Wybory przyniosly jedno spektakularne rozstrzygniecie. Zbigniew Romaszewski, wielka legenda KOR, oraz Solidarnosci, zdawaloby sie czlowiek skazany przez wyborcow na dozywocie bycia senatorem III RP, przegral w walce o kolejny mandat senatorski z Markiem Borowskim z SLD.
Kiedy sie czyta wywiad z nim, kiedy mowi ze wybory te to koniec historii pewnego etosu, systemu aksjologicznego, i.t.p.
Moim skromnym zdaniem przecietnej Polki i Amerykanki pan wieczny senator, przerznal wybory broniac niczym Stanczyk senatora Piesiewicza, udowadniajac swoim zdumionym wyborcom, ze wlasnie w obronie lajdactwa trzeba stanac ponad podzialami. Pamietam mimo wszystko o jego wspanialej przeszlosci i ogromnej odwadze, jaka sie wykazywal w okresie PRL. Trzeba pamietac, ze w okresie PRL odwaga mowienia prawdy oznaczala szykany, pobicia przez nieznanych sprawcow, a nawet smierc, czego dowodem byl, jest i bedzie Stanislaw Pyjas.
Jednak postawa Romaszewskiego w sprawie Piesiewicza byla swego rodzaju symbolem, jak prywate mozna wyniesc ponad dobro panstwa. O moim stosunku do sprawy Piesiewicza pisalam wielokrotnie. Po raz kolejny chcialam przypomniec ze w mojej drugiej ojczyznie, kiedy wyszla sprawa romansu senatora partii demokratycznej, nikt z jego partii nie odwazyl sie go bronic, malo tego - skutecznie namowili go, by usunal sie w cien i nie psul wizerunku partii. Dlatego ze czlowiek ktory zdradza wlasna zone, moze potencjalnie zdradzic wlasne panstwo. To wlasnie dlatego przegral pan Romaszewski, gdyz broniac w beznadziejnej i oczywistej sprawie Piesiewicza, zakonczyl w tym momencie swoja kariere polityczna. Mowienie o jakims etosie jest tylko mydleniem oczu. Naparwde bardzo zaluje, ze czlowiek o takiej wspanialej przeszlosci, wdal sie w beznadziejna i symboliczna obrone, co go niestety kosztowalo utrate fotela senatorskiego.
Inne tematy w dziale Polityka