
Czytelnicy tego bloga wiedzą, że się nie ekscytuję rozmaitymi odkryciami krążącymi po necie na temat NWO, Illuminatów i tym podobnych historii. Uważam także, że to nie Żydzi są złem całego świata, jak sądzą rozmaici kretyni – tu mój pogląd jest zbieżny z tym co napisał Marek Hłasko w „Nawróconym w Jaffie”. Jak kto ciekaw niech sobie sprawdzi.
Najlepsze pomysły przychodzą pod prysznicem. Być może to szum wody połączony z uspokajającym ciepłem, cholera wie. A może co innego. Dość, że rozmaite pomysły literackie i biznesowe finalizują mi się w głowie gdy stoję w strugach wody.
Dzisiaj też tak było. Eureka!
Niejasne było dla mnie z całą tą ACTĄ, dlaczego wyskoczyło to jak diabeł z pudełka właśnie teraz. Przecież wygląda na to, że grupa rzadząca w ogóle nie przywiązywała wagi do tej sprawy, była robiona na marginesie wszystkiego, a w ogóle to ustalenia robił minister rolnictwa.
Zaraz, zaraz… Minister rolnictwa? Co on ma wspólnego z prawami autorskimi i szerzej – patentowymi?
A GMO?
I tu właśnie moja podprysznicowa teoria spasowała się jak w puzzle z innymi klockami.
Patenty GMO są własnością firm amerykańskich. Jeżeli nasiona roślin GMO znajdą się w obrocie w jakimś państwie, to wypierają istniejące do tej pory nasiona ze względu na politykę marketingową. Rolnicy nie mogą z plonu odłożyć sobie na zasiew, bo nasiona są płonne – można je tylko przetworzyć, ale nie zasiać, żeby wzrosły. Następuje uzależnienie całej branży od sprzedaży nasion zdolnych do wzrostu. I w ten sposób kilka firm jest w stanie przejąć i uzależnić od siebie kraje , które zezwoliły na GMO.
Polska o ile się orientuje podpisała zgodę na rozpowszechnianie GMO bez ograniczeń.
W tym kontekście cała historia z „wolnością internetu” to fistaszki. Deza mająca na celu odwrócenie uwagi od szykującego nam się niewolnictwa.
I cała sprawa z Anonumousami i „atakami hakerskimi” ustawia się we właściwym świetle.
Chyba że ktoś ma inny pomysł?
Inne tematy w dziale Polityka