Sosenka Sosenka
56
BLOG

Misja

Sosenka Sosenka Rozmaitości Obserwuj notkę 17

Dyskutując z Tatarem o Powstaniu, doszłam do wniosku, że każdy ma swoje własne "bohaterstwo", do którego dojrzewa w cieniu.

*

Manantenina jest wyizolowanym obszarem południowo-wschodniego Madagaskaru, stale nawiedzanym przez gwałtowne opady i cyklony. 40 tysiącami chronicznie głodujących mieszkańców, Malgaszy, opiekuje się 6 osób.

 

Ks. Marek Maszkowski CM, misjonarz ze zgromadzenia św. Wincentego a Paulo, jego współbrat oraz 4 siostry szarytki (autochtonki) prowadzą Misję św. Józefa. Misja została założona 50 lat temu i obecnie należy do niej 40 kaplic filialnych i 25 szkół dla 2550 uczniów. Wszystko ukryte w buszu. Nie ma dróg, mostów, kanalizacji, elektryczności ani linii telefonicznej. Nie dociera służba zdrowia ani policja.

 

Ksiądz Marek musi być jednocześnie misjonarzem, pedagogiem, lekarzem, urzędnikiem i rozjemcą. Żyjącym tu katolikom, protestantom i animistom rozdaje lekarstwa, uczy podstawowych zasad higieny, uprawy roli. O konflikty lokalne nietrudno, w ruch idą wtedy maczety i czary. Już raz zdarzyło się, że cała wioska schroniła się w murach kościoła. Jedno, przed czym jak dotąd nie ma schronienia, to powolna i okrutna - śmierć głodowa.

 

Żywią się korą

Wiosną 2006 roku zieleniące się właśnie plantacje manioku i kiełkujący ryż dawały nadzieję, że widmo głodu odejdzie z parafii. Mieszkańcy czekali na Wielkanoc. Dokładnie w Wielki Piątek zaczęła się dla nich droga krzyżowa, która trwała pół roku - pół roku nieustannych deszczy, które całkowicie zrujnowały uprawy. Wracając codziennie do domu przez mokry busz, ks. Marek mijał połamane drzewa, obsunięte brzegi rzek, ryżowiska zamulone piaskiem. Za nim ciągnęły dziesiątki, setki ludzi. Na swoich przypominających patyki, osłabionych z niedożywienia nogach przemierzali nawet 40 km z prośbą o jedzenie i lekarstwa.

- Rozdawaliśmy resztki zapasów, kupionych za pieniądze zebrane w Polsce. Patrzyłem na nich i myślałem: ludzie z Auschwitz - ks. Marek, który od tego czasu posiwiał, przeprasza za porównanie. - Gdy maniok i ryż się skończyły, jedliśmy to, co zostało... głównie korę z drzew oraz vin , której korzenie nadają się do jedzenia - dodaje ciszej misjonarz i pochyla głowę. - Miała smak ziemi albo raczej gąbki, nasiąkniętej wodą.

Vin żywi, ale na dłuższą metę działa jak trucizna. Po kilku miesiącach dzieci dostają bolesnych obrzęków. Tego roku w parafii Manantenina zmarło 1400 osób. Kto próbował ratować się na własną rękę, ten po prostu kradł. Kara za kradzież jedzenia jest wymierzana przez samych mieszkańców. Złapany na gorącym uczynku jest nabijany na "tsipanga" (twardy bambus) i umiera po kilku dniach. Nikt się temu nie dziwi.

10 złotych stypendium

To nie Europa, gdzie na dany sygnał z pomocą biegnie przedstawiciel Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Ks. Marek robi, co może: interweniuje u władz lokalnych, robi kwestę wśród znajomych w Polsce. A potem wraca na plebanię, gdzie na jego rękach umiera jedno z 10 dzieci, przyniesionych tu dzień wcześniej przez zrozpaczonych rodziców.

- Chciałoby się od tego, uciec, nie patrzeć - pisze w jednym z listów do swojego brata, misjonarza we Francji - ...ale wiem, że to by była dezercja.

Eksperci potwierdzają: - Badania przeprowadzone przez nas i UNICEF wykazały w Mananteninie ekstremalnie wysoki wskaźnik ciężkiego niedożywienia wśród dzieci poniżej 5 roku życia. Jedynym wyjściem jest rozdysponowywanie nasion ryżu i warzyw oraz wspomaganie przez WWF rozwoju agrokultury oraz infrastruktury drogowej. Pozwoli to uratować 10.000 rodzin" (www.care.org ). Drugą szansą na wyrwanie Malgaszy z nędzy jest zdobycie przez nich elementarnego wykształcenia (90 proc. to ciągle analfabeci).

Koszt kształcenia jednego dziecka wynosi w przeliczeniu 10 zł, a pensja nauczycielska - 100 zł rocznie.
Mimo upokorzeń, jakie niesie ze sobą nędza, mimo klęsk, śmierci krążącej po chatach, Malgasze mają w sobie dużo godności. Są też radośni, tańczą i śpiewają... a w żołądkach im burczy. Dzieciaki uczą się pilnie, choć nagminnie zasypiają z głodu w czasie lekcji. Mieszkańcy buszu nie mają pieniędzy, nie mają prawie nic, a mimo to, gdy ks. Marek wrócił z (obowiązkowego) urlopu w Polsce, obdarowali go parasolem, czapką i torbą do chodzenia po dżungli - tak cieszyli się, że znów są razem. Bo, jak mówi przysłowie, Mamangy - vangy tia havana - odwiedzanie umacnia przyjaźń.

Więcej informacji: www.misjonarze.pl


Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (17)

Inne tematy w dziale Rozmaitości