jeziora Aralskiego (wodę pobierano by poniżej ujścia Irtyszu!) poprzez system pomp zasilanych elektrowniami atomowymi. Uran do elektrowni miał być importowany z Australii, kasa za wodę szłaby do Moskwy, a państwa Azji Środkowej byłyby całkiem uzależnione od dostaw tej wody. Za to Obem płynęłoby mniej wody i Prąd Zatokowy łacniej opływałby zachodnie wybrzeża Europy. Kontynent byłby uratowany.
Swoją drogą, drodzy globalwarmiści, jakże wy jesteście podobni do radzieckich inżynierów!
Inne tematy w dziale Rozmaitości