Sosenka Sosenka
33
BLOG

Ludzie nie czekają

Sosenka Sosenka Rozmaitości Obserwuj notkę 16

- Pani wczoraj nie przyszła. Ja wczoraj czekałam na panią - powiedział w słuchawce głos Starej Baby. Nie, bez pretensji, ale ja dobrze znam zmęczony głos "pod dziewięćdziesiątkę". Te słowa i tak brzmią jak jeden wyrzut. Ach, bo ja myślałam, że "Proszę zadzwonić w poniedziałek-wtorek" oznacza: "Mam czas do wtorku".

- Dotarło? - Zaczęłam liczyć. W sobotę pół godziny poślizgu z jedną pracą. Dziesięć minut poślizgu do jednej Starej Baby - Ja już myślałam, że pani nie przyjdzie. We wtorek dwadzieścia minut spóźnienia do Starszegopana - Ja rozumiem (ale). I tak dalej. Wczoraj jakieś ukradzione dwie minuty - Już po ciebie dzwoniłam. Tego wcześniej nie było, to jakiś nowy zwyczaj. Zaczęłam w końcu zapisywać te "minuty". - O, cholera - pomyślałam - kto jeszcze powie, że na mnie czekał? Dzisiaj  inaczej. Dzisiaj, jadąc do Opola, zdążyłam na Srebrnym.. minutę przed odjazdem pociągu. Pot się ze mnie lał, ale następnego "czekałam" już bym nie zniosła. A do kasy  na Wrocławiu Głównym oczywiście, nie zdążyłam: 

- Pani nie ma biletu?

- No, bo pan mi uciekł.

- J a pani uciekłem? - powiedział konduktor, który śmignął korytarzem tak, że zdążyłam go tylko poprosić o wygonienie palacza z wagonu dla niepalących. 

Stacja w Opolu przywitała mnie koszmarnymi schodami, po których należało znieść ze 20 kilo, rower z sakwami. A w tunelu na dole grała muzyka. Lubię głos muzyki mieszający się z szumem pociągów. W tym ruchu, w bałaganie przypomina o istnieniu "innego świata". A jednak stanęłam, i jak nie daję drobnych "na tacę", tak dałam. Zresztą, skoro on coś z siebie daje, muzykę, to czemu nie? A On przerwał grę na bałałajce, podniósł głowę. - Dziękuję.. - zobaczyłam zmęczone, trochę przekrwione, dobre oczy. - A pani gdzieś daleko? - pokazał na sakwy. - E, nie, ja tu, na onkologię. - W jego oczach zobaczyłam przestrach, więc dodałam - W odwiedziny.. - To miłej podróży, szczęśliwej. Uśmiechnęliśmy się do siebie. I on znowu pochylił głowę do bałałajki, a ja zaczęłam turlać się ze Srebrnym na górę. 

Zdążyłam. To znaczy nikt nie powiedział, że czekał, ale ucieszył się, gdy zobaczył. - Ooo, pani doktór!!! - wciągnęłam w siebie herbatę z cukrem (przecież, jak się "nie zdąża", to przed ok. 20  kilometrową trasą wypija się tylko jogurt). Załatwiłam, co miałam, i wróciłam ze Srebrnym na stację. Jadąc już spokojnie po kałużach i zapadających się chodnikach, myślałam, że teraz na pewno zdążę.. Tak w ogóle. Pociągi do Wrocławia właściwie co godzinę. A bardzo chciałam zejść ze Srebrnym po tych koszmarnych schodach, prosto do tego miejsca, gdzie On grał na bałałajce. Chciałam uśmiechnąć się i powiedzieć, że tak, wróciłam i się udało.. Bo właśnie wtedy wyszło słońce. No, i schodziłam w dół, już z lekkimi sakwami, słysząc muzykę. Nawet dojrzałam instrument strunowy. Przechodząc wolno, uśmiechnęłam się.. A tu już stał obcy - skrzypek. Już nie było człowieka z bałałajką, do którego mogłam zdążyć tylko wtedy, gdy właśnie szłam pierwszy raz..

---

Polecam przy okazji zbliżony tematycznie, mój stary tekst "Ludzie, którzy czekają".

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Rozmaitości