To była kabina wewnętrzna, więc skąd tak blisko głos? Jakby ktoś walił pięścią w tarczę wojenną. A kto inny odpowiadał chlustaniem wodą z murów obronnych. Wtedy prom robił hop-siup, jakby chciał osiąść dla świętego spokoju na dnie. Ale nie osiadał, tylko dla żartu unosił się w górę. - Aha - pomyślał Włóczykij - Prom przekomarza się z wodą.
W takiej podróży nie chce się spać, bo i po co? Włóczykij długo stał na pokładzie i patrzył z zachwytem, jak oddalają się brzegi Kopenhagi, a ta Kopenhaga macha do niego światłami. Długo i złociście.
Wiał mocny wiatr. Prawdziwy, morski. Wiatr gonił fale, fale goniły Prom, a Włóczykij słowa. Kiedy zdrętwiałą dłonią chwycił komórę, żeby wysłać raport z tego pejzażu do Sowińca, tak się jednocześnie patrzył na spienione fale, że o mało nie upuścił telefonu do wody. Jeszcze nad głową przeleciał jakiś samolot. Ostatni cypelek na granicy portu wysyłał w świat czerwony punkt. Porty są blisko siebie. Wieża kontroli lotów może się tu pomylić z latarnią morską. No, to stał tam Włóczykij do przemarznięcia. A nawet jeszcze dłużej.
Oczywiście. Jak jest wybór: jeść albo patrzeć, idzie się patrzeć. Kolacja była więc za późna i Włóczykij odczuł to w niemiły sposób. Długo usiłował zasnąć w towarzystwie natrętnej muzyki, sączącej się z radia. Już-już robiła się błoga cisza.. Ale o północy z głośnika uroczyście zabrzmiał Mazurek Dąbrowskiego. - To teraz tak się przekracza granicę morską?? - Ale to była tylko północ na Północy. Jak już przebrzmiały Wiadomości, nagle zaśpiewał podkład dźwiękowy do filmu o Krzysztofie Kolumbie. Włóczykij zaśmiał się cicho i myląc już, gdzie tak krzyczą mewy i skrzypią deski (tu, czy na Santa Maria), zapadł w głębię snu. Razem z kolejnym huśnięciem Promu.
No, to nie wstał na wschód słońca. Ale skoro nie wstał na wschód, to po co miał tracić jeszcze czas na śniadanie. Zapakował się w sztormiak i wyszedł na zewnątrz. Dniało. Ptaki krzyczały. Tuż obok, na jakiejś maszynie przysiadła nagle bezczelna mewa. Bezczelna, bo lepiej ubrana na tę pogodę niż Włóczykij. Do Włóczykija właśnie dotarło, że jednak tutaj dalej trwa zima. W wodzie coś nawet zastukało. - A niech to! - Prom szturchał co chwilę odłamki lodu. Włóczykij znowu zachwycony, stał na pokładzie. Patrzył, jak w granatowo-złotym porcie Świnoujścia statki dopiero budzą się ze snu.
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości