Tego dnia Włóczykij & Ciotka zrobili Wielką Wyprawę do miasta. Było jak za dawnych, dobrych czasów współnego szwendania się bez celu. Szło się w trasę tylko z małym plecaczkiem, zawierającym kanapki, picie i chusteczki do nosa (oraz ciotczyne tajne smakołyki "na wszelki wypadek"). Ciotka - przewodnik pewnie prowadziła w nieznane. A zachwycony Włóczykij podążał za nią, odkrywając nieznane światy.
Teraz krążyły po Starym Mieście, przystając przy każdym pomniku i domu. Wystawy sklepowe mało zachęcające. Ceny wyprzedaży zachęcały, by jednak wrócić do Polski i tam poszukać wyprzedaży. - Szklaneczka za 200 zł ..- pokazała ciotka. Skomplikowane konstrukcje z bursztynu budziły nasze uśmieszki. I w końcu Włóczykij zgłodniał. Wtedy Ciotka wypatrzyła przydrożnego sprzedawcę zupy. Oboje nabyli sobie po miseczce duńskiej pomidorówki.
- Czy panie są ze Szwecji?
- z Polski.
- Aaa! A Polacy i Duńczycy tacy do siebie podobni.
- Jak to?
- No, jesteście Słowianami. A ja byłem w Estonii, a to tak niedaleko..
Włóczykij uśmiechnął się lekko, myśląc o swoim "niedalekim" południowo-zachodnim kącie Polski. A tędy chodziły same ryże typy nordyckie. Nie całkiem to samo, co u nas. Ale niech mu będzie. Chciał jeszcze pomęczyć pytaniami zacnego Sprzedawcę Zupy (by pewnie wyszedł fajny reportaż), ale właśnie wróciła Ciotka. A Ciotka osoba trzeźwa. Jak jeść, to jeść.
Powędrowali dalej.
Fajnie szło się, tak po cygańsku, pijąc tę zupę i jedząc croissanta. Na każdym rogu sprzedawali prażone migdały. - Chcesz? - i Włóczykij z Ciotką jak dwa cygany maszerowali, chrupiąc prażone bakalie. A kiedy zmarzli, przysiedli w zacisznym kościółku z ołtarzem oświetlonym świecami i złocistą sceną zwiastowania z tyłu. Potem nie spiesząc sie, wyszli znowu na ulicę. Ptaki krążyły nad brukiem, wiatr świstał, do domu się nie spieszyło. Nie trzeba było liczyć pieniędzy, bo nikt normalny nie liczył na zakupy w centrum. - Ciotko, to jest jak za naszych najlepszych wakacji - pochwalił Ciotkę Włóczykij. Pierwszy raz nie zarzucający jej nadmiaru opieki, ani nadmiernego przywiązania do pór posiłków. - Ty to naprawdę pamiętasz? - uśmiechnęła się Ciotka. Wzruszona widocznie słowami Włóczykija, który miał przed oczami zmierzchy z widokiem na Karkonosze. Bo to było faktycznie, jakby przypiąć jej order.
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości