Sojusz Lewicy Demokratycznej już od kilku lat drepcze w kółko w jednym miejscu, praktycznie od wyborów w 2005 roku gdzie partia zdobyła nieco ponad 11% poparcia. Od 2008 roku szefem i liderem partii jest Grzegorz Napieralski, który zamiast prowadzić partię do zwiększenia poparcia utrzymuje status quo. Status quo na poziomie 12 - 13 procent poparcia, co przy badaniach które wykazują 35 - 40 procent społeczeństwa, które wyznaje bliższe lub dalsze poglądy lewicowe jest najzwyczajniej w świecie porażką lidera SLD, bo po raz kolejny zapowiada się wynik wyborczy w widełkach 12 - 13 procent jak nie gorszy od wyborów prezydenckich. W 2007 roku za szefowania Wojciecha Olejniczaka Sojusz uzyskał 13,2 procent poparcia co pokazuje, że pod przewodnictwem Grzegorza Napieralskiego w wyborach nie ma żadnego progresu poparcia dla SLD. Niestety w wyborach na prezydenta nie pomogło nawet rozdawanie kanapek i jabłek pod zakładami pracy.
Grzegorz Napieralski wychodzący na konwencji SLD i mówiący o Lidze Mistrzów i sypiący jak z rękawa obietnicami wyborczymi nie mającymi kompletnie pokrycia w wydatkach budżetowych, zaczyna się sam zaliczać do grona demagogów i populistów. Wspominając o tym, że program Sojuszu Lewicy Demokratycznej pisali specjaliści np. lekarze czy osoby związane z finansami na pytanie w jednym z programów o jakie nazwiska chodzi, nie podając żadnego traci wiarygodność. Nawet Jarosław Kaczyński rzucając rękawicę minister Hall oparł się na profesorze, byłym wiceministrze edukacji. SLD do tej pory nie wtrąciło się do tej propozycji popierając inicjatywę takiej debaty, a Grzegorz Napieralski obiecał na ostatniej konferencji dla każdego ucznia "tablety". Nic nie wspomniał o wiceministrach czy ministrach lub specjalistach od programu którzy mogą wystąpić w takiej debacie, którzy pisali założenia programowe w kwestii edukacji. Na proste pytanie reporterki, skąd chce mieć na takie "tablety" pieniądze odparł, że z budżetu mówiąc potem o wycofaniu wojsk z Afganistanu i likwidacji funduszu kościelnego. Ze smutkiem muszę stwierdzić, że lider SLD chyba nie zauważył po wyborach prezydenckich, ze złamana obietnica w sprawie Afganistanu przez prezydenta Komorowskiego nie miała żadnego wpływu na notowania popularności elekta. Nie miała też wpływu na notowania Platformy Obywatelskiej która prowadziła kampanię prezydencką i popierała prezydenta Bronisława Komorowskiego. Grzegorz Napieralski nie zauważył też, że podnoszenie haseł antyklerykalnych nie przyniosło Januszowi Palikotowi ogromnego poparcia, który bazuje na 0 - 2 procenta błędu statystycznego.
Jedyna osobą która ma wielką ochotę na debatę nie jest z ramienia SLD przewodniczący, tylko poseł Ryszard Kalisz. Ryszard Kalisz który bryluje w mediach w kampanii na konferencjach wyzywa praktycznie wszystkich na pojedynek. Czemu Grzegorz Napieralski jako lider trzeciej partii w Sejmie nie mówi o chęci debaty z liderami innych partii? Czyżby się bał i chował się za plecami posła Kalisza którego wywalił z zarządu partii? Za plecami osoby której miejsce ustąpiła wiceprzewodnicząca Piekarska a Napieralski chciał to po części przekłuć w swój sukces? Podejrzewam, że były szef kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego nie gra na swoją popularność, bo ją posiada i zna jej wartość. Poseł jest indywidualnością, ale z całego serca gra na Sojusz. Wczoraj można było posłuchać w jednym z programów byłego premiera Leszka Millera, który chyba też przyszedł z odsieczą przewodniczącemu SLD i zaproponował debatę byłych premierów i obecnego premiera. Mam wrażenie, że wiele osób w Sojuszu obawia się konfrontacji Napieralskiego z Kaczyńskim, Tuskiem a nawet z Pawlakiem. Takie działanie prowadzi tylko do utrzymania status quo na poziomie 13 procent, bo albo lider Sojuszu wyjdzie i dostanie łomot w debacie i SLD przejrzy na oczy, albo lider Sojuszu wyjdzie i chociaż trochę podgryzie nogawki Tuskowi I Kaczyńskiemu.
Zapowiada się jednak, że Sojusz Lewicy Demokratycznej pod przewodnictwem Grzegorza Napieralskiego chce tkwić w tych 13 procentach. Wielu ludzi na listach SLD to "koledzy królika" którzy nie będą mieli wiele do powiedzenia w Sejmie i w komisjach sejmowych w przyszłej kadencji. Czekaja nas kolejne cztery lata bezbarwności SLD połączonej z kolesiostwem, no chyba, że w ciągu tych czterech lat dojdzie do zmiany lidera Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Tylko najgorsze jest to, że nikogo konkretnego nie ma na razie na horyzoncie.
Inne tematy w dziale Polityka