Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski
284
BLOG

Wolność słowa - błogosławieństwo czy zagrożenie demokracji?

Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Wolnością słowa zachodni świat cieszy się już od dawna. Gdy w ciągu ostatnich dwóch dekad doszły do tego bezgraniczne komunikacyjne możliwości, całe społeczności uznały, że wreszcie złapaliśmy Pana Boga za nogi. Że wreszcie jesteśmy całkowicie wolni.

Ale...  Każdy kij ma dwa końce! Przynosząca nam tyle dobrego gęsta sieć elektronicznych połączeń z roku na rok coraz bardziej odsłania nam swe słabe strony. Te słabe strony wirtualnej rzeczywistości nie dotyczą tylko zwykłego Kowalskiego, który jako posiadacz internetowego konta bankowego zdaje sobie sprawę, że sprytny haker, będący zawsze o krok przed najprzemyślniejszymi zabezpieczeniami i procedurami, w jednej chwili może go pozbawić zgromadzonych tam środków. Dotyczą one całych społeczności i państw, całego demokratycznego ładu. Konsekwentne wykorzystanie wszystkich słabości wirtualnej rzeczywistości może istniejący demokratyczny świat mocno zaburzyć.

Dziś w tej naszej globalnej /nie tylko elektronicznie/ wiosce, granice się zatarły. Każdy kraj może sterować dowolnym krajem na świecie. Choć takie próby wpływu jednego /zazwyczaj silniejszego/ systemu, na losy drugiego czy drugich, były od zawsze, to zdolność kreowania świadomości całych społeczeństw jest dla nas novum. Novum zainicjonowanym przez pretorian Putina. Niektórzy nazywają to zjawisko wojną hybrydową. Jednak jest to po prostu kolejny szczebel w działalności szpiegowskiej, której jednym z celów jest dezinformacja. A jeżeli w świecie, w którym żyjemy można wpływać na myślenie poszczególnego obywatela, to jest to dezinformacja totalna. Jej skutkiem - w dużej mierze - są np.wyniki amerykańskich /wolnych/ wyborów prezydenckich, postawa Anglików w głosowaniu nad wyjściem z UE, czy rosnący eurosceptycyzm.

Nic dziwnego, że Rosjanie wpadli na to, jak łatwo można sterować myśleniem całych społeczeństw. To oni bowiem jako pierwsi wprowadzili na poważną skalę agenturę wpływu, której cele od początku jej istnienia były podobne do celów hakerów mieszających w głowach zwykłym Amerykanom. Wpływ Rosjan na świadomość Amerykanów nie dotyczył i nie dotyczy tylko wyborów. Rosjanie od dawna ingerują w różne istotne obszary myślenia obywateli, nie tylko tego zresztą kraju. A Amerykanie? Oni robią to samo. Różnica jest tylko taka, że są dramatycznie spóźnieni i działają w nierównej Rosjanom skali.

A jaka jest nasza sytuacja? Normalna! To znaczy cały czas jesteśmy metodycznie rozpracowywani na wielu obszarach, w tym oczywiście i na polu świadomości obywatelskiej, mądrości politycznej, pojmowania naszej racji stanu. Skutki tego są widoczne na codzień. W naszych publicznych postawach i  naszych publicznych wyborach. Dodajmy tu jeszcze, że Polska jest  także non stop „wyróżniana” przez Rosję na tle innych postkomunistycznych krajów. Jako kraj o znaczeniu lokalnym, ale o położeniu strategicznym, nasi „opiekunowie” nie wahają się używać i innych, mniej nowoczesnych narzędzi, by rosyjskie powiedzenie „kurica nie ptica, polsza nie zagranica” nie traciło nic a nic na aktualności.

         Co prawda po wydarzeniach minionego roku tak Amerykanie, jak i zachodnie społeczeństwa i rządy powinny wreszcie zrozumieć, że my - Polacy - nie wysysamy rusofobii z mlekiem matek. Tylko że - od wieków odczuwając na własnej skórze poczynania naszego wschodniego sąsiada - mamy rzeczywiste prawo się go obawiać.  I może cały zachodni demokratyczny świat w końcu pojmie, że dziś już każdy z nich bezpośrednio graniczy z Rosją. 

         A jak możemy zmniejszyć wrogi wpływ państw na świadomość i postawy społeczne nie tylko u nas, ale i generalnie na świecie?

Jest jeden sposób. Bardzo niepopularny. Tym sposobem jest ścisła kontrola swobodnych, anonimowych obywatelskich wypowiedzi w internecie. Całkowite wyeliminowanie prawa do tego nie wchodzi oczywiście w rachubę, ale należałoby jak najszybciej zlikwidować jej anonimowość i wprowadzić ostre sankcje za próby jej obejścia. Nie może być tak, by głoszący publicznie nieuzasadnione, negatywne, oszczercze wobec osób i instytucji opinie pozostawali bezkarni. Musimy wprowadzić pod groźbą ostrej sankcji odpowiedzialność za słowo. I takie działanie nie ma nic wspólnego z ograniczeniem wolności. To jest tylko ograniczenie warcholstwa, samowoli i możliwości sterowania opinią publiczną od zewnątrz oraz konfliktowania jej w szczególności.

Przy okazji zniknie tak niszczący społeczeństwo hejt, który przecież w jakiejś części jest efektem pracy szpiegowskich troli. Bo w żadnej mierze nie możemy przyjąć, że nienawiść jest znakiem naszych czasów. To nieograniczone niczym możliwości komunikacyjne, anonimowość i bezkarność uwalniają najgorsze nasze instynkty. Instynkty, które - w imię lepszego świata - człowiek zawsze zwalczał.

Wolności wypowiedzi w przestrzeni publicznej nie wolno nikomu zabrać. Natomiast bezwzględnie należy odebrać możliwość czynienia zła i mieszania ludziom w głowach.

Jeżeli tego nie zrobimy, jeżeli wygra masowy sprzeciw przeciwko ograniczeniu tego prawa naszej wolności, to już niedługo możemy obudzić się w świecie zupełnie nierzeczywistym. Nierzeczywistym, bo rzeczywistość na naszej planecie będzie kreowana przez wielkich, średnich i całkiem małych macherów. A wśród nich wiodącą rolę na pewno odgrywać będą centrale wywiadowcze.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura