Siukum Balala Siukum Balala
2956
BLOG

Gruzja 2018. Spotkania

Siukum Balala Siukum Balala Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 88

image

Posekretarska " Wołga " rwała asfalt jak gąsienice czołgu o numerze taktycznym " 102 ". Przygodnie napotkana, z rozgadanym kierowcą pędziła jak do Obkomu, w czasach swojej świetności. Kierowcy byłem pewny, drażniły mnie tylko papierosy, 10 papierosów w ciągu godziny to dla mnie i dla welurów " Wołgi " aż za nadto. Trudno, darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda.

image

Kto mnie jeszcze pamięta ? Może to była ta " Wołga " ? Wina nie pojmiesz, rozumem nie ogarniesz. 

Mniej pewny byłem przygodnie napotykanych krów. Do kogo należały ? jak trafią do gospodarza ? kto je wydoi ? czym się żywią ? Nie znałem odpowiedzi na żadne z tych pytań. Krowy żyjące na wolności to pewien rodzaj egzotyki w Gruzji. Do Indii jeszcze kawał drogi, a te już się panoszą po rowach ryzykując własnym życiem i życiem przygodnie napotkanych kierowców i ich przygodnych pasażerów.

image

Wiedziałem, że do Gori nie zdążę przed nocą. W górach noc zapada szybko, tu niebo nie płonie jak na nizinach czasem i trzy kwadranse. Tu Słoneczko skryje się za górę i już za chwilę cieszymy się rozgwieżdżonym niebem. Musiałem pożegnać kierowcę, tym bardziej że 30 km przed Gori zjeżdżał z głównej drogi, a perspektywa łapania Marszrutek po zmroku nie wydała mi się kusząca.

image

Ni miasteczko ni wieś nazywała się Karbouli, czy może jakoś podobnie ? Znalezienie noclegu w Gruzji to drugi powód, dla którego warto tam jechać. Znalezienie noclegu jest tak łatwe jak napotkanie wspomnianych krów. Przyczyna tego jest paradoksalna, podobnie jak w przypadku Marszrutek stoi za tą powszechną dostępnością noclegów, brak kapitału.

Na wybrzeżu czarnomorskim, w Tbilisi, tam gdzie perspektywy rozwoju turystyki są obiecujące wchodzą światowe sieci hotelowe, w Batumi zainstalował się Hilton, Radisson, pięciogwiazdkowy Intoursit i sporo innych hoteli i kasyn, nie na ludzką kieszeń i nie na ludzką wygraną. Z wszystkimi rygorami pięciogwiazdkowych hoteli, z bookowaniem, z wyrażaniem życzeń specjalnych, z niepotrzebnymi pytaniami - jak się panu spało ? Jakby to kogokolwiek w recepcji obchodziło.

image


image


image

Batumi. Hotel " Posejdon " 

W interiorze natomiast, w związku z niesłychanym turystycznym boomem działa hotelowe pospolite ruszenie. Kto żyw przerabia domy, dostawia pięterka, dobudowuje łazienki podnosi standard w rezultacie czego otrzymujemy często, za niewielkie pieniądze hotel B&B nieustępujący standardem hotelom portugalskim, czy hiszpańskim, a zdarza się, że przewyższającym. Nikt nie pyta o wcześniejszą rezerwację, nie żądają wydrukowanych potwierdzeń i opłat na stronie booking.com, wchodzisz, witasz się - gość w dom, Bóg w dom. W każdym miasteczku, wiosce, po zmroku rozbłyskują czerwone diody i na co czwartym domu pojawiają się napisy: hotel B&B, tanie noclegi, rooms, guest house itp, itd. Mój hotel we wsi Karbouli, czy może jakoś podobnie był pierwszym z brzegu hotelem B&B. Sześć pokoi dwuosobowych, dwa trzyosobowe i jeden familijny z dwoma dodatkowymi łóżkami dla dzieci. Czysty i schludny, jedyny mankament to wspólne łazienki na piętrach. Na dole sala gościnna, kuchnia i jadalnia.  

Właścicielka nazywała się Ekaterina Doradze Aleksandrowna, była pół - Rosjanką co znakomicie ułatwiało komunikację. Choć z tym w Gruzji nie ma kłopotów bo lingua sovietica jest w powszechnym użyciu. Po zameldowaniu się, wdrapałem się na piętro, rozpołożyłem się i już miałem zabierać się za spania, kiedy zapukano do drzwi. To gospodyni Ekaterina Aleksandrowna zapraszała na kolację.

- Zejdźcie do stołowego, uszykowałam jedzenie, zmęczony człowiek to i głodny najczęściej

- Ale ja tylko opłaciłem nocleg i śniadanie, jutro po śniadaniu ruszam do Gori. Nie będę wam droga Ekaterino Aleksadrowna robił kłopotu.

- U nas nie tak, u nas gość to rodzina, nie nakarmić, nie ugościć to wprost niemożliwe, nie godzi się tak.

Obyty jestem trochę z kaukaską, ormiańską gościnnością, wiem że odmowa nie wchodzi w grę, to ciężka obraza gospodarza, więc już nie czekałem na nalegania, tylko ochoczo zszedłem do sali gościnnej, zwanej nie wiedzieć czemu, z angielska " Administration " Za stołem siedział syn pani Doradze, Giorgi i jego dwóch kolegów. Lewan i Daviti. Jak rzekłem obyty jestem z ormiańskim biesiadowaniem, byłem najstarszy to i z wyborem tamady nie było problemów. Tamada jest tylko jeden i byłem nim ja, nikt inny. Potoczyły się toasty jak po górskim strumieniu. Jedzenie wyborne, rozmowy zajmujące, znaczy się o polityce i historii. Wino słodkie, własne, dobre. Oj dobre ! Toasty za toastami. Braterstwo nad braterstwem. Tak i nie wiedzieć kiedy, czas przeleciał, a ja zostałem elegancko zaniesiony do pokoju. Bez uszczerbku.  Kiedy się obudziłem nie bardzo wiedziałem gdzie jestem. Słońce widać się tego dnia pospieszyło, bo było już dość wysoko. Bolała mnie głowa, a trzewia paliły jakbym zjadł trzy paczki zapałek, a nie trzy czebureki, jeden z drugim. Wtedy znowu ktoś zapukał.  To znowu Ekaterina Aleksandrowna. Czy ona nie robi nic innego poza zapraszaniem ludzi do stołu ?

- Wstawajcie, uszykowałam śniadanie. Mieliście jechać do Gori. Wszystkie Marszrutki wam odjadą - zażartowała.  

Niemożliwe żeby wszystkie Marszrutki odjechały. To tak jakby ktoś na Saharze, podczas burzy piaskowej, powiedział - weź wiaderko i łopatkę i zbierz trochę piasku na pamiątkę, bo nam go za chwilę całkiem wywieje. To jest niemożliwe, z Marszrutkami jest tak samo niemożliwe.

- Wejdźcie proszę Ekaterino Aleksandrowna

- A ubrani jesteście należycie ?

- Tak, wejdźcie

- Dzień dobry

- Dzień dobry, Ekaterino Aleksandrowna, nie obraźcie się, ale nie podołam ze śniadaniem. Pieczeń u mnie w strzępach, a izżoga taka, że jakbym dmuchnął w drewutni to by wam się drewno żywym ogniem zajęło.

- Oj marny z was tamada, wy już powinniście od rana siedzieć przy stole.

- Ja droga Ekaterino Aleksandrowna się dopiero wdrażam, przyuczam się. Ja bardziej jak Ruski do wódki sposobiony byłem. Wino rzadko, pieczeń u mnie niezwyczajna z taką ilością cukru sobie radzić. Gdybyście dali mi trzy tabletki na ból głowy to ja za kwadrans wrócę do życia i zejdę na śniadanie i z ochotą z wami zjem jak z rodziną.

- Cha ! cha ! a kto by u nas łykał tabletki ? ja w życiu nie brałam tabletki, u nas wozduch chrustalnyj, prosto z Kaukazu schodzi. Takie powietrze do oddychania to jak lekarstwo. Zróbcie tak jak mój robił, kiedy jeszcze żył.

- A  jak wasz mąż robił ?

- Brał wino, szedł na rozstajne drogi za wsią, siadał na kamieniu. Pooddychał jak się należy i po kwadransie był jak nowo narodzony. Wozduch nasz moc oczyszczającą posiada. Tak i wam trzeba. Już idę sciągnąć wino. Schodźcie.

Zszedłem, ale niepewnie, jak goriec zimą z Elbrusa, przy poręczy blisko.

Wino, całe 1,5 litra czekało już na stole.

image

... aaa ! wiec to Giorgi uszykowal manierke 

- Idźcie do kamienia, posiedźcie, popatrzcie na góry i po 10 głębokich wdechów, potem 5 płytkich i znowu po 10 głębokich

- A kiedy wino ?

- Pomiędzy

- Tak i zrobię, powietrza i wina nie zmarnuję

image

Poszedłem na kamień, na rozstajne drogi. Kamień był inny niż nasz polny, chłodny granit. Był cieplejszy, taki trochę rzadszy, bardziej porowaty. A od północy jak zwykle mech, ciepły ogrzany już, bo i Słońce wysoko. Ogrzany jak najlepsza, najmilsza tapicerka w samochodzie " Wołga " Zacząłem oddychać - jeden, drugi, trzeci głęboki, ale zaraz przypomniałem sobie o winie. Odkręciłem i pociągnąłem dwa łyki, już chciałem zakręcić, ale żal mi się zrobiło dwóch następnych łyków... i poszły dwa następne. Było bardzo ciepło na zewnątrz, a teraz i ciepło rozlało się w środku. Było cicho, bardzo cicho. Miałem wrażenie, że słyszę szemranie winnego strumyka spływającego powoli w dół i wypełniającego wszystkie miejsca w moim organizmie, które bardzo tego potrzebowały. Dla ich własnego zdrowia potrzebowały. Czwarty, piąty, szósty - głęboki oddech, odliczałem. Nie żałuję, że rzuciłem palenie, palenie jest niezdrowe, picie jest zdrowsze i weselsze bo rodzi inne skutki. Ale w takich momentach brakuje papieroska, obrazek z papierosem jest bardziej plastyczny, żywszy, bliższy życiu. Albo nabicie fajeczki ? pykanie taką fajeczką, takie filozoficzne. I rozmyślanie o życiu, o kobietach, o winie, o tym, że w winie jest prawda. Podobno jest. Nawet takie powiedzonko jest, ale wówczas tam na kamieniu wyleciało mi z głowy. Ósmy, dziewiąty głęboki oddech, jeszcze tylko jeden głęboki, potem pięć płytkich i znowu się napiję. Tak jak doradzała pani Doradze. Nie wytrzymałem. Przy drugim płytkim otworzyłem oczy i sięgnąłem po butelkę. Po prawdzie to nie musiałem, ale chciałem popatrzeć na góry, to też przecież doradzała pani Doradze. Wtedy go ujrzałem. Szedł dziarsko pod górę. Nie był młody, to było widać, drobił kroczki jak kabardyńskij tańcor, ale szedł pewnie, zdecydowanie. Jednak to lekkie garbienie się pod ciężkim plecakiem zdradzało starszą już osobę. Szedł zygzakiem, tak jak wiło się strome podejście do wsi. Plecak u niego był prosty, żołnierski z zielonego, wyblakłego już brezentu. Zacząłem przyglądać się staruszkowi z takim zainteresowaniem, że odstawiłem wino na kamień. Wydawał mi się znajomy, ale jak ? skąd ? W Gruzji byłem pierwszy raz, a w tej wiosce jeszcze bardziej pierwszy raz. Był coraz bliżej i bliżej i coraz to bardziej wydawał mi się znajomy. Aż stanął metr, nie więcej, przede mną. Ki czort ? skąd go znam ? wąsik siwy, skronie siwe, ale łeb jeszcze czarniawy, stary już, ale w jakiś sposób młody, bo oczy żywe, bystre, jakaś młoda w nich iskra drzemie.

- Zdrastie starik - zajechałem z rosyjska, tak nonszalancko, skrótowo, nie tak jak uczyli na rosyjskim w szkole

- Zdrastie - odrzekł staruszek - wy Ruskij ?

- Niet, nie Ruskij

- Biełarus ?

- Niet

- Iz Ukrainy ? czto, w wiktorinu igrat' budiem

I wtedy mnie strzeliło, ten głos, to było to, to był on.

CDN 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości