socjalpatriotyzm socjalpatriotyzm
691
BLOG

Biała Ruś. Czarno to widzę

socjalpatriotyzm socjalpatriotyzm Polityka Obserwuj notkę 5

 

           Każdy naród ma prawo do samodzielnego decydowania o własnym losie. Każdy naród ma również prawo wybierać do władz takich przedstawicieli, którzy dbaliby o jego niezależny od wszelkich czynników rozwój. Każdy naród. Także Białorusini.

 

Paczać (czyli początek)

 

Do niedawna nie było to tak jasne. Dmowski uważał Białorusinów za zrutenizowanych Polaków, a urzędnicy carscy za zbyt długo pozostających pod wpływem kultury polskiej Rosjan. Inteligencja białoruska na skalę masową nie pojawiła się nigdy. W czasie powstawania niepodległej Litwy czy walk narodowowyzwoleńczych Ukraińców większość mieszkańców Białej Rusi albo nie zabierała głosu w sprawach swej przynależności narodowej, albo zasłaniała się wygodną nazwą „tutejszych”. Poczuciu przynależności narodowej nie pomagał podział religijny, zbliżony do tego na bratniej Ukrainie – północ i zachód Białorusi były i są katolickie (zarówno w obrządku rzymskim, jak i wschodnim), a południe i wschód – prawosławne. Druga Rzeczpospolita nie była rajem dla mieszkańców Białej Rusi – tutejsi katolicy zmuszani byli do przyjmowania polskiej kultury, w przeciwnym razie poddawano ich uporczywym szykanom. Spolonizowani Białorusini również nie cieszyli się estymą – polscy urzędnicy i prawosławni rodacy nadali im szyderczy przydomek „Białopolaków”, co skutecznie zniechęcało do prowadzenia wspólnych działań w stronę „budzenia narodu”. Nie ma w tym nic dziwnego, że najbardziej znane osoby pochodzenia „białopolskiego” – Tadeusz Kościuszko, Stanisław Moniuszko czy Jerzy Popiełuszko – zostało bohaterami narodowymi Polski, a nie Białorusi. W przeciwieństwie do katolików prawosławni Białorusini nie mieli żadnego wyjścia – byli z góry poddawani represjom, oczywiście nie tak krwawym jak w Sowietach czy później pod okupacją niemiecką, niemniej uciążliwych. Od czasu do czasu niszczono cerkwie, stale blokowano rozwój oświaty białoruskiej, niemal każda inicjatywa polityczna tego narodu z góry uważana była za prokomunistyczną i delegalizowana. Dlatego też dużo Białorusinów z pewnymi nadziejami powitała IV rozbiór Polski, a następnie wojnę niemiecko-sowiecką. Białorusini kolaborowali z hitlerowcami, co prawda nie tak licznie jak Ukraińcy, ale z bardzo dużym zacięciem. Niewielka część Białorusinów od początku lat 20. stawiała na opcję prorosyjską (de facto prosowiecką), co ma swoje przełożenie w czasach współczesnych. Po 1991 roku synonimem rosyjskości nie jest „komunizm”, ale nacjonalizm wielkoruski. Ta grupa Białorusinów odrzuca swoją tożsamość narodową, uważając się za część narodu rosyjskiego. Ilu jest takich ludzi? Na pewno kilka milionów na wschodzie kraju, posługujących się nie czystym językiem białoruskim, ale trasianką – białorusko-rosyjską mieszaniną. Do najradykalniejszych zwolenników tej opcji należą szalikowcy stołecznego Dynama, którzy na meczach swej drużyny wieszają czarnosecinne flagi Imperium Rosyjskiego (czarno-złoto-białe zamiast obowiązujących obecnie w Rosji „demokratycznych” niebiesko-czerwono-białych) oraz transparenty z… Rudolfem Hessem. Czarna Sotnia i NSDAP. Przez głupotę na Wschodzie nieszczęścia chodzą parami.

 

U wyhnanni (czyli na emigracji)

 

Tak, tak, nawet niezbyt liczny i bardzo słabo zorganizowany naród jak Białorusini posiadał struktury emigracyjnego rządu. Poprawka – posiada. W przeciwieństwie do polskich czy ukraińskich emigrantów Białorusini z Rady Narodowej nie przekazali insygniów prezydentowi i premierowi niepodległej republiki. Insygnia to przecież symbole kompetencji, ciągłości i legalności nowej władzy. I choć przez pierwsze cztery lata po 1991 roku rządy na Białorusi były demokratyczne i prozachodnie to w sumie dobrze się stało, że schorowani, podstarzali działacze emigracyjni nie zdecydowali się na symboliczny gest poparcia. Przynajmniej nikt ich nie oskarży, że przez to wyrazili zgodę na autorytarne rządy Łukaszenki.

Białorusinów żyjących poza krajem jest sporo. Nie liczę w tym miejscu kilku milionów ludzi pochodzenia białoruskiego żyjących w innych byłych republikach sowieckich. Nie posiadają oni żadnej świadomości narodowej, nie znają języka przodków, są obojętni religijnie. No, może poza Litwą i Łotwą, gdzie Białorusini mieszkają od wieków i trudno ich nazwać emigrantami (jak np. Polaków we Lwowie czy Wilnie). Ton „starej”, przedwojennej emigracji białoruskiej nadają diaspory amerykańskie – w Stanach Zjednoczonych (ok. 600 tysięcy osób) i Kanadzie (ok. 70 tysięcy). Zwłaszcza Kanada, gdzie mieści się siedziba białoruskiego rządu emigracyjnego, a Białorusini sąsiadują z setkami tysięcy bratnich Ukraińców i Polaków podtrzymujących swoją tradycję, jest żywotnym terenem białoruskości.

Obecnie ulubionym celem emigrujących Białorusinów jest Zachód Europy – w Wielkiej Brytanii jest ich w tej chwili ponad 7 tysięcy, w Belgii – 2 tysiące. Trzeba pamiętać, że Białoruś nie jest w strefie Schengen i bardzo ciężko jest wyjechać na Zachód. Co ciekawe, emigrują tam przede wszystkim ludzie z zachodu kraju – czujący się Białorusinami, nie mogący znieść reżimu Łukaszenki. Ich szukający pracy, zrusyfikowani bracia ze wschodu państwa wybierają emigrację do Moskwy i Sankt Petersburga, gdzie zupełnie rozpływają się w wielkoruskim tłumie.

Sawiety

 

Po wojnie cała Białoruś znalazła się w rękach sowieckich. Cała z naszego, polskiego punktu widzenia, ponieważ narodowcy białoruscy marzą o „odzyskaniu” Białegostoku niczym część naszych narodowych radykałów Lwowa i Wilna. Pojawiły się problemy ze stalinowską rusyfikacją, której ostrość biła na głowę represje carskie i sanacyjne. Jak już wspomniałem podział religijny Białorusi, przypominający ten na Ukrainie, pokrywa się z podziałami kulturowymi i politycznymi – prozachodni, katolicki i białoruskojęzyczny zachód kraju jest przeciwieństwem zrusyfikowanego, prokremlowskiego i prawosławnego (a właściwie od drugiej połowy XX wieku agnostycznego) wschodu. To właśnie na zachodzie, w Grodnie, Brześciu, Baranowiczach czy Lidzie rozwinęła się opozycja antysowiecka i antyłukaszenkowska. Za „Łuką” opowiadają się najczęściej słabo wykształceni mieszkańcy terenów wiejskich i małych miasteczek. W dużych miastach panują nastroje opozycyjne, przy czym są one tym mocniejsze im bliżej dane miasto leży granicy z Polską czy Litwą. Znajdująca się w centrum państwa stolica, Mińsk, to istny miszmasz z przewagą odmóżdżonych homo sovieticus.

 

Ljachi (czyli Polacy)

 

Istotnym problemem, oprócz zrusyfikowanych rodaków, jest dla żywej części narodu białoruskiego kwestia mniejszości narodowych. W właściwie jednej mniejszości – Polaków. Propaganda sowiecka podawała, że prawie wszyscy etniczni Polacy wyjechali na teren PRL partiami w latach 1944-1959. W okresie Pierestrojki wyszło na jaw, że na obszarach zachodniej i środkowej Białorusi mieszkają przynajmniej setki tysięcy osób posługujących się na co dzień polszczyzną i mających polską świadomość narodową. Według spisu z 2009 roku na Białorusi mieszka około 300 tysięcy Polaków. Są to dane bardzo zaniżone – niezależni białoruscy socjolodzy podają liczbę pół miliona, natomiast strona polska mówi nawet o 1,2 miliona białoruskich Polaków. Do tematu Polaków na Białorusi warto dodać jeszcze dwie ciekawostki. Po pierwsze ilość katolików szacuje się na od miliona (reżim Łukaszenki) do 2 milionów (opozycja), przy czym rządzący podkreślają, iż około ¼ białoruskich katolików to Polacy. Druga kwestia to swoisty paradoks – na zachodzie kraju, zwłaszcza w obwodzie grodzieńskim, najczęstszymi propagatorami i obrońcami kultury oraz języka białoruskiego są miejscowi… Polacy. Spis powszechny z 1999 roku pokazał, że niemal 60% białoruskich Polaków posługuje się na co dzień językiem białoruskim. Aby było śmieszniej wśród Białorusinów odsetek osób mówiących po białorusku wynosi zaledwie 41% (za to aż 58% po rosyjsku)…

 

Chachły (czyli Ukraińcy)

 

Oficjalnie w 2009 roku było ich jakieś 170 tysięcy, a białoruska opozycja przebąkuje o 250 tysiącach. Tajemnicą poliszynela jest jednak fakt, iż od Brześcia nad Bugiem do Pińska miejscowa ludność mówi po ukraińsku. Poleszucy są bardziej grupą ukraińską niż białoruską. Obecnie, po okresie „Pomarańczowej Rewolucji”, gdy na zachodniej i północnej Ukrainie wręcz wybuchła zbiorowa duma z ukraińskości, sytuacja taka może wpłynąć pozytywnie na Białorusinów i ich postrzeganie roli własnego państwa. Może, ale nie musi. Minusem zwycięstwa „Pomarańczowych” jest wdrażanie neoliberalnych pomysłów gospodarczych oraz odkurzenie parafaszystowskich idei banderowców. Jeśli Białorusini pójdą podobną drogą, to będzie to porażka wszystkich dookoła, a najbardziej ich samych.

 

Padljaszsza (czyli Podlasie)

 

Dosłownie „pod Lachami”, czyli pod władzą Polaków. Mniejszość białoruska w Polsce. Właśnie, czy mniejszość? W całej Polsce – na pewno. Na Podlasiu – nie do końca. Zwłaszcza jeśli spojrzymy ze wspomnianego punktu widzenia narodowców białoruskich. Oficjalnie mamy w Polsce 50 tysięcy Białorusinów, z których 40 tysięcy na co dzień posługuje się językiem białoruskim. Aż 97% z nich mieszka w województwie podlaskim. Według niezależnych badań w Polsce żyje jakieś 230 tysięcy Białorusinów. To znaczyłoby, że około 20% Podlasian jest pochodzenia białoruskiego (według oficjalnych polskich statystyk 4%). Ile osób w Polsce naprawdę posługuje się białoruskimi narzeczami? Trudno to stwierdzić, gdyż gwary północno-wschodniej części polski to istny mętlik polsko-białorusko-ukraiński. Ta mieszanina obejmuje swym zasięgiem nawet kilka milionów ludzi starszego i średniego pokolenia mieszkających w województwie podlaskim oraz na wschodzie województwa mazowieckiego i północy województwa lubelskiego.

 

Być Białorusinem

 

To znaczy szanować tradycję, flagę, godło, hymn, historię. Ciężko być patriotą w państwie, które jest zgoła antypatriotyczne, antynarodowe. Które mało różni się od administracji okupanta. Łukaszenka zniósł wszystko co mogłoby się kojarzyć z historią Białorusi, która mu nie pasuje. Hymnem Białoruskiej Republiki Ludowej 1918 roku, emigracji białoruskiej i obecnej opozycji jest „Wojacki marsz”, ale „Łuka” wprowadził kompozycję swoich pomagierów „My Biełarusy”. Biało-czerwono-biała flaga? Zbyt propolska. Wprowadzono na jej miejsce lekko zmodernizowaną flagę sowieckiej Białorusi. Pogoń, prastare godło? Do wyrzucenia, zbyt prolitewskie i w sumie propolskie. Alaksandar Ryhorawicz, a właściwie Aleksandr Grigoriewicz, bo „wódz” preferuje język rosyjski, usunie wszystko, co przeszkadzałoby mu w rządzeniu. Zwłaszcza symbole, bo one mogą prowadzić pokorne owieczki z zagrody „Baćki” (czyli „Ojca”, tak pieszczotliwie prorządowe media nazywają Łukaszenkę) do nieposłuszeństwa i bratania się z zachodnimi „wilkami”. „Łuka” patrzy na sytuację zewnętrzną i wewnętrzną swego państwa dwutorowo. Jak każdy polityk prezydent musi balansować – obok zwalczania białoruskości Łukaszenka stara się, aby jego prywatny folwark nie popadł w zupełną zależność od Rosji. Chce rządzić równoprawnym partnerem, lub chociaż dominium, a nie kolonią. Jest w tym podobny do ukraińskiego samowładcy, Leonida Kuczmy czy „narodowego komunisty” Władysława Gomułki. Chociaż ani Kuczma, ani Gomułka nie niszczyli swych języków narodowych. Łukaszenka posunął się do zamknięcia wszystkich szkół średnich z językiem wykładowym białoruskim. Białoruskojęzyczne szkoły podstawowe działają głównie na terenach wiejskich, tylko na zachodzie kraju, zaś na uczelniach wyższych zajęcia odbywają się wyłącznie po rosyjsku. Na Ukrainie takich rzeczy nie spotyka się od pierwszej połowy lat 80., zaś w Polsce chyba od czasów okupacji niemieckiej.

 

Wybory

 

Widać, że na Białorusi zbliżają się wybory. Do Mińska pofatygował się nawet jeden z liderów konserwatywnego skrzydła PO, szef polskiego MSZ Radosław Sikorski. Skoro nie ma perspektyw na zwycięstwo neoliberalnej opozycji, europejski establishment próbuje przeciągnąć na swoją stronę Łukaszenkę. To oczywiście złudne nadzieje, które kompromitują naszych i brukselskich prawicowców. Z tyranem się nie rozmawia.

Po raz kolejny w nierównej walce zetrą się dwa bloki – autorytarny Łukaszenka i jego ludzie oraz neoliberalna (a miejscami wręcz ultraliberalna) opozycja. Wszyscy kandydaci to albo ludzie Łukaszenki albo bezkrytyczni fani Zachodu i reform gospodarczych spod znaku Leszka Balcerowicza. Jak zwykle brak jest lewicowej alternatywy. Wbrew werbalnemu przekazowi nie jest nią białoruska socjaldemokracja – Hramada. Najlepszą rekomendacją jej „lewicowości” jest stała współpraca z SDPL Marka Borowskiego, partią znaną przede wszystkim ze współpracy z niezbyt ruchliwymi resztkami po niesławnej Unii Wolności. Obecnym kandydatem Hramady jest Mikałaj Statkiewicz, były członek Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego, a po 1991 roku „socjaldemokrata” w stylu Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera. Podobnie jak Alaksandr Kazulin, kandydat partii sprzed 4 lat, Statkiewicz nie ma wizji alternatywnego rozwoju Białorusi. Może stać się sławny jak Kazulin, ale samo przebywanie w więzieniu nie oznacza, że polscy lewicowcy powinni go bezwarunkowo popierać. Adam Michnik 25 lat temu również siedział w więzieniu, a PPS kierowana przez Jana Józefa Lipskiego bezustannie wspierała liberalną frakcję „Solidarności”. Do czego to doprowadziło, wystarczy spojrzeć na listę polskich fabryk z roku 1990 i porównać ją z dzisiejszym spisem zakładów pracy.

Gros białoruskiej opozycji to ludzie określający siebie samych jako chadecy i konserwatyści. W rzeczywistości są to notoryczni neoliberałowie. Spośród 10 przyjętych do rozpatrzenia kandydatur 6 związanych jest z prawicowymi ugrupowaniami białoruskiej opozycji, jest „socjaldemokrata” Statkiewicz, „Baćko” Łukaszenka i jego dwóch figurantów. Przynajmniej jeden kandydat przyznaje się do polskich korzeni. Jest nim Jarosław Romańczuk z konserwatywno-liberalnej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej. Romańczuk to ekonomista, zwolennik szkoły austriackiej, zdeklarowany libertarianin, członek Związku Polaków na Białorusi. Na pewno polska lewica nie może być dumna z tej białoruskiej kopii Korwina-Mikke. Romańczuk wypada bardzo blado chociażby przy Stanisławie Poczobucie, bojowym anarchosyndykaliście, liderze punkowej kapeli „Deviation”, wielokrotnie szykanowanym przez reżim, który walkę o prawa Polaków łączy z działalnością na rzecz sprawiedliwości społecznej.

Warto wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. „Łuka” nie jest znienawidzony przez całe społeczeństwo. Dawni kołchoźnicy i pracownicy fizyczni z centrum i wschodu kraju nadal mu wierzą. Nawet niezależni eksperci białoruscy podkreślają, że Łukaszenka wygrał poprzednie wybory prezydenckie już w I rundzie; nie zdobył może ponad 80%, jak oficjalnie podano, ale jakieś 55%, bo Białorusini z biedniejszej, zrusyfikowanej część kraju boją się Zachodu, boją się przykładu polskiej prywatyzacji i jej zgubnych skutków. Według tegorocznych sondaży Łukaszenka może liczyć na 31% do 46% głosów. Spadek poparcia dla „wodza” jest więc znaczny, zwłaszcza wśród młodych i lepiej wykształconych obywateli, ale dla porównania najpopularniejszy niezależnych kandydat, poeta Władzimir Niakliajew, może liczyć na 23% poparcie. To kolejne wyzwanie dla demokratycznej opozycji białoruskiej – przekonać nieprzekonanych, zamiast poruszać się we własnym gronie wieloletnich opozycjonistów. Jakże my w Polsce dobrze znamy ten problem…

 

No future?

 

Jaki powinien być idealny kandydat białoruskiej opozycji? Nie ma ludzi idealnych. Ale Wschodniej Słowiańszczyźnie przydałby się odpowiednik Olofa Palme. Inteligentny, żywotny, dający sobie radę z Moskwami, Waszyngtonami, Brukselami, Watykanami i innymi podobnymi miastami. Socjalny i demokratyczny. Aby białoruskość rozumiał nie jako antypolskość czy antyrosyjskość, lecz miłość do swojego kraju. I ludzi. Żeby nie cierpieli. Żeby wreszcie mogli chodzić do białoruskich szkół, używać swojego języka i nie być za to szykanowani we własnym państwie. Żeby ewentualny opozycyjny rząd nie wprowadził terapii szokowej i wszechwładzy antyspołecznych massmediów. Żeby dbał o przemysł a jednocześnie był ekologiczny. Szkoda, że na razie takiego człowieka nie widać. Ale nie traćmy nadziei. Dalej popierajmy bratni naród białoruski z pozycji demokratycznych i socjalnych. Przekonujmy, że neoliberalizm czy neokonserwatyzm nie są jedynymi drogą. Zaoszczędźmy Białym Rusinom bezrobocia. W końcu praca uszlachetnia człowieka.

 

 

 

Kirilenko

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka