Siukum Balala Siukum Balala
1215
BLOG

Tomek na tropach Yeti, czyli bloger w Bisztynku ( 2 )

Siukum Balala Siukum Balala Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 29

image


Minąłem Samulewo, potem myślnik, a na końcu Sątopy. Odwrotnie niż zapisano w wielkiej księdze toponomastyki polskiej. Tam jest Sątopy, myślnik, Samulewo. Sytuacja zaczęła się klarować. Z nawigacji wynikało, że do Bisztynka pozostało niecałe 8 km i za 10 minut powinienem się tam znaleźć, więc jeśli nic już się nie przydarzy to zdążę do Miłomłyna na 15:30, tak jak to ustaliłem. Niestety pół mili za Sątopami, za zakrętem dostrzegłem ludzi w pomarańczowych uniformach. Nie byli to jednak oranżyści z Ulsteru, a znacznie gorzej. To sotnia tego atamana - watażki Szyszki zwalała dorodne, wiekowe lipy. Droga czasowo zamknięta.


image


Zawróciłem do Sątop. GPS znowu się rozszalał. Suwak skanowania map skakał od prawej do lewej, a ekran wydawał się krzyczeć i migał co chwila - let me consider ! let me consider ! Trzeba było myśleć wcześniej, jesteśmy w czarciej mocy, to lokalny trójkąt bermudzki : Grzęda - Reszel - Bisztynek. Pozwól skorzystać z dróg gruntowych - GPS nie poddawał się. Po doświadczeniach z kampanii greckiej nie mogłem się na to zgodzić. Wolałbym już zjechać z Giewontu Żukiem bez hamulców. Jak wyplątać się z tej nieoczekiwanej sytuacji ? Jak przebić się do drogi nr 57 ? Droga rokadowa Kominki - Kolno zablokowana, naprzeciw również nieoczekiwana blokada. Jeżeli Rejon Dróg Publicznych rzuci do walki jeszcze brygadę asfalciarzy i dwie brygady pilarzy to kocioł zamknie się dokładnie tak jak uczą w akademiach wojskowych. Zmrowiło mnie, poczułem się jak niemiecki generał tuż przed awansem na feldmarszałka. Mogłem jeszcze wycofać się  do Reszla i próbować przebijać się drogą na Biskupiec. Jak generał Samsonow w sierpniu 1914 roku. To byłaby jednak kapitulacja, cofnięcie się, a my gwardiejcy nie cofamy się nigdy. Przypomniałem sobie wówczas słowa mojego dziadka. Po cóż kultywujemy pamięć o przodkach ? Dziadek był jeszcze lepszym taktykiem ode mnie. Przeżył dwie wojny światowe, a na koniec załatwił u Sowietów wagon i wyjednał u naczelnika, by wagon skierowano na zachód zamiast na wschód. Tak dojechał na Ziemie Odzyskane. Gdyby pojechał na wschód dziś pisałbym niniejszą notkę na Саллон24.ru w Czelabińsku. Pisałbym oczywiście cyrylicą, a jak niebezpieczne jest pisanie notatek cyrylicą przez rozmaitych kremlowskich Gałganowów  to już uprzedzał nas nasz były - na szczęście - premier z charyzmą przez grasejujące " r " Dziadkowa przedwojenna anegdota przydała się. 

Mama ! mama ! panowie oficerowie do wsi zjechali mapy rozłożyli... i kompasy. Co to będzie działo się ? 

- Nic takiego synok, znaczy się tatki o drogę pytać będą. 


Przecież mogłem zapytać kogokolwiek o drogę. Zajechałem do najbliższego sklepu.


- Dzień dobry. Jak dojechać najprościej do Bisztynka ? - spytałem

- Najprościej to prosto - odpowiedziała pani sklepowa

- Nie da rady, drzewa zwalają

- Znowu ! wczoraj we wsi zwalali.

- Takie ich prawo droga pani. Mają piły to i zwalają.

- To niech pan jedzie na Kominki i potem do Lutr, od Lutr już droga dobra.

- Nie da rady, pod Kominkami asfalt leją i dziury łatają.

- Znowu ? w tamtym roku łatali

- Takie ich prawo droga pani. Mają pieniądze z Unii to i łatają. To nie Ukraina droga pani, że dyrektor Sławek tylko lata, a nie łata.

- W takim razie niech pan jedzie do Reszla, przed Reszlem na Grzędę, a stamtąd przez Łędławki to już bliziutko. Droga dobra, dobrze połatana.

- Dziękuję bardzo, dziękuję. Uratowała mi pani życie.

- A tam zaraz życie. Każdy wie, że do Bisztynka można i przez Grzędę. 

Ech ci programiści TomToma, uczą się, płacą za naukę, siedzą po nocach, a jak trzeba rozwiązać problem to nie wiedzą, że z Sątop do Bisztynka można i przez Grzędę. Po dwóch kwadransach osiągnąłem zaplanowaną rubież na przedpolach Bisztynka. Teraz należało przebijać się w kierunku centrum i znaleźć jakieś połączenie z drogą nr 57. Niestety dalej byłem w czarcie mocy. Minąłem przejazd kolejowy, którego nie było, bo Sowieci zabrali kolej do siebie już w 1946 roku. Jak mawiają miejscowi, szyny zostały zabrane do prostowania i do dziś nie wróciły na swoje miejsce. Ruszyłem w stronę centrum. Znaków drogowych sporo, a tablic kierunkowych  jak na lekarstwo, zacząłem się gubić. Wreszcie za szkołą dostrzegłem pierwszą strzałkę, to już jakiś kierunek złapię - pomyślałem naiwnie. Niestety napis sprawił, że po raz drugi poczułem mrowienie : Do diabelskiego kamienia - odczytałem po założeniu okularów, choć wzrok mam dobry, tyle że coraz bardziej mi się ostatnio skraca. Nie mając innej możliwości ruszyłem z duszą na ramieniu w stronę owego straszliwego kamienia.


image


Robi wrażenie, interesująca legenda, skrzętnie zeskanowałem tekst z tablicy informacyjnej. Niesamowite rzeczy się tu działy w dalszej przeszłości, ale też i tej bliższej. To może zbyt śmiała teza, ale uważam, że obecny stan salonu24, poziom dyskusji i emocji, relacje tu panujące, zacietrzewienie i tępa zawziętość to sprawa bisztyneckiego Boruty, to tu wszystko się zaczęło, tu miało swój początek. Prawda, że śmiała teza ?


image


... z kamienia 


Dawno, dawno temu żył w okolicach Bisztynka ubogi, choć bardzo pracowity szewc. Potrafił nie tylko wyfasować zgrabne buty, ale też dar prokreacji miał niebywały. Bez wdawania się w detale : może jeszcze zdjęcia z sieci mam wrzucić ? Mawiali sąsiedzi - nie bez zazdrości - że u szewca co rok to prorok. Kiedy urodziło się trzynaste dziecko - chłopiec tym razem, nie było już w okolicy nikogo, kto mógłby zostać kumem, bowiem wszyscy byli już rodzicami chrzestnymi wcześniejszej szewca progenitury. A brać kuma dubeltowo nie wypadało, bo wiadomo, że z prezentami nie podoła. Bieda w okolicy panowała straszliwa, co po części spowodowała likwidacja PGR - ów. Frasował się szewc niemiłosiernie, więc postanowił wyruszyć do miasta w nadziei znalezienia kumotra. Dziś nie miałby szewc tego rodzaju problemów. 13 x 500+ daje okrąglutkie 6500 PLN. Do tego stragan z obuwiem na rynku w Bartoszycach i handel z obwodem kaliningradzkim. Do takiego szewca w kumy dziś stawałaby kolejka. Te czasy miały jednak dopiero nadejść, a tu czas nagli, chrzcić trzeba. Utrudzony wędrówką szewc przysiadł na kamieniu by niuchnąć tabaki, jak to mężczyźni w zwyczaju wówczas mieli. Nagle jak spod ziemi przed szewcem wyrósł  przystojny młodzian. Skłonił się układnie, zdjął kapelusz  i dał susa przez rów oddzielający popegieerowskie pole od pasa drogowego.

- Czymże dobrodzieju tak się frasujecie ?  - spytał

- Dziecko trzynaste żona mi powiła, sam nie wiem jak to się stało. Uważałem, ale widać tak być musiało. Kuma do niedzieli znaleźć muszę, bez chrztu dziecko chować to nie po bożemu - szewc wyłuszczył tajemniczemu człowiekowi swoją zgryzotę.

- Lepiej trafić nie mogliście, ja wam będę za kuma. Pieniędzy nie poskąpie, jeśli chłopak okaże się zdolny to i do szkół posłać będziecie mogli za moje pieniądze. A kiedy chłopaka wspólnie wychowamy i wyuczymy, to i robotę załatwię, bo pomagier w moim fachu zawsze mile widziany. Młodzian zniknął tak szybko jak się pojawił. Jednak słów na wiatr nie rzucał. W niedzielę zajechał w dwójkę karych koni przed ubogą chatynkę szewca. Takich koni, takiej uprzęży, takiej bryczki i takiego chrztu nie oglądano w okolicy nigdy wcześniej. A postronki jakby ze srebra. Chłopak, Michał mu na chrzcie dano, rósł i uczył się bardzo dobrze. Po ukończeniu miejscowej szkoły rodzice postanowili kształcić chłopca na księdza i wysłali go - za pieniądze chrzestnego ojca - do Reszla, gdzie działało kolegium jezuickie, a potem jeszcze gdzieś dalej. Gdzie ? nie udało mi się ustalić. Po latach wrócił Michał do rodzinnego Bisztynka, by wywdzięczyć się ziomkom, pierwszym nauczycielom, rodzicom i rodzeństwu za całe  dobro i troskę jakiej doświadczył z ich strony. Świeżo upieczony ksiądz odprawił w miejscowym kościele pw. św. Macieja, mszę prymicyjną.


image


Wówczas zjawił się on, szewski kumoter  i " dobroczyńca " w jednym.Tym razem nie był układny, ktoś mógłby odnieść wrażenie, że niespodziewany gość zjadł na śniadanie dwie paczki zapałek, bo siarką przed kościołem zapachniało. Długa peleryna zasłaniała stopy, ale tam też i ortopeda miałby co oglądać, bo przybysz dziwnie postukiwał, kręcąc się niecierpliwie po brukowanym podjeździe przed kościołem. Kopytkami stukał, bo diabeł z piekła rodem to był. Blady strach padł na uczestników nabożeństwa prymicyjnego.


image


- Ach ! Szewczyku witaj bracie ! zaskrzeczał i ku szewcowi bieży obcesem. Pamiętasz mnie ? ze mnąś robił o duszę chłopca zapisy. Poznasz swój podpis na umowie kredytowej ? to znaczy na cyrografie.

- Nie nadążam już za tymi nowymi czasami, kiedyś było przejrzyściej, cyrograf i wszystko jasne, a teraz takie reformy w piekle, jakieś umowy, cesje, odsetki, weksle, tytuły egzekucyjne, windykacje - diabeł nie wiedzieć czemu zaczął utyskiwać na swój los, nie czuło się dawnej diabelskiej mocy. Widać teraz diabelskie decyzje scedowano na ziemskich pomagierow. Przełamał się jednak i wyjął spod peleryny umowę spisaną drobny druczkiem.

- Hola ! hola ! Panie diable - szewc nie wydawał się być zbity z pantałyku. Choć był człowiekiem bez wykształcenia, to posiadał jednak tę iskierkę, której nie daje dziś nawet ukończenie gimnazjum. Był człowiekiem  inteligentnym i oczytanym.

- Mickiewicza diable nie znasz ? Nie znasz przepisów egzekucyjnych ? kogo oni dziś z piekieł wysyłają diabelskie sprawy załatwiać ? Prawniczy nieuk i ignorant jesteście diable, ot co. Schowaj ten kontrakt, ale to już.

- Jaki Mickiewicz ? o co chodzi ? chłopak jest mój i kropka, albo oddawaj kasę z odsetkami za 22 lata. Są jeszcze komornicy w "tenkraju " Do grosza oddasz, a chłopaka i tak zabiorę. Diabeł sięgnął do aktówki  i wyjął foliowe etui z wekslem in blanco.

- To co wypisujemy, czy oddasz chłopaka ?

- Nie tak prędko diable, ty mi tu z windykatorami nie wyjeżdżaj. Sprawdź lepiej umowę. Strona 6 paragraf 66. Diabeł lekko zdenerwowany sięgnął do aktówki jeszcze raz i wyjął cyrograf. Mrucząc i pufając siarką pod nosem zaczął, z zauważalnym zniecierpliwieniem, przeglądać kontrakt. Tymczasem szewc, z diabelską iskierką w oku, zaczął deklamować Mickiewicza. Bez kartki, z pamięci pojechał.


...


Patrz w kontrakt, Mefistofilu,

Tam warunki takie stoją

Po latach tylu a tylu,

Gdy przyjdziesz brać duszę moją,


Będę miał prawo trzy razy

Zaprząc ciebie do roboty?

A ty najtwardsze rozkazy

Musisz spełnić co do joty.

- Prawa diabelskiego nie znasz ? procedur nie znasz ? 

Diabeł zbity z tropu mruczał po diabelsku.

- Horrendum, faktycznie, takie prawo jest tu pod 66 paragrafem zapisane. Kusa rada, trzeba będzie zabrać się do roboty. 

- Jakie masz polecenia chytry człowieku ? tylko szybko, bo spieszno mi duszę chłopaka do piekła zawlec. 

- Staryś diable, to i męczył ciebie nie będę. Wykonaj tylko jedną pracę, a chłopak będzi twój i służył ci będzie po wsze czasy. 

- Słucham ? co rozkażesz ? 

- A poleć-ze diable do Afryki i przynieś do Bisztynka największy kamień jaki unieść zdołasz.


image


Postanowiliśmy kościół rozbudować, zakrystię dostawić, a jak materiału starczy to może i dwie nawy. Z materiałem u nas krucho. Miasteczko biedne.

- Phi ! tylko tyle ? diabeł parsknął jak Roman Giertych na wiecu KOD - u i już począł zamiatać peleryną, by wzbić się w powietrze i poszybować do Afryki. 

- Hola ! hola ! diable. Nie skończyłem jeszcze. Kamień ma być największy jaki znajdziesz, najważniejsze jednak byś wrócił przed końcem mszy prymicyjnej. Spóźnisz się choć o pół minuty, wszystko na nic. Chłopaka nie dostaniesz. Masz czas póki dzwony po mszy nie rozśpiewają się na bisztyneckim kościele. Przegranyś wówczas. Tak stanowi aneks do cyrografu. Strona 9 par 99, sprawdź diable.

- Dobra, dobra, wierzę ci, człowiekiem jesteś nie diabłem, to ci wierzę. Nie przeciągajmy sprawy. Lecę. Diabeł po raz wtóry rozmachał  pelerynę , kurz wzniecił, zastukał kopytkami, ogon nastroszył  i pół sekundy później widziano go nad Troszkowem. Poleciał na południe. Uwinął się z robotą wartko. Kamień największy znalazł, w pazury diabelskie uchwycił i poszybował z powrotem do Bisztynka. Dusza Michałowa wisiała na włosku. Diabeł pędził jakby w setkę diabelskich koni, już był pewny wygranej, już się widział z duszą chłopaka na postronku. Niestety za Biskupcem, lecąc wzdłuż jeziora Dadaj wpadł w turbulencje i musiał " wejść " na 4000 tysiące stóp, nie chciał upuścić kamienia, który zaczął niebezpiecznie  drżeć w diabelskich pazurach. To wystarczyło, te utracone sekundy uratowały duszę Michała. Kiedy mijał Troszkowo rozdzwoniły się dzwony na wszystkich bisztyneckich kościółach. Msza skończona, diabelskie sprawy jeszcze raz przegrały. Diabeł zatrząsł się ze złości, kłęby żółtego dymu nosem puścił, kamieniem w miasteczko cisnął i tyle jego mocy było na ten dzień. A kamień z wyraźnymi śladami diabelskich pazurów leży po dziś dzień w miejscu, w którym go odnalazłem. W trzech miejscach trzaśnięty. 


image

Tyle wyczytałem z kamienia. Opisywane wydarzenia musiały mieć miejsce przed rokiem 1739, bowiem wówczas rozpoczęto budowę nawy południowej i zakrystii, co ustaliłem na podstawie tablicy pamiątkowej w bisztyneckim kościele. W 1748 roku powtórnej konsekracji powiększonej świątyni dokonał przedostatni biskup - polskiej jeszcze Warmii - Adam Stanisław Grabowski. 

CIĄG DALSZY NASTĄPI ( kiedy ? tego nie wie nawet bisztynecki diabeł )

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości