Przedsoborowy5897 Przedsoborowy5897
243
BLOG

Problem indukcji i upadek pseudonaukowego ateizmu

Przedsoborowy5897 Przedsoborowy5897 Technologie Obserwuj notkę 5

Wielu dogmatycznych scjentystycznych tak zwanych ''naukowych ateistów'' lubi się wychwalać, że wierzy tylko w to, co da się udowodnić naukowo, i insynuuje, że religia nie opiera się na dowodach, tylko na ślepej wierze, ciemnocie i zabobonach. Tak oczywiście nie jest, jest mnóstwo dobrych dowodów na słuszność wiary katolickiej, jak chociażby niesamowita cudowna tilma Matki Boskiej z Guadalupe https://www.youtube.com/watch?v=Ds7nD_QNeKA&ab_channel=vaticancatholic.com . Dziś jednak nie napiszę o tym konkretnie, ale o tym, w jaki sposób pojęcie nauki samo w sobie jest niezgodnie z ateistycznym światopoglądem.

Ale za nim o tym napiszę, muszę powiedzieć coś bardzo ważnego: twierdzenie, że wszystko trzeba udowodnić naukowo jest absurdem, ponieważ:

1. Są rzeczy, które są prawdziwe, ale których nie da się udowodnić naukowo. Na przykład, jest prawdą, że morderstwo jest obiektywnie złe, choć nie da się udowodnić tego naukowo. Nauka może tylko opisać, w jaki sposób coś się wydarza w świecie fizycznym za pomocą praw takich jak prawo powszechnego ciążenia Newtona czy równań takich jak równania Maxwella. Jednak równania te nie mogą nam powiedzieć, czy zrobienie czegoś jest dobre czy złe, jak nawet Richard Dawkins przyznał. Gdy ktoś popełnia morderstwo, nie łamie przecież zasad dynamiki Newtona ani równania Coulombe'a.

2. Sama metodologia naukowa nie może być naukowo udowodniona, jest tylko narzędziem do nauki.

3. Do nauki konieczna jest logika i matematyka, której nie da się udowodnić naukowo.

Co więcej, matematyk Kurt Gödel udowodnił, że każdy układ formalny zawierający nawet zupełnie podstawową arytmetykę musi zawierać pewne aksjomaty, które nie da się udowodnić wenątrz tego układu.

(Nawiasem mówiąc, Gödel znany jest ze stworzenia swojego własnego matematycznego ontologicznego argumentu za istnieniem Boga. Muszę przyznać, że nie analizowałem go szczegółowo, ale z tego co słyszałem, jest podobny do argumenty ontologicznego Świętego Anzelma z Canternury, z którym się nie zgadzam; myślę, że właściwym dowodem na istnienie Boga jest argument z istoty i istnienia Świętego Tomasza z Akwinu, opisany w jego dziele De Ente et Essentia.)

Jako ciekawostkę dodam, że być może najbardziej interesującym i niesamowitym przykładem próby wyprowadzenia podstaw matematyki z najprostszych możliwych aksjomatów była książka Alfreda Northa Whiteheada i Bertranda Russella Principia Mathematica, kilkuset stronowe dzieło, które używa prawie dla nikogo niezrozumiałych symboli, by w niezwykle skomplikowany sposób udowodnić coś, czego właściwie nikt wcześniej nie wiedział, czyli, że 1+1=2.

Powróćmy jednak do tematu. Twierdzę, że nauka jest w rzeczywistości sprzeczna z ateistycznym światopoglądem. Różne mam powody, by tak twierdzić. Jednym z najciekawszych jest być może problem mózgów Boltzmanna: ateistyczny światopogląd, według którego Wszechświat jest tylko dziełem czystego przypadku doprowadza do konkluzji, że najprawdopodobniej nasz Wszechświat w rzeczywistości nie istnieje, ale jest jedynie tylko samym mózgiem z fałszywymi odczuciami. W tej notce skupie się jednak na czymś innym, czyli na tak zwanym problemie indukcji.

Zanim przejdziemy jednak do problemu indukcji, zacznijmy może od tego, czym jest nauka lub fizyka, i czym różni się od metafizyki. Metafizyka jest gałęzią filozofii zajmującą się ogólnie pojęciem bytu. Nie chodzi o jeden konkretny byt, jak pies, piłka czy Słońce, ale o podstawowe zasaday dotyczące bytów ogólnie i całej rzeczywistości: o podstawowe pojęcia takich jak istota, istnienie, rzeczywistość, potencjalność, możliwość, konieczność, materia, substancja, atrybuty, czas, przestrzeń, przyczyna, skutek, zmiana, itd. Podstawy metafizyki stworzył Arystotyles. Metafizyka mówi nam, jakie prawa muszą koniecznie rządzić bytami ze względu na samą naturę rzeczywistości, ujawnia więc nam fundamentalne prawdy na temat rzeczywistości, które nie mogłyby być inne. Na przykład, jedną z zasad metafizyki jest, że niemożliwością jest, aby istniał we Wszechświecie rzeczywisty przedmiot, który ma kolor, ale nie ma kształtu. Inną jest, że nie jest możliwe, aby istniało coś, co ma kształt, ale nie ma rozmiaru. Jeszcze inną jest, że nic nie może istnieć bez wystarczającej przyczyny, na przykład, gdyby astronomowie odkryli, że w przestrzeni kosmicznej znajduje się gigantyczny baton czekolady mlecznej z orzechami, wiadomo by było, że nie może on istnieć bez dostatecznej przyczyny wyjaśniającej jego istnienie. Inną z kolei jest, że nie jest możliwe, aby istniała nieskończona ilość fizycznych obiektów (na przykład planet, gwiazd, atomów, kotów, itd.) we Wszechświecie, co udowadnia tak zwany paradoks hotelu Hilberta, który jest używany przez filozofów takich jak William Lane Craig, by bronić argumentu kalam, argumentu za istnieniem Boga mającego swoje źródło w filozofii islamskiej myślicieli takich jak Awerroes.

Fizyka, lub nauka obserwacyjna, empiryczna albo eksperymentalna, jest jednak nieco inna niż metafizyka. Bada konkretne byty, które istnieją we Wszechświecie, takie jak na przykład elektrony. W odróżnieniu od metafizyki, to, co bada fizyka, nie istnieje koniecznie, a więc zasad fizyki nie da się udowodnić za pomocą samego rozumowania (tak jak w matematyce, logice, metafizyce czy filozofii), tylko na podstawie obserwacji i eksperymentacji. Aby wyjaśnić tę dychtomię: możemy udowodnić, że jest metafizycznie niemożliwe, aby hotel miał nieskończoną liczbę pokoi, w przeciwnym razie może doprowadzić to do sytuacji, gdzie wszystkie pokoje w hotelu są zapełnione, a jednocześnie da się do hotelu zapraszać dodatkowych gości przenosząc wszystkich gości do następnego pokoju (z pierwszego do drugiego, z drugiego do trzeciego, itd.), co przeczy założeniu, że wszystkie pokoje są zapełnione. Nie potrzebujemy więc żadnego eksperymentu naukowego, by udowodnić, że hotel nie może mieć nieskończonej liczby pokoi, da się to udowodnić używając tylko samego rozumu. Ale nie możemy udowodnić za pomocą samego rozumu, że masa elektronu musi koniecznie wynosić 9,1 x 10 do potęgi -31 kg. Nie ma żadnego fundamentalnego prawa logiki ani metafizyki, z którego wynikałoby, że ta liczba musi być konkretnie taka, i nie może być w żaden sposób inna. Jedyny sposób na uzyskanie tej liczby jest za pomocą empirycznego badania naukowego przeprowadzonego w laboratorium, poprzez które dokonujemy pomiaru masy elektronu. Jednak gdyby ta masa była na przykład o 45 procent większa, nie doprowadziłoby to do żadnej metafizycznej absurdalności, takiej jak koniecznie i bezprzyczynowo istniejący gigantyczny baton czekolady mlecznej z orzechami, obiekt z kolorem ale bez kształtu, czy hotel z nieskończoną liczbą pokoi, który jest jednocześnie całkiem zapełniony i ma możliwość przyjmowania dodatkowych gości.

Zanim przejdę do sedna sprawy, wspomnę na krótko, że stałe fizyczne we Wszechświecie, które są przygodne, a nie metafizycznie ani logicznie konieczne, muszą być idealnie dopasowane, by istniało życie - coś, co przyznają nawet świeccy naukowcy, którzy nie mają za wiele wspólnego z sedewakantystycznym tradycyjnym katolicyzmem przedsoborowym, tacy jak Paul Davies, Stephen Hawking oraz Sir Fred Hoyle. Przykładowo, gdyby oddziaływywanie słabe było nieco słabsze, protony połączyłyby się, tworząc jądra helu, przez co nie mogłaby istnieć woda. Gdyby było nieco silniejsze, proton byłby niestabilny i rozpadałby się, i nie mogłoby istnieć życie.

Przechodźmy teraz do mojego głównego argumentu: co to jest problem indukcji? Wyjaśnie to za pomocą przykładu: w Polsce występują tylko brązowe niedźwiedzie. Gdyby ktoś mieszkał cały czas w Polsce, mógłby pomyśleć, że istnieją tylko brązowe niedźwiedzie. Tak jednak nie jest. Na Biegunie Półnoncym możemy znaleźć białe niedźwiedzie. To, że wszystkie, które do tej pory widział w Polsce są brązowe, nie wyklucza, że mogą istnieć też białe. Co to ma wspólnego z nauką?

Przeprowadźmy eksperyment. Jeżeli upuszczę piłkę, upadnie ona na ziemię. Jeżeli wykonam ten eksperyment w próżni, przyśpieszenie piłki będzie wynosiło około 9,8 m/s/s. Jeżeli chciałbym zmieżyć, ile wynosi wartość stałej grawitacyjnej G, wynik wyniesie 6,67 x 10 do potęgi -11 m^3 / kg s^2. Mogę tę eksperymenty wykonać sto razy, i za każdym razem piłka spadnie na ziemię, a wartość g oraz G będzie taka sama. Pojawia się jednak pytanie: dlaczego? I czy gdy zrobię to po raz sto pierwszy, wynik będzie dalej taki sam?

Pytanie to może się wielu wydawać całkiem głupie: przecież oczywiście, że Wszechświat podąża zgodnie z prawami fizyki, i za każdym razem, gdy upuszczę piłkę, spadnie na ziemię. Nie martwimy się przecież, że jutro rano nagle obudzimy się i okaże się, że grawitacja nagle zniknęła, lub stała się dwa razy silniejsza lub trzy razy słabsza. A jednak nie jest ono aż tak absurdalne i niedorzeczne, jak na pierwszy rzut oka może się wydawać. To właśnie jest przykład tak zwanego problemu indukcji, o którym wcześniej wspomniałem. Przecież fakt, że do tej pory grawitacja zawsze działała tak samo, nie dowodzi w żaden sposób, że następnego dnia dalej będzie działać, tak samo jak to, że w Polsce możemy spotkać tylko brązowe niedźwiedzie nie przeczy temu, że na Biegunie Północnym występują białe niedźwiedzie. Z punktu widzenia czysto logicznego i metafizycznego wcale nie ma żadnego powodu, dlaczego grawitacja musi zawsze odpowiadać stale 6,67 x 10 ^ -11, ani, aby ta stała była taka sama na Ziemii co na Marsie, ani, aby grawitacja zawsze pozostała taka sama, a nie na przykład nagle podwoiła się lub potroiła jutro. Pamiętajmy, że jest możliwe, aby istniało to, co nie jest wykluczone poprzez logikę lub metafizykę. Nie jest możliwe, aby istniało kwadratowe koło, żonaty kawaler lub trójkąt o czterech bokach. Nie jest też możliwe, aby istniał obiekt z kolorem ale bez kształtu ani hotel z nieskończoną liczbą pokoi. Ale jest możliwe, aby istniał Wszechświat, w którym grawitacja jest pięć razy silniejsza niż w naszym, lub Wszechświat, w którym nagle za 50 sekund grawitacja się wyłączy. Dlaczego więc do tej pory grawitacja nigdy się nie wyłączyła, i skąd możemy mieć pewność, że tak się nie stanie?

Nauka opiera się na założeniu, że Wszechświatem rządzą stałe prawa, tak, że jeżeli powtórzymy eksperyment, otrzymamy ten sam wynik (lub, w przypadku mechaniki kwantowej, która jest niedeterministyczna, jeżeli powtórzymy eksperyment wystarczjącą ilość razy, będzie istniało pewne prawdodpodobieństwo uzyskania pewnego wyniku, dane przez kwadrat funkcji falowej). Jednak to założenie samo w sobie nie może być udowodnione naukowo, co przeczy scjentyzmowi, który błędnie zakłada, że wszystko musi być koniecznie udowodnione naukowo.

I tu na ratunek nauce przychodzi teizm: jeżeli Wszechświatem rządzi racjonalny, miłosierny, kochający i doskonały Bóg, możemy się spodziewać, że nagle nie wyłączy grawitacji. Jeżeli natomiast prawidłowym światopoglądem jest ateizm, nie ma żadnej podstawy do spodziewania się, że grawitacja nagle nie przestanie działać, co przecież jest z punktu widzenia logicznego oraz metafizycznego możliwe...i to nawet zakładając, że Wszechświat istnieje naprawdę, bo jeżeli jest on tylko mózgiem Boltzmanna, czyli samym mózgiem z fałszywmi odczuciami, co przecież jest stastycznie rzecz biorąc bardziej prawdopdobne, sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Dlatego, aby zaakceptować premizę, że Wszechświatem rządzą określone i stałe prawa, które nie zmienią się nagle bez powodu w następny wtorek, trzeba przyjąć założenie, że istnieje racjonalny Stwórca, który jest prawodawcą rządzącym Wszechświatem i podtrzymującym go w swojej opatrzności.

To właśnie to założenie kierowało wielkimi uczonymi, takimi jak Netwon, Galileusz, Kepler, Maxwell, Boyle, którzy byli przekonani, że Bóg zapisał Wszechświat racjonalnie matematycznymi prawami, które ludzki intelekt jest w stanie odkryć. Byli oni teistami, a nie jakimiś panteistami, poganami czy ateistami. Historycy i filozofowie nauki, tacy jak Peter Harrison czy Rodney Stark, argumentują, że nie tylko ich wiara w Boga nie przeczyła ich nauce ani nie zahamowała jej, ale wprost przeciwnie: to właśnie dzięki niej zyskali świadomość, że Wszechświat zachowuje się w sposób przewidywalny i racjonalny, który da się zbadać a następnie opisać za pomocą matematyki, i to właśnie ich zainspirowało. Sam fakt, że świat postępuje w sposób matematyczny, i da się go opisać za pomocą pięknych i wbrew pozorom relatywnie prostych wzorów, takich jak równania Maxwella, świadczy o tym, że istnieje inteligentny, racjonalny Stwórca, który uporządkował Wszechświat i nim kieruje. Ateistyczny światopogląd nie potrafi natomiast tego wytłumaczyć.

Argumenty dotyczące problemu indukcji, dostrojenia stałych fizycznych czy mózgów Boltzmanna są bardzo ciekawym sposobem na krytykowanie ateizmu, scjentyzmu oraz materializmu, jednak ja myślę, że najlepiej nie stosować ich w izolacji, ale w połączeniu z tomistycznymi argumentami na istnienie Boga. Tomizm z prostych premiz metafizycznych wykazuje nie tylko, że Bóg istnieje, ale także, że samo istnienie Wszechświata w chwili obecnej jest zależne od Boga utrzymującego go w istnieniu. Najlepiej to wytłumaczyć na podstawie wielkiego kosmicznego batona czekoladowego, o którym wcześniej wspominałem. Wiadomo, że nie może istnieć on koniecznie, i wymaga on przyczyny swojego istnienia, ale dlaczego? Jest tak, bo jego istota nie jest równoważna z jego istnieniem. To samo jednak dotyczy jednak nie tylko batonu, ale także psów, kotów, pralek, odkurzaczy, elektronów, protonów, a nawet samej trójwymiarowej przestrzeni, aż w końcu także i samego Wszechświata. Za pomocą tego możemy dotrzeć rozumowo do istnienia bytu koniecznego, czyli Boga, w którym nie ma różnicy pomiędzy istotą a istnieniem. Niesamowite dostrojenie i dokładny projekt Wszechświata, a także jego racjonalne podążanie wskazuje więc na Stwórcę, ale nie tylko; również sam fakt, że coś takiego jak Wszechświat w ogóle istnieje dowodzi istnieniu Boga. Niemniej jednak gdy połączymy tomistyczne argumenty za istnieniem Boga, taki jak argument z istoty i istnienia, z innymi argumentami, jak wspomniane w tym artykule arguemtny dotyczące problemu indukcji, dostrojenia stałych fizycznych czy problemu mózgów Boltzmanna, staną się one jeszcze bardziej silne, zdumiewające i przekonywujące. Tak więc zarówno fizyka jak i metafizyka wołojującemu dogmatycznemu neoateizmowi, scjentyzmowi i materializmowi Dawkinsa czy Harrisa mówią stanowcze: nie!


Polak, katolik (nie mylić z sektą Drugiego Soboru Watykańskiego)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie