przewidywane cele negocjacyjne. Ukraina Finlandią, poza NATO ale w UE? #Ukraina
Także w sytuacji starcia dobra ze złem, skuteczne negocjacje to takie, w których obie strony mogą uważać, że odniosły sukces. A przynajmniej móc tak to przedstawić. Biorąc pod uwagę konstrukcje i kondycje psychiczną prezydenta Rosji jest to dla niego warunek konieczny.
Co może osiągnąć Putin:
- głównym celem było "demilitaryzacja i denazyfikacja". Demilitaryzacja: w toku działań wojennych Rosja zniszczyła tyle sprzętu i infrastruktury wojskowej i nie tylko, że nie będzie problemu, by Putin w tym punkcie mógł sobie zaliczyć spełnienie obietnicy. Denazyfikacja jest absurdalną figurą retoryczną w tym wypadku. Można by ją pominąć milczeniem. Na siłę można pod to podciągnąć wybranie reprezentantów do parlamentu ze zbuntowanych regionów ( tam wybory się nie odbyły, te miejsca w ukraińskim parlamencie są nieobsadzone )
- Putin nie zgadzał się na Ukrainę w NATO i nie chciał obcych wojsk na ukraińskim terytorium. I tu: realnie postulat nie jest zbyt wymagający bo nikt nie pali się do przyjmowania Ukrainy do NATO. Może poza częścią opinii publicznej. NATO w ogóle w ostatnich latach przyjmuje tylko kraje z uregulowanymi granicami.
Symbolicznie jednak, byłby to punkt trudny do przyjęcia dla Ukrainy. Żołnierze giną za suwerenność, za możliwość swobodnego decydowania gdzie i z kim będzie podążał kraj w przyszłości. Jak to , "nasi chłopcy przelewali krew , oddawali życie za Europę" a tu rezygnacja z NATO? Nie na darmo jednak Zelenski sporo czasu w pierwszych dniach wojny poświecił apelowaniu do państw NATO o przyjęcie do sojuszu. Czy liczył, że się nagle zgodzą, mimo trwającej już ofensywy rosyjskiej? Nie, przygotowywał opinie publiczną do rezygnacji z tego postulatu argumentem "przecież chciałem, prosiłem - to oni nie chcą". Niemniej jednak , dopóki Ukraina radzi sobie lepiej niż przewidywano, rezygnacja z NATO będzie politycznie trudna.
Co może osiągnąć Zelenski:
- oczywiście wycofanie wojsk rosyjskich z całego terytorium kraju ( z wyjątkiem Krymu )
- formalny powrót Republik Ługańskiej i Donieckiej do Ukrainy. Republiki na rozkaz Kremla ogłosiły niepodległość. Na tych samych zasadach mogą zgłosić chęć powrotu do Ukrainy. Oczywiście z autonomią, specprawami dla rosyjskojęzycznych. Z całym terenem (?) ale z zewnętrzną kontrolą granic przez Ukrainę ( co jest jednym z najbardziej, jak dotąd, nierealnych elementów Porozumień Mińskich ) Zależnie od szczegółów zakres niezależności od Kijowa, wracające obwody to będą takie kantony w Szwajcarii lub prawie zupełnie niezależne Monako, tylko z polityką zagraniczną zależną od metropolii. Ale sprawa zaliczona jako powrót do macierzy.
Sprawę Krymu - tu chyba będzie trzeba wyłączyć z negocjacji. Spisać protokół rozbieżności lub pominąć milczeniem. Każdy chyba nasz król z dynastii Wazów czuł się formalnie królem szwedzkim...i tak to w przypadku Ukrainy i Rosji pozostanie.
Oczywiście poprzedzą to chochole tańce, o rozbrojeniu Ukrainy, odszkodowaniach od Rosji za zniszczenia i rozliczenia zbrodni wojennych. Moralnie słuszne lecz do czasu hipotetycznej rewolucji w Rosji, zupełnie nierealne. Ale na rzecz publiczności muszą się odbyć i trwać szczególnie, że obie strony liczą na zmianę sytuacji militarnej na swoją korzyść. Postępy więc nie muszą być szybkie. Mocno niepewne jest samo rozpoczęcie negocjacji.
Ukraina czuje wsparcie moralne większości świata i liczy na obiecane dostawy broni. Wczoraj obiecano nawet myśliwce...
Rosja obiecała Republikom donbaskim granice jako całość obwodów. Nie posunęli się specjalnie do przodu, gdyż pozycje na "lini rozgraniczenia" są ustalone od dawna i niełatwe do złamania a i kadry Ukraińskie tam doświadczone. Patrząc na mapę Ukrainy widać możliwość zastosowania klasycznego dla poradzieckiego świata, manewru z czasów II wojny. Atak skrzydłem , otoczenie i stworzenie kotła. Realizacją miało być zapewne zdobycie Charkowa i zakręt sił rosyjskich na południe tak, by broniących się na "lini rozgraniczenia" Ukraińców wziąć z dwóch stron. Podobnie wygląda to przy nadal niezdobytym Mariupolu, gdzie szturm nastąpić ma zapewne siłami atakującymi od Krymu więc " z tyłu" obecnego od lat frontu.
Rosja obecnie jest daleko od realizacji powyższego oraz zdobycia Kijowa co rekompensowało by pozostałe niepowodzenia. Możliwa do wyobrażenia jest więc eskalacja ataków, głównie przez używanie silniejszego uzbrojenia. Popularnie zwane bomby termobaryczne oraz niestety taktyczna broń jądrowa. Użycie broni atomowej jest opcją do tej pory niestosowaną, historyczną. Obawiam się, że "zaszczyt" bycia ofiarą użycia tej broni przypadnie transportom broni z Zachodu w jakimś w miarę odludnym terenie. Użycie takiej broni będzie przyznaniem się do porażki - broń konwencjonalna nie wystarcza. W umyśle Putina niemożliwe jest przyznanie się do porażki z Ukrainą. On może przegrywać co najwyżej z działaniami całego NATO i do zażegnania działań takiego przeciwnika może użyć ekstremalnych środków. Oczywiście życzę sobie, bym się mylił.
Niezależnie od tego czy formalnie znalazło by się to w agendzie rozmów pokojowych zakładam , że przyjęcie przez Ukrainę neutralności na wzór Finlandii oznaczało by otwarta ścieżkę do integracji gospodarczej, wstąpienia do UE. Będą potrzebne bardzo duże pieniądze na odbudowę infrastruktury po tym co się obecnie dzieje. W takich sprawach UE ma doświadczenie, procedury, schematy. I kusząca jest perspektywa , że za jakiś czas Rosjanie będą jeździć na Ukrainę "za chlebem" patrząc z uznaniem na lepsze, "zachodnie" państwo sąsiedzkie.
Oczywiście obecnie obie strony liczą na więcej. Putin, że złamie Ukrainę , znajdzie swojego Wielopolskiego, który będzie współpracował i odbudowywał Ukrainę pod jego zbrojnym protektoratem... przy dzisiejszych nastrojach to nierealne. Wydaje się, że znakiem odpuszczenia takiego planu będzie niszczący nalot bombowy na siedziby władz Ukrainy. Potencjalni kolaboranci słabo by się prezentowali obejmując władzę na tle ruin. Ale myśl o pozbyciu się Zelenskiego musi być Putinowi coraz bliższa.
Ukraina może liczyć, że władza w Rosji się po prostu załamie a następca wycofa wojska i może nawet przeprosi. Była by to raczej osoba z otoczenia Putina o podobnym, może trzeźwiejszym spojrzeniu na świat. Na wstąpienie do NATO i tak będą warczeć, nawet bardzo trudna do wyobrażenia rewolucja wynosząca prześladowanego dziś Nawalnego do władzy tego podejścia nie zmieni. Zapłacić za dokonane zniszczenia Rosjanie dobrowolnie nie zapłacą. Maksimum co można sobie wyobrazić, to jakaś mutacja offsetu. Rosja płaciła by rosyjskim firmom, za odbudowę infrastruktury Ukrainy. Pieniądze zostawały by w rękach rosyjskich przepływając z budżetu do sektora prywatnego.
Kto może obalić Putina? Chciałbym by rosyjskie protesty doprowadziły do odejścia obecnej władzy, Nawalny triumfalnie wyszedł z więzienia wprost na Kreml a w Rosji zapanowało poszanowanie prawa i zanik korupcji. Z zasobami, poziomem wykształcenia taka na prawdę dobrze zarządzana Rosja, mogła by się stać potęgą na miarę 50% USA...
To się jednak nie stanie. Putina obalić może jego najbliższe otoczenie czyli agenci FSB jeśli uznają, że zwariował, nadmiernie ryzykuje i grozi im utrata tego wszystkiego czego się przez lata dorobili. Ewentualnie jakiś popularny a zbuntowany generał. Jednak nikogo na miarę generała Lebiedzia sprzed lat, niestety nie kojarzę. Ale wojna szybko potrafi tworzyć bohaterów.
Nie wierzę w moc sprawczą oligarchów. Mają pieniądze ale nie mają popularności ani dostępu do siły w kraju. Choć deklaracje popierające zakończenie wojny się pojawiają, to jednak tylko w przypadku osób mających się bezpiecznie za granicą. Nie wierzę, że któryś z nich zaryzykuje życie, jak wcześniej Chodorkowski.
Inne tematy w dziale Polityka