Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
673
BLOG

Polska musi mieć strategię obronności

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Bezpieczeństwo Narodowe Obserwuj temat Obserwuj notkę 29

image

Z dr. hab. nauk wojskowych, wykładowcą akademickim, Romualdem Szeremietiewem, byłym wiceministrem i p.o. ministrem obrony narodowej, rozmawia Mariusz Kamieniecki

Jak Pan Minister ocenia ustawę o obronie Ojczyzny po roku jej funkcjonowania? Czy nadrabiamy zaległości? Mamy przecież wzrost nakładów na armię z 2 do 3 procent PKB. W Akademii Sztuki Wojennej w Warszawie odbyła się dzisiaj konferencja „Rok od ustawy o obronie Ojczyzny – Rok ważnych zmian” podsumowująca ten okres...

– Niewątpliwie nadrabiamy zaległości i zaniedbania, ale żeby nie było tak różowo, to mimo wielu pozytywnych sygnałów, działań – dwie rzeczy są wciąż nierozwiązane. Po pierwsze – w działaniach rządu ciągle nie mogę dostrzec strategii obronności dotyczącej kwestii militarnych, wojskowych, która powinna być zasadniczą wytyczną, jeśli chodzi o to, co się dzieje w sferze obronności państwa. Sama ustawa o obronie Ojczyzny – jakkolwiek ważna, potrzebna i dobrze, że jest – nie wystarcza. Rozumiem, że ustawa o obronie Ojczyzny powstała w wyniku pewnych intuicji ludzi, którzy pracowali nad tym, co trzeba robić w tej sferze, ale intuicja w tak ważnym obszarze, jak obronność i bezpieczeństwo państwa, to trochę za mało. Druga kwestia jest taka – mamy przed sobą poważne zakupy i wprowadzanie na stan uzbrojenia polskiej armii duże ilości ciężkiego sprzętu, mamy też zapowiedzi rozbudowy armii, powołanie do istnienia nowych jednostek, niestety – w mojej ocenie – jest wątpliwe, czy uda się pozyskać wystarczającą liczbę żołnierzy do armii i do tych właśnie nowych jednostek. Jest to uzasadniona wątpliwość – zważając, że ciągle nie odwieszono poboru do zasadniczej służby wojskowej, co wydaje się koniecznością. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że w roku wyborczym przywracanie poboru nie jest najlepszym pomysłem – z punktu widzenia rządzącej Zjednoczonej Prawicy, która w moim przekonaniu nadal powinna rządzić Polską. Natomiast zakładając, że Prawo i Sprawiedliwość wygra jesienną batalię wyborczą, bo coraz więcej na to wskazuje, to nie wiem, czy na zasadzie ochotniczej służby wojskowej uda się zbudować trzystutysięczną armię, o czym tak dużo mówi wicepremier Mariusz Błaszczak.

Skupmy się na tej pierwszej kwestii. O braku strategii obronności mówi Pan od dawna, ale nic się w tej materii nie zmienia. Dlaczego?

– Wygląda na to, że opowieści bądź co bądź doświadczonego eksperta, który przez jakiś czas był ministrem, a którego niesprawiedliwie odsunięto, za to, że dbał o stan polskiej armii, dzisiaj na nikim nie robią wrażenia. Tak czy inaczej zastanawia mnie – biorąc pod uwagę kadrę dowódczą wyższego szczebla w Wojsku Polskim, mam na myśli paru generałów, których cenię i znam – jak to możliwe, że oni nie mają świadomości braku strategii obronności. Rodzi się zatem pytanie: czy przypadkiem między polityką, a więc między tymi, którzy zawiadują całością, a tymi, którzy przygotowują wojsko do obrony – akurat w tym obszarze – nie brakuje komunikacji…? Nie rozumiem tego.

Może z tymi informacjami, z tym przekazem do rządzących przebijamy się zbyt słabo, a może ich zaufanie we własne siły, przekonanie o nieomylności jest tak duże, że nie dopuszczają do siebie głosu innych?

– Chyba chodzi o to drugie. Nie ulega wątpliwości, że ostatnie kilka lat rządów Zjednoczonej Prawicy, zwłaszcza zapowiadane i realizowane zakupy sprzętu wojskowego, to są sukcesy, bo udaje się zrobić coś, o czym przez długi czas nie można było nawet marzyć. Mam na myśli szczególnie zakup dużej ilości broni pancernej, broni artyleryjskiej, również w lotnictwie – w siłach powietrznych pojawiają się bardzo ciekawe uzupełnienia, bo oprócz myśliwców F-35 będziemy mieć także koreańskie FA-50, również nowe APACHE –amerykańskie śmigłowce zasilą naszą armię itd. I to wszystko może się podobać, natomiast to, że to mi się podoba, nie oznacza, że nie dostrzegam braków, o których mówię, które są w mojej ocenie bardzo istotne – i one niestety wciąż występują.

Wojsko Polskie, nasza armia – jak Pan zauważył – staje się coraz silniejsza, ale – zważając na sytuację geopolityczną – czy nie jest błędem przekazywanie naszych czołgów Ukrainie w sytuacji, kiedy nie mamy nowych jednostek?

– Nie. Nie wydaje mi się, żeby przekazywanie broni walczącej Ukrainie było błędem. Wprost przeciwnie. W naszym interesie leży, żeby po pierwsze: Ukraina wytrwała w oporze przeciwko rosyjskiemu najeźdźcy, a najlepiej żeby zwyciężyła w tej wyniszczającej wojnie. W związku z tym to, co my oddajemy Ukraińcom – mam na myśli sprzęt pancerny – jest jak najbardziej zgodne z naszym interesem narodowym, i co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Po drugie: biorąc pod uwagę, że sprzęt ciężki zamówiony czy to w Stanach Zjednoczonych, czy w Korei Południowej już się pojawia w Wojsku Polskim, to minister obrony zakłada – chyba słusznie, że ma jeszcze trochę czasu żeby broń, która jest nam potrzebna, pozyskać. Tak czy inaczej nie mam tutaj obaw, natomiast moje obawy dotyczą ludzi, którzy w tej armii powinni się znaleźć – o czym już wspomniałem. Z tym, że problem jest tutaj szerszy, bo to jest kwestia przygotowania całego społeczeństwa polskiego do tego, żebyśmy w oczach potencjalnego agresora prezentowali się jako społeczeństwo, jako naród, który w momencie ataku na pewno się nie podda, ale stawi opór. Pamiętajmy więc, że odstraszanie nie polega tylko na ilości posiadanych luf, skrzydeł i innych rodzajów broni, ale przede wszystkim na woli oporu, którą wyraża całe społeczeństwo, cały naród.

A jak to wygląda?

– Przede wszystkim mamy nieszczęsną wojnę polsko-polską, mamy nierozumne zachowanie tzw. opozycji, która robi wszystko, żeby państwo polskie, które oni prześmiewczo zwą „państwem PiS-u”, żeby to nasze państwo polskie było jak najsłabsze. To jest też pewien znak wysyłany dla potencjalnego agresora, że gdyby chciał na nas ruszyć, to istnieją pewne przyczółki, na których będzie mógł wylądować, żeby Polskę rozwalić. I ta postawa opozycji siłą rzeczy musi niepokoić, bulwersować.

Wśród przeciwników reform polskiej armii, powiększania jej potencjału są m.in. generałowie w stanie spoczynku czy szefowie i wiceszefowie MON.

– Niestety, ale tak to wygląda. W swojej działalności miałem epizod „współpracy” z min. Tomaszem Siemoniakiem. To była jego inicjatywa – mianowicie, kiedy w lutym 2014 roku Rosja po raz pierwszy zaatakowała Ukrainę – wówczas w głowie Siemoniaka pojawiła się refleksja i wtedy zaprosił mnie do MON, aby porozmawiać. Podczas tego spotkania powiedziałem o moich spostrzeżeniach, jak ja widzę problem i co należałoby zrobić. Mówiłem też przede wszystkim o strategii obronności oraz o tym, jak ważnym elementem może być przygotowanie polskiego społeczeństwa do obrony i że sposobem na to powinna być powszechna obrona terytorialna. Jednak, kiedy wyraziłem krytyczne stanowisko wobec kontraktu MON na zakup francuskich śmigłowców H225M Caracal, wówczas Siemoniak oświadczył, że jakakolwiek współpraca jest niemożliwa i że jestem rzekomo nielojalny. Swoją drogą nie wiedziałem, że mam być lojalny wobec rządów Platformy czy jakiejkolwiek innej struktury politycznej, bo jestem lojalny tylko wobec państwa polskiego i niepodległej Rzeczypospolitej. Tak na marginesie, takie stanowisko nie wychodzi mi na dobre, bo struktury polityczne wciąż odgrywają w Polsce bardzo dużą rolę.

W tym momencie nasza armia liczy ok. 160 tysięcy żołnierzy, ale według zapowiedzi ma liczyć 300 tysięcy. Żeby ten stan osiągnąć, trzeba czymś przyciągnąć do służby w Wojsku Polskim. Jak zatem ocenia Pan system zachęt dla nowych poborowych?

– Jest tego dużo, jest cała kampania, są różne sposoby przyciągania ludzi do służby w Wojsku Polskim – także jeśli chodzi o wynagrodzenie dla żołnierzy zasadniczej służby wojskowej oraz służby w zawodowym wojsku, gdzie uposażenie jest jeszcze wyższe. Zrobiono bardzo dużo w tej materii. Jest dobrowolna zasadnicza służba wojskowa, są Wojska Obrony Terytorialnej, są szkolenia itd. I ja te wszystkie działania doceniam, bo w porównaniu do tego, co było, kiedy poprzednia koalicja rządząca Polską – Platforma z PSL-em, zawiesiła pobór do wojska, nie było nawet szkoleń rezerwy, a ponadto zlikwidowała jednostki wojskowe, podobny los spotkał też Obronę Terytorialną. I to pokazuje olbrzymią asymetrię między rządami koalicji PO – PSL a rządami Zjednoczonej Prawicy, która robi wiele w dziedzinie modernizacji polskiej armii, zwiększenia jej liczebności, poziomu wyszkolenia itd. Dziś polska armia ma pięć rodzajów sił zbrojnych, w tym utworzone w 2017 roku Wojska Obrony Terytorialnej. A zatem plusów jest dużo i to, co dobre, to chwalę i wyrażam swoje zadowolenie, że dużo dobrego się dzieje, ale zasadnicze problemy, o których wspomniałem na początku naszej rozmowy, są wciąż nierozwiązane, a powinny być. Muszę przyznać, że nie wiem, dlaczego tak się dzieje, bo sporo mądrych ludzi w MON-ie i w ogóle w Wojsku Polskim przecież jest i powinni oni dostrzec, że konstrukcja obronności państwa – w tym również sił zbrojnych – jest uzależniona i wynika z tego, co zawieramy w strategii obronności, czyli naszym sposobie obrony kraju. Z tym że tej strategii ciągle, niestety, brakuje. Dlaczego – tego nie umiem powiedzieć…            

Dziękuję za rozmowę. Mariusz Kamieniecki

image

Artykuł opublikowany na stronie: https://naszdziennik.pl/mysl/275082,polska-musi-miec-strategie-obronnosci.html




Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo