PAP/Andrzej Grygiel
PAP/Andrzej Grygiel

Polski mistrz Europy i wicemistrz świata kończy karierę

Redakcja Redakcja Lekkoatletyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 2
Adam Kszczot, jeden z najbardziej utytułowanych polskich średniodystansowców ogłosił dziś w social mediach zakończenie kariery.

"Coś się kończy coś się zaczyna, postanowiłem zakończyć zawodową karierę" – ogłosił na swoim profilu na Facebooku dwukrotny wicemistrz świata na 800 m.

Kszczot kończy karierę

Dodał, że w jego życiu zaczyna się nowy etap, w którym w domu spędzi znacznie więcej czasu niż przez całe swoje dotychczasowe życie. "Nie będzie to trudne, bo zwyczajowo byłem poza domem przez prawie 250 dni w roku. Moi najbliżsi nie mogą się doczekać, ja również i to jest główny powód podjętej przeze mnie decyzji" – wyjaśnił.

" target="_blank">

Zaznaczył, że chciałby od teraz zawsze mieć przy sobie żonę i dzieci, ale trenując nie jest to optymalne dla wykonania planu treningowego, a finansowo niemożliwe do udźwignięcia. "Dzieci są małe tylko raz, to zdanie często do mnie wraca w myślach" – tłumaczył.

"Kolejnym powodem są pogarszające się relacje z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki, a to w obliczu argumentu rodziny znacząco ułatwia decyzje" – przyznał we wpisie.

Trzykrotny mistrz Europy informację potwierdził w rozmowie z PAP.

- Kończę po sezonie halowym – zaznaczył.

Zobacz: Ukraina gotowa zrezygnować z wejścia do NATO? Zamieszanie wokół słów ambasadora

Koniec kariery w Walentynki

Dość zaskakującą decyzję Kszczot ogłosił w dniu święta zakochanych i – jak przyznał – nie była to przypadkowa data.

"Nie mogłem znaleźć lepszej daty niż ta, żeby opowiedzieć o mojej zawodowej miłości, a tym samym pasji, czyli bieganiu. Poznaliśmy się w 2005 roku i niedługo później, bo raptem w 2007 postanowiliśmy zostać kimś więcej niż znajomymi. Przez te lata wiele razem osiągnęliśmy, zarówno wzlotów i upadków, ale kroczyliśmy głównie z podniesioną głową. Dzięki temu pięknemu zbiegowi okoliczności nabawiłem się ludzkiej miłości z Renatą Kszczot i dwójki pięknych dzieci Ignacego oraz Marianny. Prawie zapomniałem wspomnieć o kotach Gienku i Fany" – napisał.

Podziękował swoim sponsorom, szkoleniowcom, w tym szczególnie obecnemu trenerowi Piotrowi Rostkowskiemu, fanom oraz najbliższym, którzy – jak podkreślił – byli jego najwierniejszymi kibicami.

Kszczot przez całe swoje życie związany był z Rudzkim Klubem Sportowym z Łodzi. Jest wychowankiem trenera Stanisława Jaszczaka. Następnie pracował pod okiem Zbigniewa Króla, a ostatnio Rostkowskiego.

"Klub i pierwszy zawodowy trener Stanisław Jaszczak nauczyły mnie czym jest ten piękny sport. Nie mogę nie wspomnieć pierwszego trenera Rafała Marszałka. Przyłożyłem ile tylko mogłem czasu i uwagi do tego by powstał drugi (w skali 680 tys. mieszkańców) stadion lekkoatletyczny w mieście Łodzi. Proszę jednocześnie Radę Miasta i Departament Sportu by w budżecie uwzględniał indywidualne sporty olimpijskie i wspierały młodych dzielnych ludzi, którzy nie boją się marzyć. Stypendia na godnym poziomie dla najlepszych, to niejednokrotnie jedyne środki, które pozwalają trwać ich przygodzie" – zaapelował.

Zobacz: Badanie nie pozostawia złudzeń. Będziemy zaciskać pasa

Będzie propagować hipoksję

Po zejściu z bieżni lekkoatleta zamierza współpracować z biznesem, propagować hipoksję, czyli nowoczesną formę treningu umożliwiającą ćwiczenia przy ograniczonej ilości tlenu, co symuluje trening wysokogórski. Ma też udzielać się w internetowym serwisie dla biegaczy.

Zapowiedział również napisanie książki i aktywne prowadzenie swojej strony internetowej.

32-letni Kszczot jest srebrnym medalistą mistrzostw świata w biegu na 800 m z Pekinu (2015) i Londynu (2017). To także trzykrotny mistrz Europy i multimedalista mistrzostw świata i Starego Kontynentu w hali. Pod dachem zdobył m.in. trzy złote medale ME i jeden MŚ. Startował na igrzyskach w Londynie (2012) i Rio de Janeiro (2016). W obu przypadkach dotarł do półfinału. W ubiegłym roku zrezygnował ze startu w igrzyskach w Tokio.

W grudniu w rozmowie z PAP przyznał, że ze względu na formę w jego sytuacji była to najlepsza decyzja, jaką można było podjąć. Zapowiedział jednocześnie, że w tegorocznym sezonie halowym nie zamierza odpuszczać rywalom na bieżni, wśród których na dystansie 800 metrów pojawia się coraz więcej "młodych wilczków".

- Taki rok uczy refleksji. On był dla mnie dość trudny, ale czasem trzeba zrobić krok w tył, żeby znów ruszyć z kopyta. Nie mam zamiaru się poddawać i piekielnie mocno przygotowuję się do nowego sezonu. Na razie treningi przebiegają bez żadnych komplikacji i w pełni zdrowia […] Wolę myśleć krótkoterminowo, a więc na razie skupiam się na halowych mistrzostwach świata w Belgradzie. Ale przed tym czeka mnie jeszcze kilka mityngów w hali, które dadzą odpowiedź na wiele pytań - mówił.

WP

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport