Trudno jest zostać Dzwonnikiem z Wawelu, o czym przekonał się jeden z Blogerów S24, który dziecięciem będąc obserwował kołysanie Zygmunta dzięki koneksjom rodzinnym.
Owych koneksji nie wystarczyło niestety na przyjęcie w poczet członków elitarnego Bractwa Dzwonników Wawelskich. Zapewne dlatego nasz Quasimodo w jesieni żywota poczuł przemożną ochotę, aby sobie zadzwonić na podzwonne.
A i 30 PLN podzwonnego od proboszcza wawelskiej katedry piechotą nie chodzi. Przyda się na na regenerację sił intelektualnych w Rio czy też Ryjo.
Ciężko jednak zrozumieć dlaczego nasz Quasimodo tak się napalił na Zygmunta. Przecież ma pod ręką równie szacownego, choć nie tak znanego Urbana, nie bez kozery zwanego też Półzygmunciem. Może dlatego, że Urban źle się niektórym kojarzy, choć z Quasimodem ma niewątpliwie coś wspólnego.
Zważywszy radykalne poglądy naszego Blogera powinien go szczególnie pociągać dzwon Wacław, zwany Głownikiem, ogłaszający niegdyś dekapitację krakowskich mieszczan skazanych na za zamordowanie wojewody Andrzeja Tęczyńskiego, który wbrew pozorom nie miał nic wspólnego z tęczą, a wiele z toporem. No, ale Głownik to najmniejszy dzwon wawelski, więc zrozumiałe jest,
że jego rozhuśtanie nie zaspakaja rozbujanego ego potencjalnego dzwonnika.
Trudno zakończyć powyższe refleksje w sposób jednoznaczny, gdyż z jednej strony diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni, a z drugiej dzwonią na tę mszę, ale nie wiadomo, w którym kościele.
Zakończmy więc niejednoznacznie, fragmentem tekstu okolicznościowej piosenki dla naszego Quasimodo:
„I nagle dzwony dzwonią
I ciało mi płonie
Kocham cię (kochanie moje)”
Inne tematy w dziale Rozmaitości