Sosenka Sosenka
58
BLOG

Zapach starych schronisk

Sosenka Sosenka Kultura Obserwuj notkę 33
W rabczańskim PTSMie jest malutkie poddasze o żółto wymalowanych ścianach. Stoi tam duże łóżko z krochmaloną pościelą, a obok półki. Pokoik pachnie moim lubionym kurzem od starych książek.

Gdyby nie widok na stacyjkę kolejową i smętne gwizdki "żółtków", myślałabym, że jestem w domu, gdzie spędziłam dzieciństwo, przerzucając pożółkłe, sypiące się ze starości kartki. W rabczańskim schronisku, jakby wyjętym z realiów lat 60, rządzi starsza pani, której siwa głowa i cienki głos dają mu atmosferę domu babci. Sama, prowadząc nas na tenże stryszek, mówi, że tu zawsze mieszkają jej wnuki, gdy przyjeżdżają na wakacje. Kiedy ona wychodzi, podchodzę do półek i znajduję dzieła Marksa albo innego Lenina, a także powieści Sienkiewicza i Prusa. Tam jest wszystko, ale nie ma kolorowych katalogów ani folderów reklamowych, jakie często leżą w obiektach turystycznych. Po prostu dom, z tymi starymi meblami, obsypującą się ze stropów farbą i świeżą, krochmalona pościelą.

Lubię stare schroniska, z drewnianymi schodami, kolekcją wyblakłych fotografii, kroniką i - koniecznie połamanymi - nartami w jadalni. Pamiętam, że pierwszą nazwą, jaką poznałam w dzieciństwie, była "Strzecha Akademicka". Czując (a na razie jeszcze nie wiedząc), że studia to słodka wolność oraz fantazja nieograniczona, szybko skojarzyłam je z turystyką i to chyba wtedy zapragnęłam zostać Włóczykijem. Oglądając pamiątki licznych rajdów, wyobrażałam sobie studentów, te dziwolągi w kolorowych swetrach, jakie stacjonowały u mojej krakowskiej cioci, te śpiewy z gitarą, tupot nóg.. I coś we mnie cichutko miauczało, żeby kiedyś do nich dołączyć. Dołączyłam.

 

Stare schronisko to rabatki kwiatowe, zrobione z butów turystycznych wypełnionych ziemią (Hala Łabowska), "Zły pies i jeszcze gorsze KOTY" (Hala?), pierogi z jagodami i knedle z truskawkami (Pod Bereśnikiem, czyli, jak ja go nazywam, Pod Zbereźnikiem), świeczki przydzielane z braku elektryczności, że aby zgasić światło, trzeba zwiesić się z pryczy i pluć na stół (Stóg Izerski przed remontem); wiatr, straszliwie wyjący w kominie i trzaskający okiennicami (Śnieżnik). W starych schroniskach nie przeszkadzają mi zapadnięte materace i stare koce, czy tzw. "podłoga", bo po 30 kilometrach kręgosłup nie jest wybredny, a stare koce są lepsze niż puchowy śpiwór, który trzeba najpierw targać. Słodko śpię też na zsuniętych ławach. Fakt, jestem już cięta na obleśne łazienki, ale i tych coraz mniej. A przecież poranne, wczesne mgły unoszące się nad świerkami, widziane przez zaparowane okienko na Hali Krupowej i struna światła, przecinająca pokój robią z 20-osobowej sali pałac. I wszędzie czuję atmosferę wiecznej Podróży, nie zepsutą nawet wyciem radia (gdy np. przebywa tam akurat kolonia) i kiczowatym browarkiem Heinekena, obecnie obowiązkowo zdobiącym barki.

No, a ludzie spotkani pod dachem, ha, to jest dopiero opowieść. Śmieszny R., panopek z plecakiem, o którym usłyszałam od bab w Karpaczu, a potem w całej Polsce, gdzie bym się nie ruszyła (w domu też!), skwaszona pani, która w wieku 70 lat "robiła" z plecakiem całe Beskidy, belfer na emeryturze i pan w czarnym fraku, schodzący z zaśnieżonej Szyndzielni - boso. Czasem, wieczorami, siadamy zmęczeni w jadalni i pijąc herbatę, milczymy sobie sennie. A wtedy przysuwa się do nas jakiś samotny włóczęga z sąsiedniego stolika i sam z siebie zaczyna doradzać trasę na jutro, a potem wspomina czasy tego i tego I sekretarza partii, i braki w sklepach ("Bo państwo już tego nie pamiętają"), tłumne rajdy, na które wynajmowano całe pociągi.. Potem kłania się grzecznie i idzie do swojego pokoju, spać, a rano, jak wstajemy, jego już dawno nie ma. Czasem, jeśli to niedzielny poranek, okazuje się, że samotny włóczęga jest księdzem i stają nieśmiało wokół Stołu zaspane włóczykije w kraciastych koszulach i buciorach. Są i inne Typy schroniskowe.

Schronisko musi mieć swojego psa, swojego rozpuszczonego do granic możliwości kota i swojego gadułę. A nawet niemowlaka! Musi mieć i zapach, rzadziej książek (w mieście), częściej tatrzańskiej szarlotki (niam!), bigosu albo innego gulaszu, albo wilgoci, pętającej się po pokojach. Dla mnie, która przecież nie znosi trzech ostatnich substancji, jest to zapach wolności. Są jeszcze chatki studenckie i bazy namiotowe, z zapachem dymu ogniska, ale to już jest inny zapach i o nim jeszcze napiszę.

 
Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (33)

Inne tematy w dziale Kultura