Na świecie było już szaro, gdy Włóczykij doszedł do brzegu rzeki. Stanął i wdychał mroźne powietrze. Było cicho, głusza taka, i tylko pluskała woda. Woda jest jakąś granicą, za którą Włóczykij rzadko się zapuszcza. Ale tym razem nic go nie trzymało na tym brzegu. Zresztą, miał ze sobą wszystko, co potrzebne. Mapę, czekoladę i notes..

On tak ma, że kiedy widzi tory zarośnięte trawą, drzwi zamurowane, ścieżkę, która się kończy.. w wodzie, to właśnie tam obiera swój szlak.. Teraz na przykład, pomyślał sobie, co by było, gdyby tak sobie popłynąć aż za horyzont, jak ten mężny szczur z "Opowieści z Narni"..

Włóczykij znał już źródła Rzeki, bo był u nich dwa razy. A teraz był ciekawy, jak jest z drugiej strony. Co prawda, mówili, że Promu nie ma. I że nie warto czekać na tym brzegu. Ale Włóczykij tak długo stał, aż go wypatrzył. Prom był w sam raz taki, by zmieścić na nim siebie i plecak dwudziestolitrowy.

Usiadł sobie wygodnie i patrzył na drugi brzeg przez szuwary.. I tak powolutku odbijał od brzegu. I ten punkcik, który znika na horyzoncie - a może już go całkiem nie ma - to właśnie Prom Włóczykija..
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości