Przedsoborowy5897 Przedsoborowy5897
272
BLOG

Dlaczego Stephen Hawking porzucił Boga?

Przedsoborowy5897 Przedsoborowy5897 Technologie Obserwuj notkę 0

Jako małe dziecko byłem bardzo zafascyowany fizyką kwantową (i dalej do pewnego stopnia interesuje się sprawami naukowymi) i czytałem książki Stephena Hawkinga. I choć podziwiałem jego umysł, szanowałem go jako naukowca, i interesowało mnie to, co pisał, zawsze był jeden ważny punkt, w którym się z nim nie zgadzałem, a mianowicie, nie zgadzałem się z jego ateistycznym światpoglądem.

Byłem kiedyś tak zwanym ''mainstreamowym katolikiem'', ''katolikiem Novus Ordo'', lub możnaby pod pewnymi względami powiedzieć, że ''liberalnym katolikiem''. Wtedy akceptowałem oficjalny ''Kościół'' posoborowy, a o sedewakantyźmie ani nawet o Bractwie Kapłańskim Świętego Piusa X jeszcze nawet nie słyszałem. Pod pewnymi zwględami uważałem siebie za światopoglądowego i politycznego konserwatystę lub centroprawicowca. Jednocześnie jednak byłem zwolennikiem próby pogodzenia wiary katolickiej z dominującymi obecnie w świecie naukowym poglądami dotyczącymi powstania i ewolucji Wszechświata.

Z czasem jednak zmieniłem swoje poglądy. Najpierw zainteresowałem się kreacjonizmem, choć początkowo byłem wobec niego dosyć sceptycznie i krytycznie nastawiony. Choć muszę uczciwie przyznać, że Kent Hovind raczej nie jest najlepszym ani najbardziej wiarygodnym reprezentantem kreacjonizmu - w wielu sprawach się myli, na przykład, błędnie twierdzi, że nie ma dowodów, że w historii Ziemii miały miejsce przebiegunowania pola magnetycznego, choć już nawet kreacjonistyczni naukowcy, tacy jak fizyk Dr Russell Humphreys, temu przeczą - niemniej jednak to dzięki niemu miałem szansę zapoznać się dogłębniej z tematem kreacjonizmu.

Choć był to powolny proces, z czasem przekonałem się, że dominujący paradygmat dotyczący powstania świata nie jest wcale aż tak spójny z wieloma dowodami naukowymi, jak wielu może sie wydawać, i nie jest on zgodny z opisem stworzenia świata przez Boga w Księdze Rodzaju. Być może najważniejszym argumentem, który mnie przekonał, były badania dotyczące dyfuzytywności helu z cyrkonii, przeprowadzone przez fizyka Dra Russella Humphreysa w ramach projektu Radioisotopes And The Age Of The Earth. Wykazały one, że ilość helu zawarta w cyrkoniach przeczy wieku Ziemii rzędu kilku miliardów lat, i wskazuje na wiek rzędu kilku tysięcy lat.

Nie zostałem wtedy od razu sedewakantystą, początkowo wciąż myślałem, że Franciszek jest prawowitym papieżem, temat sedewakantyzmu zacząłem zgłębiać dopiero później, aż się zorientowałem, że religia nauczana przez Franciszka oraz Drugi Sobór Watykański jest inna niż ta, którą nauczał papież Pius XII i jego poprzednicy. Niemniej jednak było to bardzo ważne wydarzenie na przestrzeni mojej ideologicznej i duchowej podróży. Zmieniłem radykalnie swoje spojrzenie zarówno na naukę, jak i na religię. Moimi bohaterami intelektualnymi byli już nie liberalni ewolucjoniści tacy jak ksiądz profesor Michał Heller, ale naukowcy głoszący poglądy kreacjonistyczne, tacy jak Dr Jonathan Sarfati, specjalizujący się w spektroskopii, czy zwłaszcza Dr John Gideon Hartnett - wybitny australijski fizyk, który skonstruował zegary atomowe używane na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, napisał wiele publikacji naukowych dotyczących astrofizyki i kosmologii, znany jest z krytyki teorii Wielkiego Wybuchu, i obecnie jest zainteresowany tematem teorii spiskowych oraz eschatologii, i bardzo krytycznie nastawiony jest wobec lockdownów, szczepionek oraz Wielkiego Resetu, o czym często pisze na swoim blogu.

Dużo mógłbym o tym jeszcze napisać, ale jako, że głównym tematem tej notki będzie Stephen Hawking, lepiej skoncentrować się bardziej na nim. Czytałem już kilka jego książek, i niedawno wpadła mi w ręce kolejna: Krótkie Odpowiedzi na Wielkie Pytania. 

Od pewnego czasu byłem już zaznajomiony z poglądami Stephena Hawkinga i Lawrence Kraussa, według których Bóg nie istnieje, a Wszechświat powstał z niczego w wyniku fluktuacji kwantowej próżni, choć się z nimi nie zgadzałem. Tematyka nie jest więc mi całkiem nowa ani obca. Niemniej jednak przeczytałem już pierwsze dwa rozdziały tej książki Hawkinga, dotyczące konkretnie istnienia Boga i powstania Wszechświata. Ponieważ było tam sporo informacji, nie mam czasu odnieść się do wszystkiego, co tam jest napisane, ale chciałbym jednak napisać polemikę z poglądami Hawkinga i z treścią rozdziałów.

Na początek zacznijmy od tego, że gdy Hawking wyśmiewa Wikingów, którzy wierzyli, że bogowie powodują błyskawice, burze czy zaćmienia, nie odnosi się na pewno do chrześcijańskiej koncepcji Boga. Chrześcijanie nie przeczą temu, że światem rządzą prawa i zjawiska naturalne, takie jak na przykład elektromagnetyzm - swoją drogą opisany przez Maxwella, który daleki był od wojującego ateizmu prezentowanego przez Hawkinga. Klasyczny teizm głosi jednak pogląd, że cały Wszechświat jest utrzymywany w istnieniu i w ruchu przez Boga. Te dwie rzeczy nie wykluczają się nawzajem, tylko opisują inny poziom przyczynowości: Bóg jest pierwszą przyczyną, a zjawiska takie jak elektryczność statyczna są jedynie drugorzędną przyczyną lub bezpośrednią przyczyną sprawczą. Funkcjonują one więc na różnych płaszczyznach: może to kot strącił wazon z kwiatami, ale to Bóg w chwili obecnej utrzymuje kota, wazon i kwiaty w istnieniu, i nie przeczy to w żaden sposób zasadom dynamiki Newtona.

Hawking twierdzi, że światem rządzą pewne prawa, które muszą być przestrzegane. Twierdzi też, że twierdzenie, że Bóg powoduje te prawa jest jedynie definicją, a nie dowodem. Hawking jednak jest w błędzie. Po pierwsze - i to jest temat, który poruszyłem w swojej poprzedniej notce, dotyczącej problemu indukcji - Hawking nie rozróżnia pomiędzy koniecznością FIZYCZNĄ a METAFIZYCZNĄ. Prawa fizyki opisują jedynie przygodne zjawiska zachodzące we Wszechświecie, ale nie są one metafizyczną koniecznością. Prawo powszechnego ciążenia wskazuje, że istnieje siła przyciągania pomiędzy masami, ale istnienie grawitacji nie jest konieczne z punktu widzenia czysto metafizycznego, tak samo jak metafizyczną koniecznością nie jest też, aby stała G wynosiła 6,67 x 10^- 11 N m^2/kg^2.

Teza Hawkinga, że powodowanie praw fizyki może być co najwyżej definicją Boga, a nie dowodem na istnienie Boga, również jest błędna. Tomistyczą definicją Boga jest byt, którego istota jest równoważna z jego istnieniem. Jak napisałem w swojej notce ''Różnice pomiędzy klasycznym teizmem a teistycznym personalizmem'', są niestety religie oraz filozofowie, którzy głoszą koncepcję Boga sprzeczną z koncepcją Świętego Tomasza z Awkinu, opartą na bożej prostocie, ale takie próby rozumienia Boga są błędne. Utrzymywanie Wszechświata, w którym zachodzą prawa fizyki, w istnieniu, nie jest natomiast właściwością istoty boskiej samej w sobie. Jest tak, ponieważ tylko istota boża sama w sobie jest konieczna, ale stworzenie świata przez Boga nie jest rzeczywistą właściwością natury bożej samej w sobie, a jedynie właściwością cambridgeowską opisującą stosunek Boga do świata, który stworzył. Stworzenie to jednak nie było konieczne, i nie wpływa na samą naturę Boga. Gdyby ładunek elektryczny elektronu był o 10 procent większy, nie wpłynęłoby to na istotę bożą samą w sobie.

Twierdzenie, że prawa fizyki są prawami, i dlatego nie da się ich złamać, jest natomiast przypadkiem błędnego koła w rozumowaniu: dlaczego są prawami, dlaczego istnieją takie prawa, i skąd wiadomo, że nie da się ich złamać? Przecież - jak wcześniej wspomniałem - prawa fizyki wcale nie są metafizyczną koniecznością. Ja myślę, że jest inaczej: istnieją cuda, które wykraczają poza prawa fizyki, na przykład cudowna tilma Matki Boskiej z Guadalupe, cud Eucharystyczny w Lanciano, cud Słońca w Fatimie, i wiele innych. Kościół Katolicki ma długą historię solidnie udowodnionych i udokumentowanych cudów pierwszej klasy. Dla tych, którzy chcą wiedzieć, więcej, polecam ten film o cudach i o stworzeniu świata. 

https://www.youtube.com/watch?v=xSif-6xkQ_A&list=PLD841087C099E5B90&t=9s&ab_channel=vaticancatholic.com

Dodam jeszcze to: Hawking twierdzi, że cuda są niemożliwe, bo istnieją prawa fizyki, i z tego wnioskuje, że nie ma Boga, ale to właśnie jest kolejny przykład błędnego koła w rozumowaniu: jeżeli jest Bóg, to nie jest on skrępowany przez prawa fizyki, i może czynić cuda, ponieważ jest Wszechmogący, i może uczynić wszystko, co logicznie i metafizycznie możliwe.

Błędem jest też twierdzenie, że istnienie praw fizyki nie wskazuje na Boga. Jest dokładnie na odwrót: świadczą one, że światem rządzi racjonalny Stwórca, który zapisał sposób działania Wszechświata według prostych matematycznych reguł. Prawa wskazują na prawodawce. Ale nawet jakby Wszechświat nie zachowywał się w sposób aż tak przewidywalny i racjonalny, sam fakt jego istnienia wskazywałby na Boga, którego istotą jest istnienie, i który utrzymuje świat w istnieniu.

Hawking również insynuuje, że Boga nie ma, ponieważ ujemna energia próżni przestrzeni jest równoważna z dodatnią energią zawartą w masie (zgodnie z równaniem E = mc^2, które Hawking przypisuje Einsteinowi, ale które Einstein w rzeczywistości splagiował od de Pretto). Porównuje to do przykładu faceta z łopatą, który kopie dziure, tworząc wzgórze - dziura odpowiada ujemnej energii próżni, a wzgórze materii we Wszechświecie. Uważny obserwator może jednak dopatrzyć się pewnej nieścisłości w analogii, której użył Hawking: w jego przykładzie wciąż potrzebny jest facet, który kopie dziurę. Sam fakt, że istnieje zarówno dodatnia energia materii, jak i ujemna energia próżni, nie tłumaczy, w jaki sposób doszło do tego podziału. Nie może być tak, że nic spowodowało, że tak się stało, ponieważ nicość jest niebytem, czyli brakiem bytu, a zatem nie jest w stanie nic zrobić. W rzeczywistości zarówno dodatnia energia materii, jak i ujemna energia przestrzeni, opisuje coś, co jest złożone z istoty i istnienia, i nie istnieje koniecznie, tylko przygodnie, a więc musi być utrzymywane w istnieniu przez Boga, którego istota jest równoważna z jego istnieniem. Twierdzenie, że materia i energia we Wszechświecie dodają się do zera, wciąż nie odpowiada na słynne pytanie Leibniza: ''Dlaczego istnieje coś, zamiast niczego?'', na które jedyną rozsądną odpowiedzią jest, że musi istnieć byt konieczny, Bóg, czyli taki, w którym nie ma różnicy pomiędzy istotą a istnieniem.

Hawking potem bierze sie za próbę odpowiedzenia na pytanie w jaki sposób Wszechświat powstał z niczego bez Boga. Przyznaje, że na przykład filiżanka kawy nie może powstać z niczego. Rzeczywiście. Filiżanka kawy nie istnieje koniecznie, ponieważ jest złożona z istoty i istnienia - jej istnienia zależy od tego, że Bóg ją utrzymuje w istnieniu. Następnie Hawking przenosi nas w świat mechaniki kwantowej i cząsek subatomowych, gdzie króluje zasada nieoznaczoności Heisenberga, i twierdzi, że tam cząstki elementarne mogą powstać z niczego. Ciekawe spostrzeżenie, ale jak zwykle u Hawkinga występuje ten sam problem: potrafi on myśleć fizycznie, ale nie metafizycznie. Z punktu widzenia metafizyki, cząstka subatomowa jest bytem złożonym z istoty oraz istnienia tak samo jak filiżanka kawy, a więc jest tak samo przygodna. Tak samo jak nie ma metafizycznej konieczności pojawienia się nagle w moim pokoju z niczego odkurzacza, batona czekolady czy niedźwiedzia, tak samo również nie ma metafizycznej konieczności pojawiania się z niczego cząstek elementarnych. Pojawianie się z niczego cząstek elementarnych nie jest prawem metafizyki, opisującym konieczny sposób, w jaki muszą istnieć i funkcjonować byty same w sobie, a jedynie prawem fizyki, przygodną zasadą, poprzez którą akurat funkcjonuje nasz Wszechświat. Aby tę tezę udowodnić, wystarczy spojrzeć na samo równanie mechaniki kwantowej, na które Hawking się powołuje, by bronić swojej koncepcji powstania Wszechświata z niczego, czyli na równanie Heisenberga:

image

Proszę zwrócić uwagę, że w tym równaniu pojawia się stała Plancka: 6,626 x 10 ^ -34 Js. Otóż sama wartość tej stałej (pomijając nawet konkretne prawa fizyki oparte na niej) nie jest liczbą konieczną, ale przygodną. Wynika więc z tego, że prawo, na które Hawking się powołuje, również nie należy do kategorii metafizycznych konieczności. Jest jedynie sposobem, w jaki Bóg za pomocą matematyki opisał Wszechświat.

Hawking sprzeciwia się koncepcji, że Bóg mógł stworzyć Wszechświat, twierdząc, że przed Wielkim Wybuchem - który on uważa za początek Wszechświata - nie istniał czas, a zatem nie istniał czas, w którym Bóg mógłby stworzyć Wszechśwat, bo stworzenie przez Boga Wszechświata musiałoby poprzedzać czasowo Wszechświat, a zatem Wszechświat nie potrzebuje przyczyny. Jest to naprawdę śmieszna obiekcja, wskazująca, że Hawking w ogóle nie rozumie tego, co klasyczni teiści nauczają na temat natury Boga. Bóg nie istnieje w czasie, ale istnieje poza czasem, ponieważ jest niezmienny (actus purus). Bóg stworzył Wszechświat łącznie z czasem. Co więcej, akt utzymywania przez Boga świata w istnieniu dokonuje się obecnie. To nie jest tak, że Bóg stworzył Wszechświat, a potem ''przeszedł na emeryturę''.

W następnym rozdziale Hawking opisuje historyczny spór o to, czy Wszechświat miał początek. Przy okazji pokazuje swoją ignorancję w dziedzinie filozofii: twierdzi, że pogląd, że Wszechświat miał początek w czasie był wykorzystywany, by bronić idei Boga jako pierwszej przyczyny lub pierwszego ruszyciela. Kłopot w tym, że koncepcję pierwszego ruszyciela (na której Święty Tomasz z Akwinu oparł swój pierwszy z pięciu dowodów na istnienie Boga, szerzej wyjaśniony tutaj https://www.youtube.com/watch?v=bevBRz5Dpn8&ab_channel=Mathoma ) opracował Arystotyles, który - jak nawet sam Hawking przyznał kilka linijek wcześniej - wierzył, że Wszechświat istniał był od zawsze. Owszem, byli też filozofowie, którzy posługiwali się argumentem kalam, opartym na założeniu, że Wszechświat musał powstać skończoną ilość czasu w przeszłości: Al-Ghazali, Święty Bonawentura, William Lane Craig, itd. Jednak argumenty Arystotylesa i Świętego Tomasza z Akwinu dotyczące pierwszego ruszyciela czy też pierwszej przyczyny w żaden sposób nie opierają się na założeniu, że Wszechświat miał początek w czasie. W załączonym powyżej filmie YouTube, objaśniającym argument Arystotylesa i Świętego Tomasza dotyczący pierwszego ruszyciela, Mathoma nawet wyjaśnia, że założenie, że Wszechświat miał początek w czasie, nie jest nawet jedną z premiz w argumencie (patrz 37:28 - 38:38). Co więcej, sam Arystotyles argumentował nawet, że nie jest możliwe, aby Wszechświat miał początek w czasie. Święty Tomasz natomiast jako katolik sam nie wierzył w wieczność Wszechświata, niemniej jednak napisał książkę argumentującą, że byłoby metafizycznie możliwe, aby Wszechświat istniał był od nieskończonej ilości czasu, ale Bóg dalej byłby przyczyną utrzymującą go w istnieniu. Ja uważam, że Wszechświat istniejący od zawsze nie jest metafizyczną możliwością, co wykazuje paradoks hotelu Hilberta. Niemniej jednak nie będe się w to wgłębiać, ponieważ primo, autor książki, Stephen Hawking, i tak wierzy w to, że Wszechświat miał początek w czasie, a secondo, nie jest konieczne udowodnić, że Wszechświat miał początek w czasie, aby wykazać, że jako byt złożony z istoty i istnienia, musi być utrzymywany w istnieniu przez Boga, w którym nie ma różnicy pomiędzy istotą a istnieniem.

Hawking pyta się też, co robił Bóg przed stworzeniem świata, i czy przygotowywał piekło dla tych, co takie pytania zadają. W rzeczywistości jednak Bóg jest poza czasem. A ''przed'' początkiem czasu nie było czasu, bo nic nie było.

Hawking powołuje się na badania Hubble'a nad mgławicami, twierdząc, że znajdują się one tak daleko, że światło z nich musiało docierać do Ziemii miliardy lat, co według niego przeczy młodemu wiekowi Wszechświata. Hawking jednak nie wchodzi w interakcję z żadnymi próbami rozwiązania tego problemu przez kreacjonistów młodej Ziemii takich jak Dr Russell Humphreys, Dr John Gideon Hartnett, Dr Jason Lisle, Barry Setterfield, teolog Dr Robert Sungenis i inni. Nie mówię, że koniecznie zgadzam się z ich wszystkimi teoriami czy próbami, jako kreacjonista osobiście nie jestem pewien, która próba rozwiązania tego problemu jest właściwa (kiedyś najbardziej prawdpodobnym modelem wydawał mi sie model oparty na nieizotropowej konwencji synchronizacji, stworzony przez astrofizyka Dra Jasona Lisle'a, potem zacząłem bardziej skłaniać się ku teoriom Sungenisa, przewidującym, że prędkość światła w kosmosie jest większa niż na Ziemii, a teraz nie jestem do końca pewien), jednak nawet cokolwiek by sądzić o kreacjoniźmie, fakt, że Hawking posługuje się tym argumentem bez nawet najmniejszej próby wchodzenia w interakcję w żadną z prób odpowiedzi na ten problem przez kreacjonistów kiepsko o nim świadczy. Tak na ironię, teoria Wielkiego Wybuchu, której broni Hawking, również ma podobny problem, zwany problemem horyzontu. https://creation.com/light-travel-time-a-problem-for-the-big-bang I ciekawostką jest też, że niektórzy świeccy kosmologowie, tacy jak Mageuijo, proponowali teorię, że prędkość światła nie jest stała, jako próbę odpowiedzi na problem horyzontu, podobnie jak kreacjoniści, tacy jak Setterfield, tworzyli koncepcję zakładające, że prędkość swiatła była większa w przeszłości (choć większkość kreacjonistów z przyczyn naukowych porzuciła już teorię Setterfielda, jednym z niewielu wyjątków zdaje się być inżynier Malcolm Bowden).

Następnie Hawking opisuje zjawisko zwane przesunięciem ku czerwieni, poprzez które paski brakujących częstotliwości fal elektromagnetycznych docierających do nas z odległych galaktyk są przesunięte w czerwoną stronę spektrum. To zjawisko jest podstawą na której opiera się dominujący model Wielkiego Wybuchu, zakładający, że Wszechświat się rozszerza. Jest jednak pewna sprawa, którą Hawking pomija w tej książce, którą co ciekawe opisał nieco uczciwiej w swoich innych książkach: fakt, że prawie wszystkie galaktyki mają widma przesunięte ku czerwieni najprościej wytłumaczyć, jeżeli założymy, że nasza Ziemia znajduje się albo w centrum Wszechświata, jak zakładają absolutni geocentryści, tacy jak Dr Robert Sungenis, Malcolm Bowden oraz Dr Robert Bennett, albo przynajmniej, jezeli założymy, że nasza galaktyka jest gdzieś przynajmniej blisko centrum Wszechświata, jak zakładają kosmologię kwazi-galaktocentryczne kreacjonistów takich jak Dr John Hartnett oraz Dr Russell Humphreys. Aby uniknąć tego, co Hubble nazwał ''horrorem unikalnej pozycji'', kosmologowie przyjęli założenie, że nasz Wszechświat nie posiada standardowej geometrii, opartej na aksjomatach Euklidesa, ale zastosowali geometrię alternatywną, zwaną Riemannowską.

Hawking następnie omawia odkrycia mikrofalowego promieniowania tła, i przedstawia je jako dowód na swoją wersję ewolucji Wszechświata od Wielkiego Wybuchu. Dziwnym trafem pomija jednak fakt, że gdy wystrzelony został satelita COBE (Cosmic Background Explorer), i zbadał fluktuacje temperatury mikrofalowego promieniowania tła, okazało się, że kompletnie nie zgadzają się one z teorią Wielkiego Wybuchu, i kompletnie obalają ewoucjonistyczny ateistyczny pogląd Hawkinga oparty na fałszywym założeniu, że miejsce Ziemii we Wszechświecie jest przypadkowe. Otóż okazało się, że dystrybycja fluktuacji temperatury promieniowania mikrofalowego docierającego do Ziemii z kosmosu wcale nie jest jednorodna, ale podąża za określonym wzorem, który nie może być dziełem przypadku. Okazało się, że zmiany w temperaturze promieniowania docierającego do nas z kosmosu pokrywają się idealnie z ekliptyką, czyli trasą Słońca na niebie! Wynik ten kompletnie dyskredytuje teorię Wielkiego Wybuchu, która przewiduje, że promieniowanie mikrofalowe powstało 379 000 lat po Wielkim Wybuchu, czyli ponad pięć miliardów lat przed tym, jak powstał nasz Układ Słoneczny. Okazało się jednak, że promieniowanie docierające do nas z całego olbrzymiego Wszechświata jest idealnie skoordynowane z naszym malutkim Układem Słonecznym. Naukowcy byli zbulwersowani wynikami, i pomimo licznych prób, nie potrafili tych wyników w żaden sposób obalić ani zdyskredytować. Nazwali ten wzór ''osią zła'', co była aluzją do określenia użytego przez prezydenta USA George'a Busha wobec Iranu, Iraku i Korei Północnej. Wysłali kolejne satelity, WMAP i Planck, desperacko usiłując podważyć wyniki badań COBE, jednak pomimo nieustannych prób dopasowywania danych do teorii, jak próba wepchnięcia słonia do włazu dla psów, wszystkie badania wciąż zawsze dawały ten sam rezultat: promieniowanie z całego Wszechświata jest bardzo precyzyjnie skoordynowane z naszym Układem Słonecznym. Ponieważ wynik badań nie zgadza się z teorią Wielkiego Wybuchu, ani z dogmatycznym ateistycznym scjentyzmem, został zamieciony pod dywan. Żywym przykładem tego jest właśnie Hawking, który w książce pisze o badaniach satelitów COBE i WMAP, ale ten ''niewygodny'' wątek badań w książce po prostu olewa.

Hawking dalej wplątuje się w spekulatywne niepotwierdzone hipotezy, takie jak M teoria, która zakłada, że przestrzeń ma aż 10 wymiarów, czy wieloświatowa interpretacja mechaniki kwantowej. Myślę, że istnieje dużo więcej dowodów na istnienie Boga oraz Zmartwychwstanie Chrystusa, niż na M teorię. Ale potem Hawking ujawnia ciekawą rzecz: fakt, że są tylko 3 obserwowalne wymiary przestrzeni, pozwala, by istniało życie. Przy dwóch wymarach, przewód pokarmowy by podzielił organizmy na pół. Przy czterech lub więcej, grawitacja nie podążałaby za prawem odwrotności kwadratu, ale wyższych potęg, i orbity planet wokół gwiazd byłyby niestabilne. Niestety, Hawking nie chce uznać dzieła i projektu Stwórcy w tym. A szkoda, bo nigdzie nie udziela odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób powstała przestrzeń. Fakt, że przestrzeń składa się z przygodnej istoty wymiarów, wskazuje, że nie jest bytem koniecznym, ale przygodnym. Warto wspomnieć, że nawet gdyby teoria Hawkinga o samoistnym powstaniu Wszechświata z fluktuacji kwantowych była prawdziwa, aby fluktuację te mogły istnieć, musi najpierw istnieć przestrzeń. Hawking jednak nie odpowiada na pytanie, skąd ta przestrzeń się wzięła, bo odrzuca właściwą odpowiedź, czyli, że została stworzona przez Boga.

Polak, katolik (nie mylić z sektą Drugiego Soboru Watykańskiego)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie