Kenny McCormick Kenny McCormick
827
BLOG

Zła wiedza profesora Balcerowicza

Kenny McCormick Kenny McCormick Gospodarka Obserwuj notkę 2

Był rok bodajże 1995, gdy wykładowca Akademii Ekonomicznej w Katowicach (gdzie wówczas pobierałem nauki), prowadzący zajęcia z polityki finansowej jako kryterium uzyskania oceny zaliczeniowej określił opracowanie dotyczące profesora Leszka Balcerowicza. Tajemnicą poliszynela był fakt, że krytykujący jego politykę nie mogli liczyć na lepszy stopnień niż dostateczny. Przyznam, że wówczas nie interesowała mnie polityka, tym bardziej finansowa. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, że wówczas w Polsce trwał okres niesamowitych możliwości. Gwoli ścisłości, dzięki bohaterowi niniejszej notki, miał się ku końcowi. Na podstawie propagandowej książki przedstawiającej profesora jako wzór cnót i mądrości napisałem z koleżanką dobrą pracę (to znaczy niedobrą, ale ocenioną na 4), w przeciwieństwie do światłych kolegów którzy za krytykę Balcerowicza musieli zdawać na 3.

Nieco później, w 1999 r. rozpocząłem pracę w dużej miedzynarodowej firmie zajmującej się eksportem i importem, gdzie na pierwszej Barbórce usłyszałem opowieść o tym jak na początku lat 90-tych w grudniu przez jeden dzień importowany alkohol był zwolniony z akcyzy (nowe rozporządzenie wchodziło w życie dwa dni po zakończeniu obowiązywania poprzedniego) o czym wiedzieli zorientowani w firmie (bycie wtyką służb ma czasem swoje plusy) i na ten dzień zaplanowali import kilku ciężarówek tokaju z Węgier, na potrzeby pracowników firmy. Ciekawostką była informacja, że krótko po północy, celnikowi który nie miał świadomości "nieciągłości" obowiązywania przepisów, polecono wykonanie telefonu do ministerstwa finansów. Ku jego zdziwieniu, odebrał Balcerowicz i potwierdził fakt zwolnienia z opłat celnych i skarbowych w tym dniu. Wprawdzie propaganda na temat profesora wspomina, ze pracuje on do 22:30, ale okazuje się, że i tak zostawał po godzinach...

Oczywiście nie wiem ile w tym prawdy, może to wszystko wyssane z palca, urojone pod wpływem tokaju, którym pracownicy upijali się przez wiele miesięcy.

Praca w tej firmie uświadomiła mi jednak różne problemy polskiej gospodarki, a ich analiza często prowadziła do podejrzenia, że zarówno Balcerowicz jak i duża część ekipy rządzącej nie ma wcale na celu rozwoju gospodarczego, a jedynie korzyści dla wąskiej grupy "beneficjentów". Jednym z najbardziej oczywistych przejawów złej woli było zmniejszanie środków pieniężnych dostępnych na rynku, co było propagandowo usprawiedliwiane koniecznością walki z inflacją. Duże firmy którym najprędzej zaczął doskwierać brak gotówki na rynku, zaczęły sobie radzić przy pomocy wzajemnych kompensat, tzn. przykładowo - najprostszy schemat - firma A była winna firmie B, firma B firmie C, a firma C firmie A. Na skutek walki z "nadmiarem pieniądza" na rynku, nie potrafiły uregulować zobowiązań gotówką, więc wprowadzono system wzajemnych potrąceń. Bardzo szybko taki system rozliczeń wśród przedsiebiorstw państwowych został odgórnie ukrócony, pewnie w celu rozkręcenia systemu kredytów komercyjnych przez polski system bankowy, który wówczas miał bardzo liche zyski w porównaniu z chwilą obecną.

Moralny kac związany z napisaniem na studiach pracy wielbiącej profesora Balcerowicza motywował mnie do dalszego zgłębiania tematu, obserwacji, szukania wniosków. Szybko wyleczyłem się więc z lektury tygodnika Wprost, przez pewien czas satysfakcjonował mnie tygodnik Polityka, jednakże również tam zawartość prawdy była niesatysfakcjonująca. W końcu przerzuciłem się na lekturę NIE, oferującego wówczas moim zdaniem najbardziej obiektywne informacje na tematy gospodarcze. W 2004 wreszcie pozbyłem się wspomnianego wyżej kaca, gdy w numerze nr 19 ukazał się mój list do redakcji NIE, w którym przedstawiłem swoje obserwacje i wnioski:

"...przede wszystkim należałoby odsunąć od kierowania polityką finansową Leszka Balcerowicza i tabuny jego wyznawców, którzy są śmieszni w swej ignorancji nawet dla tak przeciętnego ekonomisty jak ja. Balcerowicz prowadzi politykę finansową utrudniającą funkcjonowanie gospodarki, a jednocześnie zwiększającą zyski spekulacyjne podmiotów o charakterze finansowym. Jest to polityka podwójnie błędna, gdyż osłabiając gospodarkę zmniejsza się zyski na rynku finansowym i w dłuższym horyzoncie czasowym jest niekorzystna dla wszystkich podmiotów gospodarczych. Głównym celem wydaje się być nie niska inflacja (o czym prezes NBP zapewnia), lecz utrzymanie wysokiej ceny pieniądza poprzez ograniczenie ilości pieniądza w obrocie gospodarczym. O takiej sytuacji świadczą oczywiste przesłanki:

– najdroższe kredyty obrotowe w Europie (16 proc. ponad inflację przy inflacji rzędu 1 proc.!),

– nieproporcjonalnie wysokie dochody z inwestycji giełdowych w stosunku do miernej kondycji gospodarki,

– odpływ pieniędzy poprzez zwiększający się dług publiczny (fundusze emerytalne inwestują większość zarządzanego kapitału w obligacje stale powiększając to zadłużenie).

Jak temu można by zaradzić? Niektórzy sugerują, że należy dodrukować pieniędzy. Lepszym jednak rozwiązaniem byłoby chyba zwiększenie przepływu pieniądza przez podmioty związane z produkcją i rozwojem gospodarki (kosztem instytucji zarabiających na spekulacjach finansowych). Można by to osiągnąć przykładowo przez stworzenie obowiązku lokowania przez banki, fundusze inwestycyjne, większej części zarządzanego kapitału w kredytach dla tychże podmiotów w celu zwiększenia wydajności polskiej gospodarki. Instytucje te znacznie silniej związano by w ten sposób z podstawowymi podmiotami gospodarczymi i ułatwiały funkcjonowanie gospodarki. Poprawie uległyby wszystkie trzy podstawowe wskaźniki ekonomiczne opisujące gospodarkę kraju – wzrost gospodarczy, spadek bezrobocia, a także spadek inflacji, gdyż od pewnego czasu inflacja rośnie z powodu zmniejszającego się popytu (wywołanego właśnie odpływem pieniądza z obrotu handlowego) i reakcji producentów (oraz pośredników handlowych) polegającej na zwiększaniu marży w celu utrzymania opłacalności funkcjonowania.

Następna bardzo niepokojąca kwestia to wysokość naszych rezerw dewizowych – jeśli przenieść politykę w stosunku do podmiotów gospodarczych prof. Balcerowicza na grunt finansowy, to rezerwy dewizowe powinno się bezzwłocznie zlikwidować. Jakie przyniosłoby to skutki?

1. Uwolniona zostałaby znaczna ilość pieniądza, pozwalająca np. zbilansować budżet.

2. Urealniłaby się wartość złotówki w stosunku do innych walut, co napędziłoby krajową gospodarkę, gdyż:

– zwiększyłoby zyski z eksportu,

– powiększyłoby popyt na polskie produkty,

– spadłaby inflacja (mechanizm przedstawiony wyżej),

– zagraniczny kapitał zmuszony byłby do związania się z polską gospodarką w większym stopniu, gdyż jedynie to zapewniłoby stosunkowe bezpieczeństwo inwestycji.(...)"

Czytając obecnie ten tekst jest dla mnie oczywiste, że podstawowym motorem działań Leszka Balcerowicza zawsze było stworzenie na rynku niedoboru pieniądza w celu nagonienia bankom klientów po kredyty, a jednocześnie drakońska kontrola gospodarki przez system finansowy. Pół roku później stojąc w kolejce po pieniądze skrobnąłem na telefonie kolejny paszkwil na Balcerowicza skierowany do redakcji NIE, który również został zamieszczony:

"30 grudnia 2004 r. usłyszałem w radiu wypowiedź Balcerowicza, że „rząd w przyszłym roku powinien skupić się na stworzeniu lepszych warunków przedsiębiorcom”. Czy pan profesor jest idiotą, czy też raczej uważa za idiotów polskich przedsiębiorców? Przecież obecna polityka finansowa, która firmowana jest jego nazwiskiem, ma na celu utrzymywanie silnej złotówki (głównie w tym celu utrzymywane są rezerwy walutowe – dla ewentualnego interwencyjnego zalania rynku walutą w przypadku nagłego osłabienia złotego). Silna złotówka jest niekorzystna nie tylko dla eksporterów – jak potocznie się uważa – ale przede wszystkim drastycznie zmniejsza konkurencyjność polskich przedsiębiorców wobec zagranicznych zmniejszając ich zyski i jednocześnie odprowadzane podatki. Taką politykę można porównać do wysiłków najemnego kierowcy maksymalizującego zużycie paliwa w celu zdobycia większej liczby punktów w programach lojalnościowych stacji benzynowych. Metafora ta jest szczególnie trafna, jeśli chodzi o szefa NBP..."

Sporo udzielałem się w owym czasie na forach portalu Money.pl, gdzie moje wypowiedzi spotykały się z powszechnym potępieniem, agresją i lekceważeniem. Jednakże od czasów szkoły podstawowej jestem w opozycji do większości (czy to ze względów religijnych, czy też ze względu na pomysły związane ze spędzaniem czasu), więc nie martwiło mnie to, wręcz przeciwnie, czułem się jak jednooki w krainie ślepców.

Krótko potem przestała mnie interesować polityka i konieczność opowiadania się po stronie mniejszego zła. Zacząłem szukać powodów "wyższego rzędu" takiego a nie innego stanu rzeczy. Kto szuka ten znajdzie, więc ostatecznie znalazłem satysfakcjonującą mnie odpowiedź (-Jaka jest "najistotniejsza tajemnica" którą przed ludzkością skrywa Konsorcjum?- Nie macie nad sobą władzy. Jesteście eksperymentem)

Kilka dni temu przypadkiem trafiłem na kolejny artykuł poświęcony guru naszej gospodarki, z którego dowiedziałem się, ze pan Balcerowicz jest niezmienny w swoich poglądach. Tekst identyczny w przesłaniu do tekstów sprzed 5, 10, 15 czy 20 lat.

Skrobnąłem więc ironiczny komentarz:

Co to są pogłębione reformy? Pewnie ma na myśli kopanie grobów dla ofiar reform.
A tak w ogóle, to zero treści w tym jego wystąpieniu. Zrobił reformę, która polega na systematycznym wyciąganiu wypracowanej kasy z rynku, po to by bankom napędzić klientów po kredyty - ciekawa logika. Oddawać pieniądze systemowi finansowemu, po to by system finansowy mógł pożyczać te pieniądze i naliczać od nich na bieżąco odsetki, przy czym odsetki nam należne dostaniemy za lat kilkadziesiąt o ile dożyjemy, chociaż i tak już teraz wiemy, ze są one znacznie niższe, chociaż dużo dalej w przyszłości.
Uczciwiej zamiast mówiąc o reformach, lepiej by powiedział o fantastycznej dźwigni dla systemu bankowego kosztem całego społeczeństwa.
Tylko w dalszym ciągu niepokoi mnie stwierdzenie "pogłębianie". Wiadomo, że jak się za bardzo przykręci śrubę, to nawet ten "genialny" przekręt pod nazwą "reforma systemu ubezpieczeń społecznych" nie da satysfakcjonującego efektu.

Czyli dalsze pogłębianie reform może np. oznaczać regularne wypuszczanie krwi obywatelom, którą będą mogli odkupić deklarując bezwarunkowe uwielbienie dla mistrza Balcerowicza?

Nie czytałem przy tym dyskusji pod artykułem żeby się nie denerwować, ale zajrzałem tam dzisiaj żeby sprawdzić ewentualną reakcję innych forumowiczów i... zaniepokoiłem się.

Mój komentarz zebrał 18 plusików! A myślałem, że nie czyta tego nikt poza pracownikami odpowiednich służb... Poza tym okazało się, że obecnie w zasadzie prawie każdy dyskutujący jest w opozycji do poglądów pana profesora... Naród się jednak wyedukował (pewnie na własnej skórze), chociaż nie tak dawno myślałem, że nie ma już nadziei...

Więc nadzieja jednak jest. Może nie nadzieja na luksusy i dobrobyt, ale na coś bez porównania cenniejszego.

Prawdę.

A walka o prawdę ma przyszłość, ponieważ toczy sie w każdym z nas.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka