11 listopada. Rada Regencyjna przekazuje Józefowi Piłsudskiemu władzę nad wojskiem. Nocą został rozbrojony niemiecki garnizon w Warszawie.
Ten zlepek słów "Piłsudski" i "Niemcy", dość popularny ostatnimi czasy na Salonie, wrócił do mnie w ostatnią niedzielę, gdy wolny dzień stał się okazją do przejrzenia notek z kilku ostatnich dni. Wśród notek był enty... przy n dążącym niebezpiecznie do nieskończoności... salonowy pean na cześć teorii o ewentualnej koalicji Polski z Hitlerem. Z nieodłącznym przy takich okazjach nazwiskiem Piłsudskiego w tle.
Pewnie nie byłoby tej notki - bo zwyczajowo ignoruję takie tematy - gdyby nie niedawna uroczystość Wszystkich Świętych. I wspomnienie Starszego Pana, który na temat "Piłsudski" i "Niemcy" zawsze chętny był się wypowiedzieć.
Może dlatego, że spotykaliśmy się w szczególnym miejscu i szczególnym dniu. Na cmentarzu, pierwszego listopada. Stawialiśmy znicze w tym samym miejscu, lecz ich płomienie wyrażały co innego. Mój był wyrazem pamięci o ofiarach hitlerowskiego terroru. Starszy Pan stawiał świeczkę kolegom.
Potem krótka, cicha modlitwa i parę słów żalu, że się nie udało. Parę cierpkich słów o krótkowzroczności polskich polityków. I o Francuzach i Anglikach, których - nie wiem, słusznie czy nie - Starszy Pan winił za to, że Piłsudski ostatecznie nie zdołał urzeczywistnić swojej wizji polityki wobec Niemiec. I szybkie pożegnanie, bo przed nim i przede mną wiele grobów było jeszcze do odwiedzenia.
Wypadałoby w tym miejscu dodać parę słów wyjaśnienia. Starszy Pan - niech Pan Sowiniec mu wybaczy - piłsudczykiem nie był. Cenił Marszałka jako dowódcę, szanował za dokonania 1918 roku, nawet Przewrót Majowy doczekał się w jego oczach uzasadnienia. Ale nie popierał polityki ostatniej dekady Piłsudskiego i uważał ją za szkodliwą. Z jednym wyjątkiem - polityka Piłsudskiego wobec Niemiec zawsze była dla Starszego Pana przykładem dalekowzroczności i odpowiedzialności.
Zapewne dlatego kiedy czytam na Salonie fantasmagorie osób opętanych wizją sojuszu Piłsudskiego z Hitlerem... Te wszystkie opowieści o Piłsudskim wielbiącym Hitlera... Nie jestem w stanie tego robić bez ironicznego uśmiechu.
Bo choć drugi znicz od dawna już na tamtym miejscu się nie pali, wciąż mam przed oczami szczupłą postać Starszego Pana. Świadka tamtych dni. I jego szczery żal, że Piłsudski jednak nie doprowadził do końca swojej polityki. Nie doprowadził do wojny prewencyjnej z Niemcami.
W pierwszej połowie lat trzydziestych, w obliczu odradzającego się niemieckiego militaryzmu, Józef Piłsudski podjął decyzję o konieczności rozpoczęcia wojny prewencyjnej z Niemcami. Dopóki jeszcze Polska miała przewagę. Miał przy tym pełne poparcie kręgów wojskowych. I gwarancje Związku Radzieckiego, że nasza wschodnia granica, jakby co, nie zostanie naruszona.
Widać nie bardzo wierzono w te gwarancje, skoro ostateczną decyzję uzależniono - zdaniem Starszego Pana - od opinii sojuszników. Wojna nie doszła do skutku, choć przygotowania do niej były mocno zaawansowane. Nie udało się nam przeprowadzić wojny prewencyjnej, a tym samym zabezpieczyć naszej zachodniej granicy. Jeszcze w tym samym dziesięcioleciu zostaliśmy zaatakowani.
Salonowi zwolennicy sojuszu Polski z Hitlerem uważają się za realistów, swych przeciwników ideowych nazywając romantykami. I choć zgadzam się z nimi, że w sojuszu z nazizmem nie ma krzty romantyzmu, realizmu w nim również nie widzę.
Realizm nie polega na tym, że gdy zaraza dopełza do bram, zaczynamy wybierać między dżumą a cholerą. Realizm polega na tym, aby kilka lat wcześniej zdusić epidemię, dopóki jeszcze mamy taką możliwość.
A że Hitler chciałby sojuszu z Piłsudskim, to... Nie neguję tego.
Ale do tanga trzeba dwojga.
I zasadniczo tyle mam do powiedzenia w dzisiejszy ciepły, rocznicowy wieczór. Dziewięćdziesiąt sześć lat temu Józef Piłsudski, uzyskawszy od Rady Regencyjnej władzę nad wojskiem, rozpoczął krótkie acz skuteczne pertraktacje na temat opuszczenia naszego Kraju przez wojska niemieckie. A wieczorem zaczęto rozbrajać Niemców w Warszawie.
Inne tematy w dziale Kultura