Jedni są jej gorącymi zwolennikami, inni odsądzają organizacje typu Ruch Autonomii Śląska od czci i wiary, niektórzy nawet posuwają się do stwierdzeń, że dążenia do niej są podsycane przez niemiecki wywiad. W skrócie – budzi ogromne kontrowersje. Autonomia Śląska.
Czym jest autonomia?
Autonomia nie jest, jak chcieliby przeciwnicy, oderwaniem jednostki autonomicznej od kraju. Od razu trzeba obalić szkodliwe mity – nadanie (a właściwie przywrócenie) Śląskowi autonomii nie spowodowałaby „oddania” Śląska Niemcom, Czechom ani oderwania go od Polski. Pozwoliłoby mu to jednak posiadać daleko idącą samorządność – zachowałby niezależność od państwa polskiego w ustawodawstwie podatkowym, socjalnym, gospodarczym (chociażby gorąca sprawa kopalni), przestrzennym itd. itp. – w kompetencji Polski dalej leżałaby polityka zagraniczna i obronna.
Śląsk nie zostałby otoczony punktami granicznymi, ludność napływowa nie zostałaby usunięta czy w jakikolwiek sposób dyskryminowana. Głównym celem jest samorządność tego regionu – dziwne jest, że kopalnia w Katowicach musi działać na podstawie prawa górniczego wymyślonego przez człowieka z np. Pomorza, który nie ma kompletnie pojęcia o danej materii – tak samo, jak człowiek ze Śląska morze nie wiedzieć nic o rybołówstwie morskim – a, jak pokazuje doświadczenie ostatnich kilkunastu lat, kompetencje nie zawsze mają wiele wspólnego z obsadzaniem stanowisk w rządzie. Każdy region ma własne doświadczenia, własną specyfikę – warto pozwolić, aby regiony mogły z tych doświadczeń korzystać. Nikt nie lubi, kiedy ktoś obcy mówi mu, jak ma żyć w swoim domu. I nie ma tu znaczenia, czy domem tym jest obszar naszego gospodarstwa domowego, nasze miasto czy region. Każdy wie najlepiej, co jest dobre dla niego i jego bliskich, to nam najbardziej zależy na rozwiązywaniu swoich problemów.
Tak samo jest z lokalnymi wspólnotami czy regionami – większość problemów mogą one rozwiązywać samodzielnie. Dlaczego więc nie wprowadzono ponownie w III RP autonomii Śląska? Powodów może być wiele – niechęć stracenia kawałka tortu (wszak w wyborach lokalnych partie ogólnopolskie osiągają gorsze wyniki, niż w wyborach parlamentarnych), niemożność obsadzania stanowisk „swoimi” ludźmi, a może zwykła niechęć do dawania obywatelom większej swobody? Nic dziwnego, że najzagorzalszymi przeciwnikami autonomii zawsze są ci, którzy dążą do wszechobecnej kontroli zamiast zaufania. To hitlerowcy i stalinowcy znieśli śląską autonomię.
W całej Europie wszelkie modele autonomiczne sprawdzają się świetnie – Hiszpania czy Wielka Brytania to najbardziej naturalne przykłady. Również gwarantujące sporą autonomię ustroje państw federacyjnych, jak np. Szwajcarii, dobitnie pokazują, że model ten sprawdza się znacznie lepiej, niż silna i rozbudowana władza centralna w państwie unitarnym, jednolitym.
Dlaczego Ślązacy nie lubią Warszawy?
Autonomiczne Województwo Śląskie istniało do 1939 roku. Dzięki niezależności od władz centralnych Śląsk rozwijał się bardzo szybko – przed wojną wytwarzał 46% polskiego PKB. Śląskiem rządził Sejm Śląski, województwo posiadało Skarb Śląski. Autonomia była bardzo szeroka – w roku 1931, bez pośrednictwa państwa polskiego, Śląsk pożyczył Stanom Zjednoczonym (!) 11 milionów dolarów (wtedy suma całkiem niebagatelna). Za śląskie pieniądze wybudowano Gdynię, COP, Śląsk był udziałowcem PLL Lot. Ostatecznie autonomię zniesiono w roku 1945 dekretem Krajowej Rady Narodowej – było to złamanie prawa, ponieważ taka decyzja wymagała zgody Sejmu Śląskiego. Następnie jako osoby zarządzające śląskimi przedsiębiorstwami przywożone były osoby spoza tych terenów – ludzie często gardzący Śląskiem i Ślązakami, nie rozumiejący śląskiej kultury, etosu pracy, specyfiki. Przystąpiono do wynaradawiania Ślązaków. Nie mówi się też o tym, ale po drugiej wojnie światowej wywożono Ślązaków do obozów koncentracyjnych, m.in. w Oświęcimiu. Dla wielu był to tylko przystanek przed dalszą drogą – silnych fizycznie i zdolnych do pracy wywożono do katorżniczej pracy w ZSRR. Dla innych obozy te były przystankiem ostatnim – wiele tysięcy Ślązaków straciło w nich życie.
W szkołach nie wolno było mówić po Śląsku – dzieci były przez to bite i szykanowane przez nauczycieli. Trzeba tutaj nadmienić, że wtedy śląski język nie był tak silnie spolonizowany jak teraz – dla Ślązaka język polski był zrozumiały w bardzo małym stopniu, podobnie Polak nie byłby w stanie dogadać się ze Ślązakiem.
Państwo polskie od lat konsekwentnie odmawia rejestracji języka śląskiego i nazywa go mylnie gwarą. Nawet Biblioteka Kongresu Stanów Zjednoczonych wpisała język śląski do rejestrów języków świata, śląski jest też zarejestrowany w Międzynarodowej Organizacji językowej. Urzędnicy jednak mają zdanie odmienne – mimo że język śląski spełnia kryteria, które są wymagane, by został uznanym za język. Polska nie uznaje też narodowości śląskiej. W ostatnim spisie powszechnym narodowość taką zadeklarowało ponad 173 tys. ludzi – jednak w absolutnie żadnym stopniu nie oddaje to prawdziwej skali występowania na tych ziemiach ludności śląskiej. Bardzo wielu ankieterów odmawiało wpisania takiej narodowości do formularza (tak było np. w przypadku mojej rodziny), inni wpisywali… ołówkiem, by potem zgumować i wpisać Polską. Wiele innych osób po prostu wpisało taką narodowość, jaką ma w paszporcie.
Rokrocznie Śląsk jest krzywdzony przy ustalaniu budżetu na rok następny – zabierane są Śląskowi pieniądze wypracowane przez mieszkających tu ludzi i przekazywane na inne, bardzo ważne cele, jak np. coraz bardziej rozrastające się koszta administracji państwowej w Warszawie. Np. niedawno zabrano Śląskowi kilkanaście milionów złotych na zlikwidowanie grożącego katastrofą ekologiczną składowiska odpadów chemicznych – a pieniądze te przeznaczono na… Świątynię Opatrzności Bożej oraz Kancelarię Prezydenta RP. Składowisko to zatruwa wodę pitną, z której korzysta ponad 600 tys. ludzi.
Przy planowaniu wielkich inwestycji Śląsk jest pomijany, mimo ogromnego potencjału ludnościowego, bardzo dużej ilości wykształconych, młodych ludzi oraz wykwalifikowanej siły roboczej. Dochodzi nawet do takich sytuacji, kiedy to (jeszcze za czasów funkcjonowania kas chorych) Śląska Kasa Chorych była jedyną… dochodową Kasą w Polsce. Dzięki sprawnemu zarządzaniu i nie marnotrawieniu środków pieniędzmi zarządzano znacznie lepiej, niż w innych regionach Polski, mało tego – to tutaj wprowadzono karty chipowe i skomputeryzowano system kontaktów między poszczególnymi placówkami medycznymi i Kasą Chorych. W nagrodę za sprawne zarządzanie rok później Śląskowi… obniżono dotację.
Przy okazji należy między bajki włożyć mit o tym, że cała Polska dopłaca do Śląska. Jest dokładnie na odwrót – to Śląsk dopłaca do innych regionów. Powodów niechęci Śląska do Warszawy jest oczywiście znacznie więcej – przyczyny mają podłoże ekonomiczne, kulturowe, społeczne, historyczne. Jednak, aby nie czynić artykułu zbyt długim, pozwoliłem sobie przytoczyć tylko kilka charakterystycznych przykładów.
Dlaczego Śląskowi należy się autonomia?
Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że silnie scentralizowana i rozbudowana władza to relikt socjalizmu, nieprowadzący do niczego dobrego. Większa samorządność to lepsze lokowanie dostępnych środków, prowadzenie sprawniejszej polityki regionalnej, łatwiejsza identyfikacja problemów i sposobów ich rozwiązywania itd. Uprzedzając pytanie – tak, poparłbym również pomysł autonomii Mazur czy Kaszub. Lub innymi słowy – jestem zwolennikiem państwa federacyjnego, na wzór Stanów Zjednoczonych sprzed lat, kiedy kompetencje władz centralnych były stosunkowo niewielkie. Różne stany prowadziły różną politykę społeczną czy podatkową. Podobne rozwiązanie sprawdziłoby się i w Polsce – na konkurencji między regionami moglibyśmy tylko skorzystać. Również skala wolności powiększyłaby się o możliwość wyboru, w jakim systemie chcemy żyć – np. chcę wysokich podatków i sporych osłon socjalnych to jadę do Wielkopolski, a gdy chcę swobodnie prowadzić działalność gospodarczą i żyć tak, jak chcę ja, a nie urzędnik z Warszawy – jadę do Wolnego Stanu Górny Śląsk.
Poza oczywistymi korzyściami gospodarczymi (śląskie pieniądze zostają na Śląsku, wszak władza tutaj lepiej wie, na co je przeznaczyć) trzeba dodać historyczną autonomię oraz różnice kulturowe i społeczne. Kibice największych śląskich klubów piłkarskich ostentacyjnie manifestują śląską tożsamość, działa wiele organizacji prośląskich, organizowane są konkursy recytatorskie i dyktanda w języku śląskim. Ślązak jest absolutnym zaprzeczeniem postaci, jaką kreował Krzysztof Hanke w serialu Święta Wojna – słynnego Bercika. Dla prawdziwego Ślązaka najważniejsze wartości to rodzina, spokój i praca. Śląska pamięć historyczna jest zupełnie inna, niż większości Polski – uczymy się w szkole o dzielnych powstańcach śląskich, którzy „zwrócili” Śląsk Polsce, podczas gdy przez setki lat Śląsk leżał poza granicami Polski. Wielu naszych przodków walczyło w Wehrmachcie – nie dlatego, że byli nazistami, tylko właśnie Ślązakami. W Internecie działają śląskojęzyczne strony. W polskiej konstytucji, w przeciwieństwie do czeskiej, zapomniano o Ślązakach. Śląsk ma osobną kulturę, muzykę, kuchnię, nawet gry w karty. W teatrach są wystawiane śląskie sztuki. Nasz język jest kompletnie inny, niż język polski (jednak od pewnego czasu, z powodu silnego polonizowania Ślązaków przez władze komunistyczne, język również jest znacznie silniej spolonizowany, niż kiedyś), różni się też znacznie od niemieckiego. Przytoczę fragment jednego z ulubionych utworów muzycznych mojego ojca, Gelynder Blus (używam polskich znaków diaktrycznych, aby tekst był bardziej zrozumiały):
Jo się miyszkom na krojcoku,
Kole gruby wedle hołd.
W trzy-sztokowym familoku
Tam jo se ze szlojdra trzaskoł
Jakech jeszcze bajtlym boł
Z czeciego sztoku po gelyndrze
Sjyżdżoł na som dół.
Jak widać, jest to język, w którym widoczne są wpływy polskie, niemieckie, czeskie, a nawet słowackie i węgierskie. Ale przede wszystkim jest to język śląski. Do dzisiaj wielu ludzi na Śląsku ma podwójne obywatelstwo – Polskie i Niemieckie. Niestety, dla Polaka Ślązak jest Niemcem, a dla Niemca – Polakiem. Ani jedno, ani drugie jednak nie jest prawdą. Ślązak po prostu jest… Ślązakiem.
Wojciech Pieczar
------
Powyższy tekst ukazał się w nr 2 (16)/2008 „Gońca Wolności”, pisma Stowarzyszenia KoLiber. Wydanie to było poświęcone różnym modelom organizacji administracyjnej państwa. Dyskutowaliśmy w nim na temat polskiego modelu unitarnego, a także nad innymi, alternatywnymi wobec niego rozwiązaniami. Ten artykuł nie wyraża stanowiska Stowarzyszenia KoLiber, jest jedynie głosem w wewnątrzkolibrowej dyskusji, w której ścierają się różne poglądy na ten temat. Jutro opublikujemy artykuł Grzegorza Lepianki „Regionalizm w służbie tyranii”, odnoszący się do tej kwestii z innej perspektywy, który ukazał się w tym samym wydaniu „Gońca Wolności”.
www.koliber.org
Stowarzyszenie KoLiber to ogólnopolska organizacja łącząca ludzi o poglądach konserwatywnych oraz wolnorynkowych. Posiadamy ponad 20 oddziałów w miastach całej Polski.
Konserwatyści, liberałowie, libertarianie, wolnościowcy, monarchiści, minarchiści, anarchokapitaliści, antykomuniści. Licealiści, studenci i przedsiębiorcy - młode pokolenie, któremu bliskie są wartości takie jak: ochrona własności, wolność gospodarcza, rozwój samorządności, szacunek dla historii i tradycji oraz silne i bezpieczne państwo.
W naszej działalności dążymy do:
I Realizacji idei wolnego społeczeństwa.
II Całkowitego poddania gospodarki mechanizmom rynkowym.
III Obrony suwerenności państwowej.
IV Stworzenia "silnego państwa minimum" opartego na rządach Prawa.
V Rozwoju samorządności.
VI Poszanowania tradycji i historii.
VII Uznania szczególnej roli Rodziny
Działając w KoLibrze pragniemy zarazem inspirująco i twórczo wykorzystać spędzany wspólnie czas. Pole naszej działalności jest niezwykle szerokie: od tak poważnych przedsięwzięć jak międzynarodowe konferencje, obozy naukowe, panele dyskusyjne poprzez uliczne manifestacje aż po nieformalne spotkania, imprezy integracyjne oraz pikniki.
Różnorodność nurtów sprawia, że są wśród nas ludzie o różnych poglądach. I właśnie to jest naszą siłą. Nie zawsze się zgadzamy, ale to jedyne takie miejsce na polskiej scenie politycznej, gdzie prawica potrafi rozmawiać i wypracowywać kompromisy.
Poszczególne teksty zamieszczane na blogu nie są oficjalnym stanowiskiem Stowarzyszenia.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka