spodlasu spodlasu
2052
BLOG

Czy Netflix, Facebook i Twitter zastąpią nam książki? - Czyli co czyta Z. Martyniuk?

spodlasu spodlasu Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 87


Gdzie się podziały księgarnie?

Pewnie każdego z nas, od czasu do czasu, nachodzi taka myśl, że świat wokół nas zmienia się "dosyć szybko". W różnych obszarach. W wymiarze politycznym, gospodarczym, estetyki naszego zewnętrznego otoczenia oraz życia codziennego. Inaczej niż 30 lat temu wyglądają nasze miasta, wsie, inaczej się odżywiamy, ubieramy, inaczej spędzamy czas wolny. No właśnie, nasz "czas wolny". Mniej więcej 30 lat temu duże miasta w Polsce wypełnione były księgarniami, antykwariatami, ba...często można było spotkać ludzi sprzedających książki z rozkładanych łóżek, pudeł lub wyłożonych gdzieś na murku - obok tych, którzy sprzedawali pirackie płyty z muzyką lub grami (lub kasety magnetofonowe). Zresztą pełno było nie tylko miejsc sprzedaży książek ale także ludzi czytających: w parkach, w pociągach, w tramwajach, autobusach, metrze. To był zwyczajny "niegdyś" widok. Dzisiaj - na ogół - w miejscu, w którym kiedyś kupowaliśmy książki księgarni już nie ma. Nie ma też większości antykwariatów (księgarskich). W pociągach i tramwajach nie widać już osób czytających książki tylko ludzi (młodszych i starszych) wpatrzonych w ekran smartfona lub odizolowanych za pomocą słuchawek nałożonych na uszy.

Powiedzieć można: "signum temporis" -  a czasy mamy cyfrowe, elektroniczne. Powinno to  jednak trochę dziwić, bo równocześnie, od 30 lat, wzrasta nam gwałtownie liczba osób z wyższym wykształceniem, czyli tych, dla których czytanie powinno być realizacją (żywej) potrzeby zdobywania wiedzy, poznawania. O ile jeszcze na początku lat 90-tych ubiegłego wieku mieliśmy około 5-6% absolwentów uczelni wyższych to w 2010 roku było ich już ponad 20%. Obecnie ponad 40% młodych ludzi kończy - różnego typu - szkoły wyższe. Czy - zatem - ci wszyscy "wyżej wykształceni" (oraz wykształceni średnio) przestali czytać książki? Czy cokolwiek czytają?

Jak spędzano czas wolny 60 lat temu?

Mgliste poczucie tego, że w naszym codziennym życiu zachodzą głębokie przeobrażenia zmienia się w przekonanie gdy sięgniemy do badań. W 2021 roku mija dokładnie 60 lat od od publikacji w Studiach Socjologicznych artykułu o "czasie wolnym" mieszkańców polskich miast, przedstawionej przez wybitnego polskiego socjologa ("polskiej socjolożki" - dla miłośników współczesnych trendów językowych), A. Pawełczyńskiej, autorki między innymi książki "Wartości a przemoc". 60 lat to oczywiście "szmat czasu", ale nawet będąc tego świadomym z trudem przychodzi przyswojenie sobie tego jak bardzo zmieniło się - na przestrzeni tych lat - nasze codzienne życie, zwłaszcza w wymiarze korzystania z rozrywek dnia codziennego. Jak wyglądały one 60 lat temu?

Przede wszystkim było mniej telewizji. Ponad 40% naszych rodziców, dziadków deklarowało, że wcale jej nie ogląda (o tym, że nie było internetu i "fejsa" chyba nie muszę mówić? Komórek też nie było:)). Z tymi, którzy oglądali ją "najwyżej raz na parę tygodni" było to około 70% (a -przypominam - były to badania mieszkańców miast). Co - zatem - wypełniało ten czas, który dzisiaj przeznaczamy na media elektroniczne? Oczywiście....książki. Książki lub czasopisma (miesięczniki, tygodniki). Około 40% mieszkańców miast - 60 lat temu - przynajmniej raz w tygodniu (sobota niedziela) sięgało po książkę. Blisko 20% robiło to codziennie. Czy sami sobie, czytali dzieciom. Bez książki mogło się obyć wówczas niespełna 15% badanych (13,3%). Czasopisma - przynajmniej raz w tygodniu - czytało (deklarowało czytanie - ściślej mówiąc) ponad 70% mieszkańców miast. Nadmienić w tym miejscu trzeba, że badanie obejmowało osoby pełnoletnie, więc w próbie badawczej nie było zbyt wielu uczniów (jedynie studenci - nieliczni wówczas).

Sytuacja na wsi wyglądała gorzej, jednak nie był to jakiś "czytelniczy dramat". Kilka lat późnej, w połowie lat 60-tych A. Pawełczyńska przedstawiła wyniki badań ogólnopolskich, z których wynikało, że około 25% dorosłych mieszkańców wsi sięgało po książkę przynajmniej raz w tygodniu. Brak takich zainteresowań (nigdy nie czytali) deklarowało 40% mieszkańców wsi, w porównaniu do około 20% mieszkańców miast.

Ogólnie mówiąc, wyniki tych badań upoważniały ówczesnych socjologów do twierdzeń o wyrównywaniu szans dostępu do kultury różnych warstw społecznych, jej upowszechnienie i pewne upodabnianie się wzorów spędzania czasu wolnego i kulturalnych aspiracji "szerokich mas" i tych "wyżej wykształconych". "Masy społeczne" doznając "społecznego awansu" chciały jednocześnie upodobnić się stylem życia do "warstw wyższych". Czyli - jak mówiono w moich czasach studenckich - "odchamiano się" na potęgę i nie było to zjawisko przypadkowe ale efekt świadomej działalności ówczesnych władz (upowszechnienie bibliotek publicznych, wysokie, dotowane nakłady klasyków literatury polskiej i zagranicznej). 

Co czyta Zenek Martyniuk, Magda Gessler i J. Scheuring-Wielgus?

Po tych wspomnieniach "dawnych, złych czasów" przejdźmy do naszej "nowej wspaniałej rzeczywistości". Jak wspomniałem już wcześniej, od kilkudziesięciu lat obserwujemy w Polsce ogromny wzrost aspiracji edukacyjnych młodzieży, które z powodzeniem są realizowane, niezależnie od społecznego pochodzenia. Młodzi ludzie pędzą do wyższych uczelni po wykształcenie i mądrość więc i czytelnictwo powinno wzrastać. Czy tak jest? Znikające w przestrzeni księgarnie raczej by tego nie potwierdzały..ale może jednak?

Od początku lat 90-tych ubiegłego wieku (od 1992 roku) Biblioteka Narodowa zleca badania czytelnictwa w Polsce i na podstawie wyników tych badań powiedzieć możemy, że nasze wrażenia - o znikających czytelnikach z przestrzeni publicznej - nie są tylko złudzeniem i wymysłem. Badanie dla BN obejmuje osoby w wieku przynajmniej 15 lat (zatem także uczniów) i opiera się na pytaniu, którego treść brzmi następująco:

Czy w ciągu ostatnich 12 miesięcy, czytał(a) Pan(Pani), w całości lub fragmencie, albo przeglądał(a) jakieś książki?

Jak widzimy, wymaganie jakie stawia się przed czytelnikiem w tym badaniu nie jest wygórowane. Wystarczy "przeglądać" lub czytać jakiś fragment książki w roku by zostać uznanym za "czytelnika". Ilu zatem - tak mierzonych czytelników było w Polsce?

Jeszcze na początku wieku (w latach 2000-2004) ponad 50% osób deklarowało, że czytało/przeglądało przynajmniej jedną książkę w roku, w tym około 20-25% czytało ponad 7 książek. Dzisiaj (w roku 2019) liczba czytających/przeglądających przynajmniej jedną książkę w roku wynosi niespełna 40%, w tym czytających ponad 7 książek w roku zostało jedynie 9%. Nie czyta, nie bierze do ręki w Polsce ani jednej książki ponad 60% mieszkańców! Są to dane, które traktuje się i tak jako "optymistyczne", gdyż w 2015 roku wyniki te były jeszcze niższe (odpowiednio o dwa i jeden pkt procentowy dla opisywanych kategorii czytelników) - zatem można mówić o "wyhamowaniu negatywnego trendu".

Nie sposób nie zadać pytania: jak to jest możliwe w czasie tej "edukacyjnej eksplozji". Czy zdobycie wykształcenia dzisiaj obywa się bez wpojenia nawyku czytania? Jak wytłumaczyć ten spadek liczby osób "dużo czytających" (ponad 7 książek w ciągu roku)?

Nie da się - oczywiście - wyjaśnić tego w dwóch zdaniach, ale nie sposób nie wskazać na Internet i rozwój mediów elektronicznych (jako winowajców), które wypełnione zostały kolorową papką lub sieczka (jeśli ktoś woli) kształtującą młodszych i starszych. W tej masie różnych programów o gotowaniu, tańcach na lodzie, tańcach z gwiazdami, urządzaniu domów, plotkach o tym co gotuje M. Gesler, jak mieszka Z. Martyniuk i gdzie wakacje spędza "Perfekcyjna Pani Domu" zapomniano pytać naszych celebrytów (w tym polityków) - "co czytali?" Książki stają się dzisiaj jakimś eksponatem z innej epoki, muzealnym wręcz, o których dzisiaj nikt nie mów, nie dyskutuje. Książki stają się passe

Dyskutuje się dzisiaj o serialach, pochłanianych seryjnie w ciągu wieczora lub kilku wieczorów, na Netflixie. W literaturze angielskiej coraz częściej wspomina się o zjawisku "binge watching"  - czyli oglądaniu seriali "na umór". Pewnie nawet krótki rekonesans wśród młodych nauczycieli wykazałby nam dzisiaj, że wielu z nich w wolnym czasie nie bierze do ręki książki tylko włącza kolejną serię jakiegoś swojego ulubionego (lub nowego) serialu.

Dzisiaj, coraz częściej, "celebryckie elity" brylujące w cyfrowym i normalnym świecie, na różnych "insta" i "fejsach" i w TV, narzucające większości, w tym i najmłodszym, styl życia, obywają się doskonale bez tego papierowego dodatku, bez wymiany myśli, tam zawartych. Wystarczą im zdjęcia, a właściwe "focie". W przeciwieństwie - zatem - do czasów opisywanych 60 lat temu przez A. Pawełczyńską, mamy jakąś dziwną "rewolucję kulturalną" na miarę cyfrowych czasów, w której elity "chamieją" i tym swoim "kulturowym wyposażeniem" zarażają zapatrzone w nich "masy"...

Czy - zatem - wkrótce, Netflix, Facebook zastąpią nam książki?

image

https://www.bn.org.pl/

https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/kultura-turystyka-sport/kultura/


spodlasu
O mnie spodlasu

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo