Natalia Maliszewska została wykluczona z rywalizacji na ZIO w Pekinie z powodu pozytywnego testu na COVID-19.
Natalia Maliszewska została wykluczona z rywalizacji na ZIO w Pekinie z powodu pozytywnego testu na COVID-19.

Natalia Maliszewska przerwała milczenie. Jest zdruzgotana: "Nie wierzę w testy i igrzyska"

Redakcja Redakcja Zimowe Igrzyska Olimpijskie Obserwuj temat Obserwuj notkę 78
Odsunięta od zespołu olimpijskiego na skutek pozytywnego testu na COVID-19, Natalia Maliszewska czuje ogromny żal wobec organizatorów Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Na skutek zamieszania ostatnie cztery lata pracy zawodniczki w short tracku nie przełożyły się na najważniejszy występ w sportowej karierze. Łyżwiarka przyznaje: coś w niej umarło i nie wierzy już w "żadne testy" na koronawirusa.

Maliszewska była zaskoczona już po przylocie do Chin, gdy okazało się, że ma pozytywny wynik testu na COVID-19. W środę, po kilku dniach przebywania w izolacji, uzyskała po raz pierwszy negatywny wynik. Kolejne badanie było dodatnie, ale na granicy ujemnego, więc według procedur kolejny taki wynik oznaczałby pozwolenie na powrót do wioski olimpijskiej. Nasza zawodniczka z szansami na medal ciągle trwała w ogromnej niepewności. 

Zobacz: 

Test był jednak pozytywny i wówczas stało się jasne, że 26-letnia panczenistka Juvenii Białystok nie będzie mogła wystartować na 500 m - jej koronnym dystansie. Rywalizacja w tej konkurencji rozpoczęła się w sobotę.

Przypomnijmy, że Polski Komitet Olimpijski ogłosił dobrą wiadomość, że "dzięki działaniom i staraniom kierownictwa Polskiej Misji Olimpijskiej oraz PKOl" udało się doprowadzić do zwolnienia z izolacji triumfatorki Pucharu Świata w sezonie 2018/19, ale następnego dnia Maliszewska znów miała pozytywny wynik i ostatecznie nie wystartowała w zawodach.

- Jest mi tak cholernie ciężko odezwać się i cokolwiek powiedzieć... Daję znać, że żyję, choć uważam, że coś we mnie wczoraj umarło. Od ponad tygodnia żyję w strachu... a te wahania nastrojów, płacz, który pozbawia mnie tchu, sprawiają, ze nie tylko ludzie wokół mnie się o mnie martwią. Ale ja sama. Wiem, ze dużo osób nie rozumie tej sytuacji. Testy pozytywne, negatywne, testy bliskie wyjścia z izolacji, nagle testy pozytywne z wynikami, które kwalifikują mnie do leżenia w szpitalu pod respiratorem. Później znowu dobre wyniki i szansa na warunkowe zwolnienie. Później totalna klapa. Brak możliwości... nadzieja umarła - przekazała Maliszewska we wpisie na Instagramie oraz na Twitterze.

- Ostatecznie w dzień startu o 3 w nocy ludzie wyciągają mnie z izolatki... Ta noc to był horror. Spałam w ubraniu, bo bałam się, ze ktoś za chwile zabierze mnie znowu do izolatki. Przez zasłony wyglądałam tylko trochę. Jednym okiem, bo bałam się, ze mnie ktoś zobaczy. Później wielka nadzieja. Pakuję się na lodowisko, startuję! Rozpakowuję ubrania, rozwieszam strój... i nagle wiadomość, ze oni się jednak pomylili! Że jednak nie powinni wypuszczać mnie z izolatki! Że jednak jestem zagrożeniem! Że nie mogę wystartować. Muszę wracać jak najszybciej do wioski... - relacjonowała łyżwiarka.

- Ja też tego nie rozumiem. W nic już nie wierzę. W żadne testy. W żadne igrzyska. Jest to dla mnie jeden wielki ŻART. Mam nadzieję, że ten, kto tym steruje, nieźle się przy tym bawi... Mój mózg i moje serce więcej już nie zniosą. A WAM DZIĘKUJĘ. Do usłyszenia niedługo - podsumowała.

GW

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport