Maciej Świrski Maciej Świrski
602
BLOG

Polowanie

Maciej Świrski Maciej Świrski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Las był zasypany śniegiem, gałęzie sosen uginały się pod obciążeniem, niepokalana biel, a nad nią brązowo-zielone pnie drzew. Ani tropu, zwierzęta jeszcze nie wyszły, każde ukryte, czekając na tego pierwszego śmiałka, który swoim śladem zapisze ponowę, odnajdując instynktem i węchem ślad ścieżek codziennego obchodu. Cisza leśna i mroźna, jak gdyby przyroda zamarła w oczekiwaniu na naruszenie przez kogoś tego stanu zawieszenia w jakim trwała od chwili, gdy śnieg zasypał ten kawałek świata pomiędzy Sejnami a Augustowem.

 
W zupełnej ciszy, ciszy w której słychać było kaskady śniegu osypujące się pod własnym ciężarem, co jakiś czas dalekie i bliskie odgłosy, a wszystko jakby wytłumione watą, w ciszy świtu styczniowego - na leśnej ambonie myśliwy czekał na zwierzę, które przyjdzie odgrzebać przyniesiony tu wcześniej owies i siano, teraz przysypane, czekające na zgłodniałych. Myśliwy przyszedł wieczorem, przeczekał na ambonie do rana, zawinięty w koce, nie paląc, jedynie dla rozgrzewki pijąc żołądkówkę z termosu, żołądkówkę zmieszaną z herbatą. Ambona była dosyć obszerna, tak, że mógł się nawet zdrzemnąć, wyciągnięty na słomie. Żadne to było spanie, bo mróz doskwierał, ale czekał cierpliwie. Sztucer miał w futerale, przed świtem ostrożnie go wyciągnął, zdjął osłony z lunety i oparł delikatnie o deski ściany, tak, aby, gdy przyjdzie moment szybko go wziąć, przyłożyć i zabić. Wyglądał przez strzelnicę, poziomą szparę w odeskowaniu ambony i czekał. Z wysokości widział polanę. Wiedział z doświadczenia, że to musi potrwać, zanim jakiekolwiek zwierzę pojawi się w tym miejscu. Najpewniej najpierw jakiś szarak-zwiadowca przekica swoim wahliwym biegiem, klucząc między drzewami na samym skraju lasu, tam, gdzie poszycie jeszcze było na tyle duże, żeby był zasłonięty. Dopiero potem pojawią się ci na których czekał myśliwy. Zapadając się do kolan w świeżym śniegu przyjdą zwierzęta, które z uwagą będą nieść swoje korony rogów nad śniegiem, tak, żeby nie zawadzić o gałęzie, a ich płowo-zielono-brązowe ciała nie będą się prawie wcale odróżniać od pni drzew, pomiędzy którymi będą szły. Delikatne aksamitne chrapy będą widoczne w szkłach lunety, będzie widział jak będą pochylone nad śniegiem wąchać przebijające się zapachy owsa i siana. I on wtedy patrząc na nie w celowniku, mierząc w to zwierzę będzie odczuwał równocześnie podniecenie i żal, gdy będzie naciskać spust, patrząc jak podcięte uderzeniem pocisku pada na ten niepokalany śnieg.
Myśliwy usłyszał raczej niż zobaczył ruch pod lasem po drugiej stronie polany. Przyłożył broń, w lunecie zobaczył ten kształt. Byk stał, wietrząc i nasłuchując. Trwało to długo, myśliwy odczuwał naprężenie mięśni, bo w momencie gdy złożył się do strzału nie miał wygodnej pozycji, a teraz bał się poruszyć, żeby jakieś  trzaśnięcie podłogi ambony nie spłoszyło zwierzęcia, wystarczyłby jeden trzask niewczesny, zanim on strzeli. 
Patrzył z góry, z odległości stu metrów na swoją ofiarę, i w tym skrócie i obrazie lunety zobaczył jakiś ruch z tyłu za zwierzęciem. Przesunął o kilka stopni lufę, żeby przyjrzeć się co to jest. Pomiędzy pniami w amfiladzie i śniegiem, w tym półmroku świtu zobaczył człowieka, który wyglądał jak ze wspomnienia młodości. Był ubrany w ciemnobrązowy kożuch, przepasany skórzanym pasem. Myśliwy z ukosa widział jego głowę w futrzanej czapce z nausznikami i broń. Ale nie była to ani dubeltówka, ani sztucer. To była pepesza, taka sama, jaką on używał wtedy.
Myśliwy przyglądał się przez swoją lunetę tej postaci, która jakby wychynęła z przeszłości, a z nią razem przypomniał sobie ten strach i tę desperację, i tę nienawiść. I wiedział, że teraz już nie jest ważny ten jeleń, który właśnie ruszył przez polanę w stronę ambony, tam gdzie rozrzucona leżała pod śniegiem karma, wiedział, że teraz jest ważny ten człowiek, którego widział w lunecie. A ten, trzymając pepeszę przewieszoną na pasku przez szyję, opierając ręce na oksydowanej i równocześnie wybłyszczonej od odotknięć lufie, i na drewnianej brązowo-żółtej kolbie patrzył na zwierzę, w ślad za nim na ambonę, w której siedział myśliwy. Wydawał się zupełnie nieświadomy tego, że jest obserwowany, i to obserwowany przez celownik optyczny sztucera, który w gruncie rzeczy jest karabinem snajperskim. Stał jak to wspomnienie z przeszłości i myśliwy wiedział, że musi go zabić, tak samo jak musiał zabić tego jelenia, który tak nagle przestał być ważny, a ważny stał się ten człowiek, którego sama obecność była obelgą i wyzwaniem, i myśliwy wiedział, że skoro ten człowiek tam jest, to nie ma miejsca na niego.
Wstrzymując oddech powoli zaczął naciskać spust, gdy nagle eksplozja rozerwała ambonę, a huk spłoszył pasącego się jelenia. Zerwał się galopem i na oślep pobiegł pomiędzy drzewa godnie niosąc poroże.
Dymiąca ruina ambony była rozrzucona na boki, a sterczały tylko wysokie drewniane drągi podstawy. Człowiek z pepeszą przeszedł przez polanę śladami jelenia. Podszedł do leżącego wśród zgliszczy korpusu człowieka w zielonej kurtce. Pochylił się nad nim, odwrócił go na plecy, sięgnął do wewnętrznej kieszeni na piersi i wyciągnął portfel. Rozłożył go, zdejmując rękawice, parując na mrozie znalazł czerwoną książeczkę i otworzył ją.
-  Pan generał służby bezpieczeństwa Jerzy Milewski. No tak, jednego mniej.
 
Potem schował do kieszeni trzymany nadajnik detonatora, składając teleskopową antenę, przeszedł nad trupem, przekroczył go i zniknął w zaroślach.
 
+++
 
 
 
 
 
 
Zapraszamy do wstępowania do Reduty Dobrego Imienia – Polskiej Ligi Przeciw Zniesławieniom. Formularz jest na stronie Reduty http://reduta-dobrego-imienia.pl/?page_id=2.
 
Zapraszamy także do składania podpisów pod petycją do Sejmu w sprawie uznania użycia sformułowania „polskie obozy koncentracyjne” za kłamstwo oświęcimskie. Formularz PDF do pobrania jest pod tym linkiem : http://reduta-dobrego-imienia.pl/?wpdmact=process&did=NS5ob3RsaW5r

www.szczurbiurowy.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura