Radość piłkarza drużyny Radomiak Karola Angielskiego po strzeleniu gola w meczu Ekstraklasy z zespołem Wisła Kraków. Fot. PAP/Art Service 2
Radość piłkarza drużyny Radomiak Karola Angielskiego po strzeleniu gola w meczu Ekstraklasy z zespołem Wisła Kraków. Fot. PAP/Art Service 2

Dla mnie mistrzem już jest Radomiak

Redakcja Redakcja Piotr Dobrowolski Obserwuj temat Obserwuj notkę 12
Moi szefowie w Salonie 24 – Sławek Jastrzębowski i Piotrek Paciorek to porządni goście. Mają tylko jeden feler. Kibicują drużynom, które, delikatnie mówiąc, są mocno średnie. „Jastrząb” chłopak z łódzkich Bałut dałby się pokroić za ŁKS, a Piotruś, gdynianin od pokoleń, zdziera gardło za Arką.

Kibicuję Radomiakowi

Doceniam, że obaj pozostają wierni swoim sportowym sympatiom, mimo że dziś to generalnie słabe zespoły. Dlatego mogę na obu patrzeć z góry. Bo ja od 1983 roku kibicuje Radomiakowi, a od 1987 roku i niezapomnianego zwycięstwa nad Interem Mediolan 3:2, jestem zaprzysięgłym fanem Legii. W tym sezonie gracze z Łazienkowskiej przysporzyli mi już kilku kępek siwych włosów, ale to przejściowa zapaść i jestem przekonany, że Legia już niebawem wróci na właściwe, czyli zwycięskie tory. Bo… Legia to Legia i dominację w polskiej lidze ma wpisaną w swoje DNA. I nie zmieni tego nawet ta cienizna, jaką obecnie kaleczą oczy Emreli, Luquinhas i spółka.

Ale mam to szczęście, że nerwy zszargane przez piłkarzy Legii i chybione decyzje prezesa Mioduskiego, koi mi Radomiak.

Mecz Legii, to dla mnie młodego chłopaka, było święto. Trochę jak wizyta w muzeum, czy udział w ważnej uroczystości rodzinnej. Radomiak był bardziej swojski, codzienny, mój. Dziadkowie ze strony Mamy mieszkali o rzut beretem od stadionu „Zielonych”. Pamiętam pierwszy szalik zrobiony dla mnie na drutach przez siostrę babci. Toporny, szyty grubym ściegiem, ale dla mnie najpiękniejszy. Pamiętam pierwszy mecz z BKS-em Stalą Bielsko – Biała wygrany 2:1 po golach Janka Matuszewskiego.

Polecamy:

Legia kusi Papszuna i kokietuje Raków

"Hańba dla futbolu". Rywal Benfiki zdziesiątkowany koronawirusem, a mecz trwał

Wspomnienia pełne magii

Był diablo mroźny marzec 1983 roku. A ja uprosiłem dziadka żeby zabrał mnie na stadion. Idole z dzieciństwa. Marek Wojdaszka, Krzysztof Koszarski, Rysio Mrozek, nieżyjący już Mirek Sajewicz czy Marek Jakóbczak. Nigdy nie zapomnę pierwszego meczu w Ekstraklasie. Wygranego 3:0 z Bałtykiem Gdynia, na którym byłem z nieżyjącym już Tatą. Ponad 20 tysięcy ludzi upchniętych jak sardynki w puszce. Kibice siedzący na rybackich stołeczkach na schodkach, drzewach, na dachach okolicznych domów. I brzęk pustych butelek toczących się z górnych rzędów trybun po betonowej posadzce. Dla kogoś te wspomnienia mogą być przaśne, prymitywne, proste. Dla mnie są pełne magii, są tęsknotą za najpiękniejszym czasem – dzieciństwa.

Potem były lata smuty. Druga, trzecia, czwarta liga i wreszcie po 36 latach Radomiak wrócił do ligowej elity. Jestem dumny, że drużyna, która ma jeden z najniższych budżetów w lidze, gra na nie swoim stadionie, a klubowe biuro mieści się w hotelu byłego współwłaściciela klubu – Grzesia Gilewskiego, dziś rozstawia po kątach największe piłkarskie firmy w kraju. Niech mówią co chcą o Gilewskim. O tym, jakim był sędzią i jak wysoką cenę zapłacił za to, że swego czasu należał do czołowych arbitrów w Europie. Dla mnie to kumpel z liceum i człowiek, tego jestem pewien, bez którego nie byłoby dzisiejszego Radomiaka. To Grzesiek wyłożył mnóstwo pieniędzy i zachęcił do wejścia do klubu, jego obecnego prezesa Sławomira Stempniewskiego. To Gilewski wpadł na pomysł, żeby zatrudnić bezrobotnego wtedy trenera Darka Banasika, o którego dziś bije się pół ligi.

Radomiak w Ekstraklasie

Radomiak wszedł do Ekstraklasy słysząc za plecami żarty z chytrej baby z Radomia, piłkarze awansowali trochę wbrew logice, bo rywale byli bogatsi, z większymi tradycjami, teoretycznie silniejsi. Ale Zieloni opinie na swój temat głoszone przez kibiców innych klubów, mieli w głębokim poważaniu, Weszli do Ekstraklasy i w niej rządzą! Nie przegrali z nikim z największych w lidzie. Ani z Lechem, ani z Rakowem, Pogonią czy Lechią, a Legię pokonali 3:1.

Mają na koncie pięć zwycięstw z rzędu i osiem meczów bez porażki. Przed sobotnimi meczami Radomiak zajmuje czwarte miejsce w tabeli i bez kompleksów puka do ligowego podium. Piłkarze mają umiejętności i przede wszystkim jaja. Jak Filip Majchrowicz, który tuż przed meczem z Wisłą Kraków dowiedział się, że zmarła mu ukochana babcia. Pod Wawelem bramkarz zagrał na własne życzenie. I był był architektem wygranej (1:0), a jego interwencja z ostatniej minuty będzie bramkarską paradą tej kolejki.

Piłkarze Radomiaka „boso ale w ostrogach” biorą tą całą Ekstraklasę na klatę. Bez kompleksów cieszą się grą. Nie pękają przed nikim. To ich boją się rywale. Bez względu na to, które miejsce na finiszu sezonu zajmie drużyna z Radomia, dla mnie już dziś Radomiak jest mistrzem, a zima ma kolor Zielony.

Piotr Dobrowolski

Czytaj dalej:

PŚ w Ruce. Jubileuszowy triumf Kobayashiego. Wściekły Stoch

Rosja - Polska, czyli czas na telefon do przyjaciela

Koniec Michala Doleżala w kadrze? Tajner zabrał głos

Polska zagra z Rosją w barażach. Potem będzie jeszcze ciekawiej

Artur Walczak nie żyje. Od miesiąca przebywał w śpiączce po brutalnym nokaucie

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport